SUMOSLUTS – FAT. HOT. SEXY.

(23 września 2013, napisał: Pudel)


SUMOSLUTS – FAT. HOT. SEXY.

Czy się to komuś podoba czy nie, pierwsze skojarzenia większości ludzi na hasło „niemiecka muzyka” to rzeczy ciężkie, marszowe i posępne, w dalszej kolejności – thrash i heavy metal, majestatyczna elektronika i biesiadne szlagry. Dźwięki rock’nrollowe, luźne, wesołe raczej nigdy specjalnością naszych zachodnich sąsiadów nie były(oczywiście bardzo tutaj uogólniam, bo choćby nurt krautrockowy był jednym z odważniejszych i swobodnych zjawisk w muzyce rockowej, ale nie czas i miejsce by się o tym tutaj rozpisywać). Tymczasem formacja o wdzięcznej(i po niemiecku subtelnej inaczej) nazwie Sumosluts wymyśliła sobie właśnie granie z pogranicza stonera, rock’n’rolla czy nawet grunge’u jako sposób na spędzanie wolnego czasu. Grupa istnieje od 2010 roku, ale od tego czasu dorobili się już EPki i dwóch dużych albumów, opisywane w tym miejscu wydawnictwo to właśnie drugi długograj rzezimieszków z Bambergu. Co można powiedzieć o samej muzie z „Fat. Hot. Sexy.”? Ano, fajna jest. Album zrobiony jest według wzorców wymyślonych i sprawdzonych ze cztery dekady temu – dziewięć kawałków, niespełna trzy kwadranse muzyki, utwory utrzymane są w dosyć szybkim tempie, oparte są na solidnych, naprawdę mogących się podobać riffach gitary, stwierdzono także zupełnie przyjemne, chwytliwe refreny na przykład w numerze „Before I die”. Brzmieniowo toto przemieszcza się pomiędzy dźwiękami a’la Kyuss, Sheavy(jeśli chodzi o samo brzmienie – utwory są jak wspomniałem raczej dosyć szybkie), grungem spod znaku Godsmack czy Soundgarden a w takim „Pretending” słychać nawet jakieś echa takiego zwykłego, „amerykańskiego” hard rocka z lat osiemdziesiątych(podobnie jak w refrenie „One more time”). Najbardziej „grungowy” jest chyba wokal, w mocniejszych partiach zbliżający się do Chrisa Cornella. Pewne gitarowe zagrywki z tego albumu sprawiły też, że przed oczyma stanęła mi nazwa naszych rodzimych stonerowych herosów z Corruption. „Fat. Hot. Sexy” to jedna z takich płyt, gdzie naprawdę nie sposób się do czegokolwiek przyczepić – jest czad, jest rokenrol, jednocześnie całość jest przemyślana i nie ma tu dźwięków niepotrzebnych czy błądzenia po artystycznych manowcach. Na imprezę czy do samochodu płyta jak znalazł.

 

Wyd. Noisehead records, 2013

 

Lista utworów:

 

1. Son of a bitch

2. Losing my mind

3. Pretending

4. Be there

5. Before I die

6. Believe me

7. One more time

8. Just wanna say

9. Wasting my time

 

Ocena: 8/10

 

Facebook

 

 

divider

polecamy

Exul – Path To The Unknown Faust – Cisza Po Tobie Stillborn – Cultura de la muerte
divider

imprezy

Exodus, pionierzy thrash metalu, powracają do Polski! 06/04/2024 Ariadne’s Thread, Slave Keeper, The Masquerade, Kruh 25/05/2024 KREW OGIEŃ ŚMIERĆ: Stillborn, Ragehammer, Hellfuck, Chaingun Trve Metal Camp vol. 4 22/03/2024 – Dom Zły & Clairvoyance & Moriah Woods Aftermath Tour – Banisher, Truism CZARNA WIELKANOC vol.1 THE ACT OF FRUSTRATION TOUR Injure Grind Attack Stillborn, HellFuck, Ragehammer w maju Left To Die i Incantation na jedynym koncercie w Polsce! MASTER gwiazdą finałów polskiego Bloodstock! Wolves In The Throne Room, Gaerea oraz Mortiferum zagrają w Polsce Tribute To Seattle 2024 Unholy Blood Fest vol. 3 Sepultura po raz ostatni w Polsce!
divider

patronujemy

Trzecia płyta ATERRA Narodowy spis zespołów – Artur Sobiela, Tomasz Sikora Premiera albumu „Szczodre Gody” Velesar NEAGHI – Whispers of Wings Taranis „Obscurity” ROCK N’SFERA 5 ATERRA – AV CULTIST ‚Chants of Sublimation’ Trichomes – Omnipresent Creation
divider

współpracujemy

Sklep Stronghold Musick Magazine nr 31 VooDoo Club MORBID CHAPEL RECORDS Wydawnictwo Muzyczne Pscho Hellthrasher Productions SelfMadeGod Godz Ov War
divider

koncerty