Brutal Assault 2013, Jaromer 7-10.08.2013

(17 sierpnia 2013, napisał: Paweł Denys)


Brutal Assault 2013, Jaromer 7-10.08.2013

Chyba nikt nie ma wątpliwości dlaczego na początku sierpnia olbrzymie grupy fanów ciężkich brzmień pielgrzymują do Jaromera? Festiwal, który się tam odbywa to po prostu mus dla każdego, kto uwielbia posłuchać dobrej muzyki na żywo, spędzić kilka dnia w całkowitym oderwaniu od spraw doczesnych i przy okazji nie wydać na to fortuny. Korony czeskie są tanie hehe….

 

Środa. Udało się znaleźć całkiem ustronne miejsce na rozstawienie namiotu wśród krzewów, co okazało się w ostatecznym rozrachunku wprost zbawienne. Zawsze to trochę mniej upału i więcej cienia. Chwilka rekonesansu i trzeba było lecieć na plac koncertowy pozałatwiać sprawy z akredytacją itp. Lekki chaos przy wejściu i chwilowe odsyłanie z jednego punktu do drugiego, ale w końcu wszystko się udało i zameldowałem się przed scenami. Akurat produkował się czeski Malignant Tumour. Ich muza w koncertowym wydaniu to istne tornado, które nikomu po prostu nie pozwala ustać w miejscu. Potem przyszedł czas na koncert pierwszego zespołu, na który się specjalnie nastawiałem. Ustawianie wszystkiego na scenie, próby dźwięku w przypadku Testament przeciągały się nieznośnie i w końcu z publiki poleciało trochę gwizdów. Zaczęli od „Rise Up” i od razu zonk. Nagłośnienie w połowie kawałka siadło! No nie powiem, uśmiałem się zdrowo. Potem już jednak było bardzo dobrze. Zespół przede wszystkim oparł swój show na nowej płycie, co przecież nie powinno nikogo dziwić. Hit za hitem i tak aż do końca. Malutkim minusem były blasty, które np. w „Native Blood” zagłuszyły resztę instrumentów. Tak czy siak, koncert na duży plus. I tyle z pierwszego dnia, bo zmęczenie długą podróżą dało o sobie znać.

 

Czwartek. Pierwszy poważny dzień, który po prosty obfitował we wrażenia. O występach takich kapel jak Novembers Doom, Philm, Downset czy grających wcześniej Coffins nie będę się rozpisywał, bo raz, że słyszałem je pobieżnie, a dwa, że nie na nie czekałem. Belphegor oczywiście zaprezentował znaną wszystkim doskonale dawkę bluźnierstwa i występ ten można spokojnie odnotować jako udany. Przyszła pora na Devildriver, na który czekałem. Koncert porwał sporą liczbę ludzi, co zupełnie mnie nie zdziwiło. Muzyka tego zespołu wprost idealnie sprawdza się na żywca. Energia, polot, doskonały kontakt z publiką i bardzo dobre brzmienie. Było pięknie. Następny show okazał się jednym z najlepszych podczas całego festiwalu. Trzech skurczybyków z Dying Fetus pomimo dziennej pory i gorąca rozpętało piekło. Sadzili raz za razem potężne songi w publikę, a ja leżałem i kwiczałem. Jedyny minus był taki, że dla mnie grali za krótko. Mógłbym ich oglądać i słuchać zdecydowanie dłużej. Tak powinno się grać death/grind na żywca. Po tym koncercie przyszła w końcu pora odwiedzić namiot piwny, bo spragniony byłem przeogromnie. Powrót na plac nastąpił podczas scenicznej prezentacji Gojira. Z płyt mogę ich słuchać bez końca, a więc tym bardziej byłem ciekaw jak to wypadnie na żywo. Wypadło dobrze, ale szału nie było. Lekko doskwierało brzmienie, niemniej mogę ten show zaliczyć do udanych. Oklaski itp. tylko potwierdziły, że Gojira się obroniła. Anthrax zbytnio mnie nie interesował, a więc odpuściłem sobie. Co dalej tego dnia? Fear Factory. Niezła z nich maszyna koncertowa. Zasadzili samymi hitami, ale ja jakoś nie potrafiłem się oprzeć wrażeniu, że Burton w czystych wokalach się nie popisał. Jedyny mankament tego koncertu, bo poza tym było słychać, że są w dobrej formie i okres zawirowań mają już dawno za sobą. Na tym uważne oglądanie i słuchanie tego dnia się dla mnie skończyło. Pozostałe koncerty przygrywały gdzieś w tle, a ja zająłem się relaksem i spożywaniem trunków wyskokowych. Aha, Marduk to jacyś dziwni ludzi. Odwalili kaszanę i sobie poszli. Krzyż na drogę.

 

Piątek. Zdecydowanie najmocniejszy dzień BA 2013. Na placu zameldowałem się jeszcze przed południem i zdążyłem zobaczyć koncerty Attack of Rage i Katalepsy. Ten drugi ansambl potwierdził swoją klasę. Udowodnili, że niezależnie od pory dnia i innych czynników można zagrać porywający koncert. Wokalista Katalepsy to bardzo zawodowy niedźwiadek i ten koncert należał do niego. Gardło ma potężne. Przyszedł czas na poszwendanie się po obiekcie. Skonsumowałem co nie co, a żarcie było nawet w pytkę. Szczególnie brambory. Polecam! Krótka wizyta na stoiskach z płytami zaowocowała pozyskaniem kilku pozycji, ale tak po prawdzie to ja powinienem unikać takich miejsc, bo jeszcze z torbami kiedyś pójdę. No wiecie, taki mały nałóg, hehe…. Powrót pod sceny i koncert Hypnos. Walec przetoczył się po zebranych ludziach, a zespół potwierdził, że czeska scena death metalowa ma się co najmniej tak dobrze, jak polska. Misanthrope zagrało świetnie. Zabrzmieli jak należy, potrafili wytworzyć mistyczny klimat i tylko światło dzienne zawadzało z lekka, ale to nie mogło przysłonić tego, że ci wyjadacze to po prostu doskonały zespół. Stałem, słuchałem i patrzyłem jak wryty. Następnie pobieżne obejrzenie koncertów Pro-Pain i Loudblast i meldunek pod sceną na Hate. Z ostatnich płyt zespół mnie wcale nie przekonuje, ale byłem szalenie ciekaw, jak to wyjdzie na żywo i co kapela pokaże. Oj pokazali. Precyzja wykonawcza, jedno z najlepszych brzmień całego festiwalu. Adam TFS i spółka to po prostu maszyna, w której nic się nie zacina i każdy trybik chodzi jak należy. Z tłumu dało się usłyszeć bardzo głośne „napierdalać”. Moc i jeszcze raz moc. Wraz z końcem tego koncertu nastała dość solidna burza. Udało mi się w czas zameldować w namiocie piwnym i to z miejscem siedzącym. Sama burza, grzmoty i piorun, który pierdolną kilka metrów od namiotu wywołały niemniejszy aplauz niż koncerty. Istne szaleństwo. Przez to odpuściłem sobie kilka koncertów, ale jakoś tam za bardzo nie żałowałem. Padać przestało, to trzeba było zobaczyć jak wyglądała sytuacja na polu namiotowym. Na całe szczęście namiot przetrwał, a do tego w środku sucho. Bajka. Powrót nastąpił wraz z koncertem Meshuggah. Od razu trzeba jasno napisać, że zespół nie zabrzmiał jak należy. Do ideału było daleko, ale i tak ciężar był okrutny. Ze swojej strony mogę napisać, że byłem zadowolony, ale następnym razem życzyłbym sobie o piekło lepszego soundu. O In Flames nie napiszę nic, bo dla mnie ich muza to właśnie jedno wielkie nic. Na Amorphis czekałem. Się w końcu doczekałem. Bez ogródek napiszę, że to był po prostu świetny koncert. Ich dźwięki nadają się po prostu do scenicznej prezentacji. Set oparty na nowym albumie, ale nie zabrakło innych hitów na szczęście. Tomi Joutsen to wokalista marzenie. Growle zawodowe, czyste wokale to czysta klasa. Pozostali muzycy stworzyli imponujący klimat. Oczarowany byłem i w tym stanie trwam do dziś, nawet pomimo tego, że dźwięk czasem dziwnie falował, ale to wcale nie musiała być wina zespołu. Co dalej? Legendarny Carcass! Chwilkę im zajęło poustawianie wszystkiego, ale oto są i miażdżą! Wielkie brawa dla perkusisty, który siedział sobie spokojnie, ale to co grał było po prostu znakomite. Udowodnili skurczybyki, że ich czas jeszcze nie minął, oj udowodnili. Overkill w swoim stylu. Porwał publikę i zagrał tak, jak na weteranów thrashu przystało czyli świetnie. Ten dzień zamykała Cult of Luna. No cóż, rozczarwanie. Miała być magia, a był chaos. Zdaję sobie sprawę, że nagłośnić tak rozbudowany zespół, to wcale nie musi być prosta sprawa. Niestety magii z płyt odtworzyć się nie udało, a na scenie oprócz dobrej gry świateł nic ciekawego się nie działo. Za krótko, za chaotycznie, zero polotu. Trochę ten zespół stracił w moich oczach. Niestety.

 

Sobota. Ostatni dzień festiwalu. Zanim się podniosłem i wylazłem z namiotu, to na scenie już produkował się Crushing Caspars, a zaraz po nich zagrały War From A Harlots Mouth i We Butter The Bread With Butter. Młodzi ludzie i fani core’a powinni być zadowoleni. Ja wolałem pójść coś zjeść, połazić i poszukać płyt. Obecność obowiązkowa jednak na Rotten Sound, Primordial i Vomitory. Z tych trzech najbardziej zapamiętałem Primordial. Stałem sobie bardzo blisko sceny i chłonąłem każdy dźwięk. Do tego fenomenalne zachowanie wokalisty, dzięki któremu można nie raz było odnieść wrażenie, że śpiewa akurat do konkretnego człowieka. Zwierzaki sceniczne z nich. Ciekaw byłem, co wyniknie z kolaboracji Leprous i Ihsahn’a. Wyniknął z tego koncert, po którym wyszedłem ogłuszony. Długi to był set, ale nie żałowałem nawet sekundy. Do końca zostały mi jeszcze zaledwie dwa interesujące mnie koncerty. Behemoth. Plac się zapełnił bardzo mocno. Ścisk praktycznie panował w każdym miejscu, co tylko potwierdziło, że zespół Nergala, to obecnie ekstraklasa światowego metalu. Spektakl stylizowany na czarną mszę udowodnił, że choćby nie wiadomo co się o nich pisało i mówiło, to oni mają to głęboko w dupie i raz za razem udowadniają, jak potężnym zespołem są. Pełna profeska, a do tego jeden nowy kawałek, który pokazał, że na nowej płycie może być niezła smoła. Został mi jeszcze Opeth. Nudy na pudy. Ten zespół kiedyś był zajebisty, a teraz smęci okrutnie. Po prostu ich muza na takie festiwale się nie nadaje.

 

Na koniec kilka konkluzji. Po pierwsze może już czas, żeby organizatorzy festiwalu pomyśleli nad nowym sprzętem nagłaśniającym i większą kontrolą nad akustykami. Za dużo było koncertów ujowo nagłośnionych, czy po prostu zrypanych w tym elemencie. Po drugie więcej pryszniców. Rzeczka nie załatwi wszystkiego, zwłaszcza że sama nie jest najczystsza. Reasumując jednak to był bardzo udany wyjazd. Cytując jednego z brutalowiczów: „Gdyby nie warunki sanitarne, to tak powinien wyglądać świat”. Nie pozostaje mi nic innego jak się pod tym podpisać. Do zobaczenia za rok!

divider

polecamy

Pincer Consortium – Geminus Schism Ironbound – Serpent’s Kiss Königreichssaal – Psalmen’o’delirium Meat Spreader – Mental Disease Transmitted by Radioactive Fear
divider

imprezy

Grima w Krakowie – Nightside Tour 2025 Sólstafir ponownie w Polsce – koncert w Hype Parku Imperial Age w Krakowie – symfoniczny metal w Klubie Gwarek Esprit D’Air – koncert w Klubie Studio Machine Head i Fear Factory w Katowicach Katatonia w Warszawie – koncert w Progresji Kierunek: Północ – Taake i goście na trzech koncertach w Polsce Death Confession 1349 i ich goście w Krakowie Unholy Blood Fest IV – Toruń Wizjonerzy z Blood Incantation wystąpią w Warszawie i Krakowie! The Unholy Trinity Tour 2025
divider

patronujemy

Trzecia płyta ATERRA Narodowy spis zespołów – Artur Sobiela, Tomasz Sikora Premiera albumu „Szczodre Gody” Velesar NEAGHI – Whispers of Wings Taranis „Obscurity” ROCK N’SFERA 5 ATERRA – AV CULTIST ‚Chants of Sublimation’ Trichomes – Omnipresent Creation
divider

współpracujemy

Deformeathing Prod. Sklep Stronghold VooDoo Club MORBID CHAPEL RECORDS Wydawnictwo Muzyczne Pscho SelfMadeGod Godz Ov War
divider

koncerty