Blitzkrieg II – Lublin
(5 października 2004, napisał: Metanol)
Data wydarzenia: 5 października 2004
Po roku przerwy VADER znowu wydał kompakt i ruszył w trasę po Polsce. Czy to dobrze czy źle nie będę dywagował. W każdym razie dzięki temu można było zobaczyć jeszcze 3 kapele: LOST SOUL, CETI, CRIONICS. Ja głównie wybrałem się na ten koncert z powodu wrocławskich diabłów. Jak zwykle trasa organizowana przez M.Kmiołka zahaczyła o lubelski klub Graffiti i było dobrze zorganizowana i rozpromowana. Ludzi było mniej więcej tyle, co poprzednio, chociaż średnia wieku zeszła trochę w dół.
Zaczęło krakowskie CRIONICS. Słyszałem wiele dobrego o ich koncertach i moim zdaniem źle nie było. Pomalowane ryje, pieszczochy idealnie komponowały się z wściekłym black metalem. Spodziewałem się większa kopa od tych kawałków, ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Trzeba przyznać, że doskonali z nich instrumentaliści i świetnie się znajdują w stylistyce blacku z klawiorami. Było im trochę ciasno na scenie właśnie z powodu parapetu, więc koncert był nieco statyczny, jednakże o moshingu nie zapomnieli. Na zakończenie bardzo dobrze zagrali cover "The Loss and Curse Of Reverance", z wokalami basisty (wyglądał jak sam Diabeł) Destroyera. Istotne było to, że klawisze były słyszalne, co wzbogaciło atmosferę. CRIONICS jak na pierwszą kapelę zebrał sporo ludzi na parkiecie, porównywalne, co dwie następne kapele, a także miał w miarę dobre brzmienie.
Następnie na scenę wszedł chyba najbardziej kontrowersyjny zespół z całego zestawu – CETI. Kapele legendarnego Grzegorza Kupczyka zagrała bardzo rasowy, heavy metalowy koncert i zadziwił mnie odbiór, gdyż nawet najwięksi hardkorowcy nie narzekali, że to lajt tylko się bawili. Nie znam zbyt dobrze repertuaru zespołu, ale zapodawali wiele kawałków z angielskiej wersji ich ostatniej płyty. Zagrali na jedną gitarę, lecz dzięki klawiszom nie było ta tak odczuwalne. Także pani od parapetu wspomagała Kupczyka wokalnie. Główny bohater rządził publicznością, a ta mu jadła z rąk, robili co chciał. Śpiewał też nieźle, a z tym różnie u niego bywa. Na bis zagrali cover…TURBO. Wybrali rozpierdalający kawałek "Sztuczne Oddychanie" i dzięki temu wśród publiki zapanował amok. To wykonanie trochę mnie rozbudziło, bo przez większą część występu CETI przysypiałem.
Później przyszłą kolej na LOST SOUL. I tu byłem wpiekłowzięty. Od początku zniszczenie – ale tak bywa, gdy zapodaje się "To The New Light!", potem niezgorzej na zmianę lecą kawałki z pierwszej i drugiej płyty Wrocławian. Gorzej było, gdy zagrali nowe kompozycje – nie mają one takiej siły, wściekłości, za dużo w nich zwolnień, jednym słowem trochę nudzą. Jednakże stare utwory oraz cover "Rapture" rozpiżdzały doszczętnie. Doskonałe brzmienie pozwoliło się nimi wspaniale rozkoszować. Genialne solówki Jacka Greckiego i jego różnorodne wokale były dużym plusem występu LOST SOUL. Także Adam za garami napierdalał takie blasty, że tynk spadał. Reszta składu też dawała radę, ale oni byli bardziej skoncentrowani na machaniu herami z ogromną częstotliwością i patrzeniem na gryfy szatańskich, siedmiostrunowych gitar, które stały się znakiem charakterystycznym tej kapeli. Generalnie świetny występ, tyle, że nowe kawałki zepsuły mi trochę odbiór.
No i przyszła kolej na gwiazdę – VADER. Każdego śmieszyła scenografia z poprzedniej trasy, jednakże teraz Peter pobił samego siebie – takiej wioski to ja dawno nie widziałem. Novy wyglądał jak kawałek jezdni z linią przerywaną, lider kapeli za to wystąpił w koloratce. Żenada. Tym razem po bokach zawisły nie odwrócone krzyże, ale czaszki z okładki "The Beast". Sam występ też nie był zbyt interesujący. Nowe kawałki nie mają tej siły, co stare, stare się już trochę znudziły. Także brzmienie było tak beznadziejne, że aż CRIONICS miał lepsze. Wokal nie wyraźny, wszystko za głośno (w szczególności bębny). A kiedy Peter zaczynał grać solówki to już chciałem uciekać. Na płytach brzmią one nieźle, ale na koncertach (źle nagłośnionych!) powodują cholerny ból głowy. Uważam, że Piotrusiowi powinno się odkręcić wajchę od gitary. Nie można mu jednak odmówić charyzmy i umiejętności czarowania publiczności, w których to chyba niedługo dorówna Kupczykowi. Tak więc nie był to najlepszy występ VADER. Maniakom tej kapeli i tak się na pewno podobało.
Gdyby nie LOST SOUL to prawdopodobnie mnie by na tym koncercie nie było. Uważam, że polska kapela eksportowa powinna lekko zwolnić, bo już chyba się ich muzyka przejadła. CETI i CRIONICS dały radę, lecz bez rewelacji. "Blitzkrieg 2004" był dużo ciekawszą trasą i mam nadzieje, że za rok VADER w Lublinie się nie pojawi.
