Athlantis – Chapter IV
(2 maja 2017, napisał: Pudel)

Europejska odmiana power metalu, popularna gdzieś dwie dekady temu to jeden z tych gatunków, o którym można powiedzieć, że nikogo nie pozostawia obojętnym. Jest to na tyle specyficzne granie, że albo to do kogoś trafia z całym dobrodziejstwem inwentarza, albo nie. We Włoszech zawsze było to rycersko – smoczo – galopujące granie popularne, chyba każdy kojarzy nazwy w rodzaju Rhapsody czy Labyrinth. Bohaterowie dzisiejszej recenzji też pochodzą ze „słonecznej Italii” (z Genui konkretnie), i grali lub też grają w milionie innych kapel. Chapter IV to jak sama nazwa wskazuje… trzeci album wydany pod tym szyldem (jak się okazuje, między płyta numer jeden a numer dwa miał być jeszcze jeden album, ale do dziś się nie ukazał). Jak na najmarniej 15 lat grania wynik bez szału, ale ni ilość się przecież liczy… Jak więc tu jest z jakością? Nie będę owijał w bawełnę, ja akurat dosyć mocno jestem odporny na urok tak rozumianego power metalu. Jednak płyta Athlantis w kilku kwestiach mile mnie zaskoczyła. Przede wszystkim przytrafiają się tu całkiem ciekawe riffy. Sekcja poza galopadami na oślep bez sensu i celu nie raz grywa po prostu na heavy metalową modłę… a i bardziej rockowe fragmenty tu znajdziemy. Wokalista śpiewa dosyć wysoko ale bez wchodzenia w rejestry typowe raczej dla kastratów. Brzmienie, ogółem produkcja są dosyć, hm, mężne. W sensie, że jest tu trochę, tak odrobinkę ciężaru. Nie ma też na szczęście „symfonii” rodem z Casio. Myślę więc, że zwolennikom tego typu grania może ten album zrobić całkiem dobrze. Wszystkim pozostałym ciężko jednak mi ten album polecić. Ok, nie wywołuje bólu zębów – a w przypadku tego gatunku to już coś! – ale podobnie jak w przypadku recenzowanego przeze mnie kilka dni temu innego zespołu ze stajni Diamonds – Ruxt (ktoś z tamtej kapeli zresztą gra i tu) ciężko oprzeć się wrażeniu, że potwornie to wszystko sztampowe i przeciętne. Płyta Athlantis wypada lepiej, jest bardziej zwarta, żywsze te granie jest to i nie denerwuje tak jak propozycja Ruxt. No ale przyznacie, że trochę to mało, zwłaszcza, że to przecież nie debiut a grajkowie nie maja po 18 lat. „Chapter IV” to jeden z tych albumów, którego jak najbardziej można posłuchać, tylko zwyczajnie nie wiem po co ktoś by miał to robić. Ale jak już pisałem – jeśli tylko lubicie power z lat dziewięćdziesiątych rodem – sprawdźcie, może znajdziecie tu coś, czego ja nie będąc fanem gatunku nie zauważyłem.
Wyd. Diamonds Prod, 2017
Lista utworów:
1. The terror begin
2. Master of my fate
3. Ronin
4. Our Life
5. The endless road
6. Crock of moud
7. Face your destiny
8. Just fantasy
9. Reset
10. The final scream
Ocena: +5/10
