Aeris – Temple
(27 sierpnia 2013, napisał: Paweł Denys)

Lubię takie pozytywne zaskoczenia. Przed otrzymaniem tego materiału do recenzji zostałem poinformowany, że to jakaś mieszanka kilku stylów i że może być ciężko to wysłuchać. Jakież było moje zdziwienie po odpaleniu płyty. Okazało się, że to co na „Temple” gra zespół Aeris trafia wprost idealnie w mój gust. Ci czterej dżentelmeni faktycznie grają niezłą mieszankę, ale robią to z taką swobodą, ogładą i luzem, że praktycznie już po pierwszym przesłuchaniu zostałem kupiony. Aeris klasyfikuje swoją muzykę jako progresywny metal jazz i jest w tym stwierdzeniu bardzo dużo prawdy. Znajdziecie tutaj bez problemu nawiązania do Meshuggah w początkowych fragmentach trwania albumu. Ciężar dominuje na początku i gdy wydaje się, że nic zaskakującego już w tym nie będzie im dalej w las tym więcej się tu dzieje. Aeris skręca na albumie w różne strony i nie boi się zagrać delikatnie, czy wręcz oprzeć swojej muzyki o jazzowe rejony, jak czyni to w wypełnionym fenomenalnym klimatem „Horizon”. Dużo tu też nawiązań do post rocka, co moim skromnym zdaniem ubarwia płytę i powoduje uczucie obcowania z muzyką wysokich lotów. Cały album jest zmyślnie zaaranżowany. Zaczynamy od trzęsienia ziemi, aby w połowie się wyciszyć i dać ponieść się refleksji, a na koniec jesteśmy miażdżeni za pomocą utworu „Capitan Blood”. Ja doprawdy daleki jestem od popadania w przesadnie pochwalne tony, ale gdy na mojej drodze staje taka płyta jak „Temple” to wszelkie opory nie mają racji bytu po prostu. Trudno zachować trzeźwe spojrzenie, gdy tak doskonale ciężkie, a zarazem przestrzenne dźwięki wypełniają przestrzeń. Gdzieś po głowie latają mi tu lekkie skojarzenia z pierwszym albumem Tides From Nebula, gdzieś obok ciężar znany ze wspomnianej już Meshuggah, a wszystko to spaja doskonały klimat całości, a wszystko to za pomocą tylko samej muzyki, gdyż wokalu tu nie uświadczycie, co z pewnością nie jest wadą płyty. Sami się o tym przekonacie. Nie znajduję na tym albumie żadnych minusów, chociaż w pewnych momentach może tu doskwierać brzmienie. Czasami aż prosi się to wszystko o jeszcze głębszy i cięższy sound, ale to tylko malutki minusik, który nic a nic nie wpływa na odbiór „Temple”. Te dwadzieścia osiem minut to po prostu muzyka bardzo wysokich lotów. Muzyka wielokrotnego użytku, która potrafi świetnie zaskoczyć. Dla mnie ten album to odkrycie roku jak na razie.
Wyd. Ex-Tension Records, 2013
Lista utworów:
1. Flame-Hidden Sun
2. Flame-Rising Light
3. Richard
4. Horizon
5. Robot
6. Capitan Blood
Ocena: 9/10
