Ironbound – Serpent’s Kiss
(16 października 2024, napisał: Prezes)
Mam nadzieję, że chłopaki z Ironbound mają do siebie choć trochę dystansu i nie obrażają się za porównania do Iron Maiden… W przeciwnym wypadku muszą mieć przejebane, bo od tych porównań po prostu nie da się uciec. Meidenowe jest tutaj (prawie) wszystko: struktury utworów, melodie, układ riffów, solówki, perkusyjne bicia, brzmienie, wokale… nawet grafiki na tej i poprzedniej płycie kojarzą mi się jakoś z „Somewhere in Time”. Od razu zaznaczę jednak: to absolutnie nie jest zarzut z mojej strony, bo „Serpent’s Kiss” to po prostu świetny album, z tym że mocno inspirowany. Wiadomo jednak, że jeśli ktoś chce grać klasyczny heavy metal to od pewnych porównań nie ucieknie, koła na nowo nie wymyśli, więc chyba nie ma co się z pewnymi fascynacjami czaić i tak pewnie zrobili panowie z Ironbound. Na całe szczęście trafiło na grupę naprawdę utalentowanych chłopaków, którzy starają się robić coś więcej, niż tylko wrzucać maidenowe riffy do miksera i serwować z tego przypadkowo poskładane wałki. Tutaj mamy naprawdę znakomicie skomponowane utwory, w których jest dynamika, dramaturgia i przede wszystkim niesamowita przebojowość. Przecież taki otwieracz, albo następny w kolejce „Holy Sinners” to tak żrące i prące do przodu kawałki, że głowa mała. W tej najnowszej dyskografii Żelaznej Dziewicy, pełnej rozbudowanych, rozwleczonych kawałków, wręcz brakuje mi takich hitów. Oczywiście trafiają się na „Serpent’s Kiss” też bardziej ‘progresywne’ motywy albo utwory aspirujące do miana metalowej ballady, jak choćby „The Healer of Souls”, ale to tylko urozmaica całość i sprawia, że ten krążek jest jeszcze bardziej interesujący. Słucha się tego naprawdę wybornie, szczególnie że produkcja tego materiału jest bardzo udana i przyjemnie „meidenowa” (ahh ten harrisowy basik!). Jeśli miałbym tutaj na coś ponarzekać (tak dla zasady) to byłby to chyba tylko wokal… Technicznie nie mam się raczej do czego przyczepić (tak jak bym się na tym znał hehe), jednak jak dla mnie wokal Łukasza jest trochę zbyt delikatny, przydałoby się tu więcej ognia i szaleństwa, choć to pewnie tylko moje spaczone brutalnymi wyziewami ucho…
Dopóki takie kapele jak Ironbound będą grać i tworzyć to o kondycję krajowego klasycznego heavy metalu możemy być spokojni. Ba, z takim krążkiem jak „Serpent’s Kiss” mogą śmiało uderzać za granicę, bo to świetne granie i basta!
Wyd. Ossuary Records, 2024
Lista utworów:
1. Doomsday To Come
2. Holy Sinners
3. Serpent’s Kiss
4. The Destroyer Of Worlds
5. The New Dawn
6. Forefathers’ Rites
7. Vale Of Tears
8. The Healer Of Souls
Ocena: +8/10