Vader, Dies Irae – Mauser
(11 grudnia 2004, napisał: FATMAN)

Wstępu tym razem nie będzie, gdyż Mauser okazał się niesamowitą gadułą. Sądzę, że ten wywiad pokaże wam inną stronę zespołu. Typowych pytań raczej się nie spodziewajcie…
Witam! Jesteś wstanie powiedzieć, który numer ma mój wywiad?
Oj, ciężko będzie. Nie wiem. Jeździmy już od tygodnia na tym press tour i wywiadów było aż tyle, że nie jestem w stanie odpowiedzieć ci na to pytanie.
Po talerzach na stole wnioskuję, że przed chwilą zjadłeś obiad. Jeśli można, co zamówiłeś?
Zamówiłem naleśniki z owocami. Dzisiaj miałem na nie ochotę.
Czyli mięso nie jest ci w smak?
Nie, nie, nie! Jestem fanem mięsa! Mięso musi być (śmiech)!
Widzę, że siedzi przede mną prawdziwy death metalowiec (śmiech). Dobra, nie będę kantował jak się dziwię, że cię widzę, bo już od dwóch dni miałem cynk, że Peter’a będzie na press tour. Co takiego się stało, że mam dzisiaj przyjemność rozmawiać właśnie z tobą?
Już wyjaśniam całą sytuację. Peter w tej chwili jest w domu, gdyż uległ kontuzji jeszcze przed naszą skandynawską trasą. On się teraz kuruje, gdyż cały czas ma problemy z dyskiem. Dla dobra tych wszystkich koncertów, które mają się odbyć po tym press tour, czyli trasy: polskiej, amerykańskiej (dziś już wiadomo, że ta trasa się nie odbędzie – red.) i europejskiej to lepiej, żeby on odpoczywał sobie w domu i robił wywiady telefoniczne z przedstawicielami mediów zachodnich. Można powiedzieć, że jest na takim domowym press tour (śmiech).
Dzisiaj (22 września 2004 roku) przypadkiem byłem w EMPIKu, w czasie, gdy podpisywaliście nową płytę. Nie będę ukrywał, że to, co zobaczyłem mnie po prostu zszokowało. Kiedy obserwowałem reakcje ludzi na wasz widok, miałem wrażenie, że to nie jest już jakaś sympatia dla zespołu muzycznego, ale fanatyzm. Nie boisz się, że to może być niezdrowe?
Nigdy nie zastanawiałem się nad tego typu kwestiami. W momencie, w którym zaczynałem słuchać muzyki metalowej zespół już był obecny na rynku. Pamiętam, że gdy oni wydawali „Morbid Reich” to też biegłem z wypiekami na twarzy do sklepu po demo. Myślę, że emocje tych ludzi są jak najbardziej pozytywne i oni po prostu cieszą się z tego, że mogą z nami chwilę porozmawiać i wziąć podpis na płycie. Mam nadzieję, że nigdy nie będzie to zmierzać w negatywną stronę…
Niezdrowej i niebezpiecznej miłości?
Tak.
Wspomniałeś, że doszedłeś do grupy w momencie, w którym istniała ona już na rynku od wielu lat. Waszą nazwę zaczerpnięto od nazwy jednej z postaci z filmu „Gwiezdne Wojny”. Jednak samo imię ojca Luca Skywalker’a zostało zaczerpnięte przez George’a Lucasa z łaciny. Ciekaw jestem czy wiesz jak poprawnie wymawiać waszą nazwę? Grasz w „Vejder” czy „Vader”?
Ten film kręcili amerykanie, więc z tego powodu zmieniono wymowę tego słowa. My wymawiamy je z angielskiego, ponieważ jest to najprostszy sposób by wszyscy wymawiali naszą nazwę tak samo. Jeżeli ktoś mówi „Vader” to nam nie przeszkadza, ponieważ każdy wie, że chodzi albo o postać z „Gwiezdnych Wojen” albo nas. Tak naprawdę jest to ta sama nazwa.
Przejdźmy do wasze waszej nowej płyty. Anonsowaliście ją jako dzieło, które będzie bardziej śmiercionośne i agresywne niż „Litany”. O „The Beast” na pewno nie można tego powiedzieć…
Tak, było takie założenie, że nagramy album mocniejszy. Jednak nie chodziło nam o to, że będzie on szybszy, ale po prostu cięższy. „Litany” to generalnie była prędkość, dominowały na niej szybkie kawałki oparte na blastach, które były przeplatane „dwójkami”. Myślę, że stwierdzenie, iż nowy album będzie cięższy udało nam się zrealizować. Może jest on bardziej melodyjny, ale jednak mimo to nie traci on nic ze swojej ciężkości.
Rozumiem. Może to zabrzmi dziwnie, ale abstrahując od tekstów mam wrażenie, że tym razem wyszedł wam album wręcz sentymentalny. Może to wrażenie powodują u mnie to gitarowe intro do „Choices” czy kojarzące się wręcz z heavy metalem riffy…
Naszym założeniem było nagrać album, który sięgnąłby do korzeni muzyki metalowej. Czyli właśnie tych wpływów heavy oraz thrash metalowych. To wszystko zostało zrobione z premedytacją, ponieważ w ten sposób chcieliśmy przypomnieć słuchaczom muzyki ekstremalnej o tym, że death metal nie wziął się znikąd. Ten gatunek muzyczny wziął się z innych podgatunków metalu, które rozwijały tą muzykę dużo wcześniej i chcieliśmy właśnie w ten sposób pokazać ludziom, że oprócz death metalu istnieją jeszcze inne dźwięki, które mają wpływ na ten kanon muzyki. Sądzę, że nam się to udało. Płyta na pewno jest też łatwiejsza w odbiorze, gdyż sama budowa utworów jest prostsza. Riffy są bardziej melodyjne, łatwiej wpadają w ucho. Solówki są wręcz heavy metalowe. Powiem szczerze, że ta muzyka na pewno zachęci do słuchaniu muzyki Vader osoby, które tak naprawdę nigdy wcześniej nas nie słyszały. Zaczynając słuchać naszych dokonań od tych wcześniejszych albumów, potencjalny słuchacz zniechęciłby się do nas. Te wcześniejsze albumy są dla ludzi, którzy już siedzą w metalu i te albumy są zdecydowanie trudniejsze w odbiorze. Ta płyta tak na prawdę jest po prostu bardziej przystępna.
Czyli nagraliście krążek lekki, łatwy i przyjemny…
Może nie lekki, łatwy i przyjemny, ale raczej przypominający ludziom o tych korzeniach. A że wszyło to tak, a nie inaczej jest to konsekwencją tych wpływów thrash/heavy metalowych.
Nie będę ci słodził, że „The Beast” mnie zachwyciła, no bo tak po prostu nie jest. Jednak muszę oddać wam hołd, że wasza muzyka dość znacząco ewoluowała, a przez to udowodniliście, że dalej macie coś do powiedzenia. Można nawet powiedzieć, że jest to materiał w pewnym sensie progresywny…
I właśnie o to chodziło. Mówiłem to już we wcześniejszych wywiadach i będę to powtarzał, że chodziło nam przede wszystkim o abyśmy nie stali w miejscu. Jest to naturalny rozwój zespołu i udało nam się nagrać album zupełnie inny od naszych wcześniejszych dokonań i uważam to za pozytywny aspekt naszej działalności. Gdybyśmy znowu nagrali typowo death metalowy album to głosy krytyki byłyby bardziej słyszalne i podniósłby się mocny szum. Nagraliśmy album, który jest równie mocny jak ostatnie nasze produkcje.
Podejrzewam, że i tym razem teksty z płyty łączą się w jedną całość. Czy jesteś jednak wstanie, choć trochę je przybliżyć przeciętnemu zjadaczowi chleba?
Sam tytuł „Bestia” jest analogią słowa człowiek. Chodziło nam o to by słuchacz zastanowił się, kim naprawdę jest człowiek. Jaki jest? Jaka jest jego natura? Chodziło tu o pokazanie tej drugiej strony człowieczeństwa. Wystarczy tylko spojrzeć na to, co dzieje się w naszych czasach. Tyle negatywnych emocji związanych m.in. z wojną w Iraku i terroryzmem. Przecież w Iraku zabijają się ludzie! Chcieliśmy pokazać człowieka od tej mrocznej strony. Wszystkie teksty opowiadają właśnie o tym, ale aby je zrozumieć, trzeba je po prostu przeczytać.
Ok. Kiedy w zespole pojawił się Simon, Peter stwierdził, że w Vader wreszcie jest bas. Jednak od tego czasu widziałem was już kilka razy na żywo, słuchałem nagrań i dalej mam wrażenie, że wpływ tego instrumentu na wasze brzmienie nie jest zbyt imponujący. Czy nie sądzisz, że uwypuklenie partii basu nadałoby muzyce nowy efekt…
Peter jest tradycjonalistą i nie lubi żadnych udziwnień, jeśli chodzi o gitarę basową. Bas porusza się w tym samym kanonie, co gitary rytmiczne i Novy nie miał generalnie tutaj pola do popisy. Bas jest na płycie i pełni on role takiego dopełnienia gitar, niż samodzielnego instrumentu. Jeśli chodzi o ostatnią płytę Dies Irea tam jest to bardziej słyszalne, gdyż same utwory są bardziej skomplikowane i ich budowa jest bardziej skomplikowana, więc tam Novy miał szersze pole do popisu. Sądzę, że to, że ta linia basu jest taka, a nie inna nie wyszło na złe tej płycie.
Jak określiłbyś atmosferę panującą w zespole po tych wszystkich zmianach składu?
Jest dobrze, choć mieliśmy parę nieprzyjemnych historii związanych z wypadkami na trasie oraz kontuzją Docenta. Muszę powiedzieć, że nie usunęliśmy Docenta z zespołu i on w tej chwili jest w pełni gotowy by znów do nas dołączyć. Z jego ręką jest już wszystko w porządku. Chciałbym przypomnieć, że Doc praktycznie w pierwszym dniu sesji nagraniowej miał wypadek, spadł ze chodów i zerwał ściągną w prawej ręce. Natychmiast po tym całym incydencie Doc wylądował w szpitalu i lekarz powiedział, że prawdopodobnie on już nigdy nie będzie grał. Stwierdził, że to może być koniec jego kariery muzycznej. W tamtym czasie nie wiedzieliśmy, co robić. Przed nami była sesja nagraniowa, która zakończyła się zanim jeszcze na dobre się rozpoczęła. Postanowiliśmy poprosić Darka z zespołu Vesania by nam pomógł i zastąpił Docenta do momentu, w którym wyjaśni się cała ta bardzo niejasna sytuacja. Nie wiedzieliśmy, kiedy i w ogóle czy Doc wróci do formy. Ponieważ terminy nas goniły i byliśmy zobligowani do nagrania tej płyty jeszcze w tym roku, to po prostu poprosiliśmy o pomoc Darka. Jednak tak jak mówiłem wcześniej Doc wraca do zespołu. W tej chwili jestem na press tour. Wracam 22 września, a już 3 października rozpoczynamy naszą polską trasę i nie mamy czasu, aby zrobić próby z Docentem. Z tego powodu umówiliśmy się, że Doc wraca do zespołu na początku przyszłego roku. Jednak zanim to nastąpi Doc pojedzie na trasę europejską zespołu Dies Irea i to będzie dla niego taki mały sprawdzań. Zobaczymy jak się czuje i czy daje sobie radę. Powiem jednak, że jestem spokojny o to czy sobie poradzi, ponieważ widziałem go ostatnio w Olsztynie i sądzę, że jest on w dobrej formie. W zasadzie mógłby już z nami grać, ale brak czasu na zrobienie prób eliminuje go w tym przypadku z roli perkusisty na ten czas.
Cieszę się, że sam poruszyłeś ten temat, ponieważ ja sam nie chciałem cię pytać o tą całą sytuację z Docentem. Myślałem, ze masz już dość tego pytania, bo pojawia się chyba w każdym wywiadzie…
Tak, to pytanie cały czas gdzieś tam się przewija, ale trzeba o tym mówić, bo jest to ważne. Tym bardziej, że ciągle pojawiają się sprzeczne informacje.
A tak w ogóle, to wiedz, że właśnie udało ci się zaszokować mnie po raz drugi w ciągu dzisiejszego dnia.
Dziękuję (śmiech).
Na zdjęciach promocyjnych Vader wydajesz się taki cichutki i spokojny, a teraz widzę, że przegadanie cię nie jest łatwą rzeczą…
Staram się reprezentować godnie zespół i wiem, że wszyscy są przyzwyczajeni do tego, że to Peter reprezentuje medialnie zespół i nie chciałbym, aby były widoczne różnice pomiędzy mną o nim. Głupio by było, jeśli ktoś powiedziałby po tym press tour: „no tak Peter nie pojechał, pojechał kto inny i po prostu dał dupy”. Dlatego staram się wyjaśniać wszystkie, nawet te sporne kwestie. Staram się wyjaśniać wszystkie problemy związane z naszym zespołem. Gram w tym zespole 8 lat, więc mam już pojęcie o tym, co się dzieje. Byłem już kiedyś Peterem na press tour, więc mam już jakieś doświadczeni w tej sprawie.
Nowy krążek jest ostatnią płytą nagraną dla Metal Blade. Jak sądzisz, jaka firma ma największe szanse by wydawać następne produkcje Vader?
W tej chwili mamy już bardzo dużo propozycji od dobrych wytwórni. Po prostu wybierzemy najlepszą propozycję i na razie nie mówimy, że na pewno odejdziemy z Metal Blade. Teraz to tak naprawdę zależy od nich. Jeżeli oni sprostają naszym wymaganiom to nie widzę powodu by nie pracować z nimi dalej. Jeśli nas zawiodą to zawsze możemy odpowiedzieć na propozycję Century Media czy Nuclear Blast. Jeśli interesują się nami takie firmy to samo to w sobie jest już powodem by zmienić wytwórnię. Zawsze jest to ktoś nowy, kto ma świeże, inne spojrzenie na sprawy promocji.
Czytając biografię z waszej oficjalnej strony uderzyła mnie jedna rzecz. Jesteście uważani za klasyka polskiej sceny, prawie jej fundament. Wasze chyba największe dokonania, czyli „De Profundis” i „Black To The Blind” ukazały się analogicznie w latach ’95 i ’97. Przecież to było nie tak dawno, a niektórzy te płyty stawiają na równi z mającym już 20 lat „Regin In Blond”. W sumie jesteście jeszcze zespołem młodym, a macie opinię wręcz dinozaurów sceny?
Może i tak jest faktycznie. To, że zespół istnieje tak naprawdę już osiemnaście lat to nie znaczy, że zespół jest stary. Nasza kariera tak naprawdę rozpoczęła się w roku 1993, w momencie nagrania pierwszej płyty dla angielskiej firmy Earache Records. Właściwie od tego momentu ta grupa zaczęła funkcjonować jak prawdziwy zespół, wydaje regularne płyty, jeździ w trasy koncertowe. Te lata wcześniejsze są na pewno rzeczą ważna dla Peter’a, który podchodzi do tego bardziej z sentymentem, ale dla mnie zespół Vader tak naprawdę zaczął się z momentem wydania pierwszej płyty. Sądzę, że od tego momentu powinno się datować takie drugie narodzenie grupy. Co prawda zespół istniał wcześniej, grał inną muzykę, którą był heavy metal. Tak jak powiedziałem wcześniej sądzę, że tym prawdziwym początkiem był rok 1993, kiedy to zaistnieliśmy na arenie międzynarodowej.
Czy jest jakaś szansa, że te nagrania w jakiś mniej lub bardziej oficjalny sposób będą dostępne? Zbierasz w ogóle bootlegi?
Nie zbieram takich nagrań, ale powiem ci, że istnieje sporo bootlegów z tamtego okresu. W roku 1986 został nagrany koncert, który wydano pod nazwą „Live At Decay”. Trudno jest go dostać, nawet ja go nie słyszałem, chociaż gram z Peterem tyle lat i miałem tyle okazji, aby go przesłuchać. Kiedyś zawsze, kiedy byłem u Petera mówiłem mu: „to Peter puść mi wreszcie ten album abym zobaczył jak wy wtedy graliście” i wiesz, on zawsze miał coś, co bardziej go ciekawiło i chciał abym to usłyszał. Tak długo to odwlekaliśmy, że już sam o tym zapomniałem, ale czasem poprzez takie właśnie pytania jak to, które ty mi dzisiaj zadałeś przypominam sobie, że w ogóle istnieje taki album (śmiech).
Vader na pewno zabezpieczył cię pod względem finansowym. Grasz, więc sądzę, że robisz to, co kochasz. Niby wszystko układa się po twojej myśli, ale czy jest jednak coś, czego się obawiasz, a wręcz boisz?
Fobii jako takich nie mam, ale nie chciałbym się znaleźć w sytuacji, w której na skutek urazu nie mógłbym grać. To by było dla mnie tragedią i ciężko byłoby mi z tym żyć, ale wiem, że na pewno nie załamałbym się i pewnie zająłbym się produkcją muzyczną, która interesuje mnie od pewnego czasu. Działałbym nadal muzycznie, choć co prawda na innym polu. Może muzyka na komputerze? Są teraz duże możliwości, jeśli chodzi o nagrywanie dźwięku na skutek, czego te moje obawy tak mocno przygasły, że już nie myślę o tym.
Masz jakieś doświadczenie na tym polu?
Tak, odkąd dwa lata temu kupiłem sobie komputer to zacząłem rozmawiać z ludźmi, którzy realizują dźwięk. Wcześniej już nagrywałem płyty w studiu, ale jednak samą produkcją się nie interesowałem. Zacząłem od moich przyjaciół pracujących w profesjonalnych studiach nagrań ściągać programy do rejestrowania dźwięku i zacząłem interesować się programami, które generują dźwięki i dzięki, którym można coś tam nagrywać. Już wykorzystałem te umiejętności podczas nagrywania płyty Dies Irea, bo zarejestrowałem sam w domu na komputerze dwu utworowe demo naszej ostatniej płyty. Praktycznie nagrałem tam wszystko sam od gitar rytmicznych, poprzez solówki, a na bębnach skończywszy. Nie było tam tylko wokalu, no bo tak naprawdę ciężko jest w bloku ryczeć (śmiech), ale powiem szczerze, że bardzo mi to pomogło w tworzeniu muzyki na tą płytę. Na pewno takim system pracy będę się posługiwał dalej i będę się starał go rozwijać.
Graliście już z wieloma liczącymi się zespołami. Co najbardziej cię zaskoczyło wśród tego, co widziałeś?
Nie wiem. Generalnie zaskoczyło mnie moje zachowanie w pewnym momencie. W szczególności do członków zespołów, które są od nas zdecydowanie większe albo może nie większe, ale powszechnie uważane za kultowe. Ja z tymi ludźmi potrafiłem normalnie rozmawiać, ale w pewnym momencie łapałem się na tym, że kurde ci kolesie wisieli u mnie w pokoju na plakatach (śmiech). W pewnym momencie zaczynałem tracić wątek i zaczynałem się zastanawiać jak ja powinienem z nimi rozmawiać. Może na „pan” czy powiedzmy zacząć pokazywać im, że są dla mnie kultowymi postaciami? Nie, nie o to chodziło i starałem się traktować tych ludzi jak równych sobie i przede wszystkim oni traktowali mnie jak równych sobie. Bardzo cieszyłem się z tego, że ktoś duży, a nawet wielki potrafi docenić to, że ja gram w dobrym zespole i dobrze wykonuję swoją pracę. Generalnie rozmawiając z ludźmi w momencie, w którym oni mówili o Vader nie mieli tylko i wyłącznie na myśli zespołu, ale mówili też np. o mnie. Dla mnie było to naprawdę bardzo miłe móc usłyszeć, że tacy ludzie mówią, że jestem naprawdę dobrym gitarzystą. Między innymi dzięki temu, wiem że jestem dobrym gitarzystą i nie zmarnowałem tych wszystkich lat na bimbaniu i piciu sobie piwka gdzieś tam po knajpie. Za to ja ciężko pracowałem na ten sukces i teraz ma on wymierne korzyści nie tylko finansowe, ale i zawodowe.
Jak się grało przed Metalliką?
Świetnie, elegancko. To był duży koncert. Ja, tak naprawdę obawiałem się traktowania nas przez ich technicznych na scenie. Bałem się, że oni mogą nie chcieć nam pomagać. Okazało się, że ci ludzie pracujący przy występie zespołu Metallica traktowali nas najlepiej ze wszystkich ekip, z jakimi kiedykolwiek graliśmy. Przy tak poważnym przedsięwzięciu jak koncert Metalliki, przy którym pracuje wielu ludzi przez kilka dni po to by oni weszli na scenę zagrali te dwie godziny i wyjechali stamtąd dalej. Z tego, co wiem oni zaraz po koncercie już jechali dalej. Ci ludzie nam bardzo pomogli, traktowali nas jakby… może rzeczywiście nas znali? Ja tego nie wiem, ja tych ludzi z obsługi nie znałem, ale sądzę, że faktycznie musieli słyszeć o zespole Vader. W stanach graliśmy wiele razy, ja sam zagrałem 6-7 tras z zespołem w USA. Wiem, że Vader w Stanach jest zespołem kultowym i to nie tylko w kręgach ludzi, którzy słuchają death metalu. Nie tylko! To jest bardzo ważne, że ludzie, którzy wykonują czy słuchają inne gatunki muzyczne, nie tylko metalowe słyszeli o zespole Vader i mają pełen szacunek dla tego zespołu. Powiem szczerze, że gdy byłem pierwszy raz w Stanach to mnie zszokowało. Wiadomo, że mieliśmy ograniczenia, jeśli chodzi o światłą i o dźwięk, więc mieliśmy limit głośności. Tak naprawdę nie było to dla mnie ważne, bo cieszyłem się widząc radość na twarzach tych wszystkich osób, które tego dnia znajdowały się na stadionie. Kiedy wyszliśmy na scenę wszystkie ręce poszybowały w górę. To było coś pięknego, więc dałem z siebie wszystko. Na scenie było słychać zupełnie inaczej. Wszystko było głośne i wyraźne. Nie czułem tego ograniczenia i nie wiem jak było z przodu. Przed samym koncertem akustyk zespołu Metallika ostrzegł nas, że stadionie wieje silny wiatr, który jest trochę wyżej od ludzi i on zwiewa dźwięk. Po koncercie ludzi przychodzili do nas i mówili, że mieli wrażenie, że ten dźwięk się kiwał. To był właśnie efekt działania wiatru, a jedyną możliwością zlikwidowania go jest dodanie mocy, a my tego nie mogliśmy zrobić.
Tak w ogóle, jaki kawałek najbardziej lubisz grać na koncertach i dlaczego jest to „Epitaph”?
Już od pewnego czasu lubię grać go na żywo, a wcześniej moim absolutnym faworytem był „Sothis” oraz „Sileni Empire”. To były dwa utwory, które grało mi się najlepiej z całej naszej set listy. „Epitaph” się fajnie zaczyna, a potem dość szybko się rozkręca. Jest ciężki i gra mi się go na pełnym luzie. W ogóle jest to mój ulubiony kawałek z całej płyty „Revelations”.
Jesteś osobą publiczna, a to wiąże się z różnymi bardziej lub mniej miłymi plotkami. Jaka jest najbardziej niedorzeczna historia, jaką o sobie usłyszałeś?
Było parę tych plotek. Generalnie nigdy nie śledziłem tego typu pomówień na mój temat. Ostatnio pojawiła się plotka, że odchodzę z zespołu. Kiedyś przy okazji rozmowy na temat Dies Irea ktoś mnie zapytał, co zrobię, gdy będę musiał wybrać między dwoma zespołami. Powiedziałem, że nie wiem, ale sądzę, że mógłbym odejść by zająć się wyłącznie Dies Irea. Potem podniesiono to do rangi ważnej informacji. Wszelkiego rodzaju plotki są głupie.
Obowiązki waszego managera pełni p. Mariusz Kmiotek. Jest to postać niejednoznaczna, która na pewno zrobiła sporo dla naszej sceny. Czy mógłbyś odnieść do jego wypowiedzi, według której Vader zrobił tyle dla polskiej sceny death metalowej, że nie powinno się już patrzeć na niego w sposób krytyczny, a co gorsza wyrażać swojej ewentualnej dezaprobaty.
Generalnie ja każdej krytyki nie ważne czy pod adresem mojej osoby, Vader czy Dies Irea nie obawiam się. Uważam, że czas na krytykę powinien mieć miejsce i czasem krytyka jest rzeczą ważną, ponieważ pozwala zweryfikować spojrzenie na temat jak funkcjonuje zespół. Nie wiem czy Mariusz podszedł do tego zbyt ambicjonalnie. Ten człowiek poświęcił dużo swojego czasu, nawet tego prywatnego na pracę z zespołem w momencie, gdy tych pieniędzy jeszcze nie zarabiał, bo tak naprawdę na muzyce Vader chłopaki zarabiają od mojego przyjścia do zespołu. Wcześniej te pieniądze za płyty i trasy koncertowe były tak znikome, że pozwalały one na zakup jednej gitary i to wcale nie najwyższej klasy, nie mówiąc już zupełnie o takim normalnym życiu. Ja nie wiem, z czego oni żyli wcześniej. Jeszcze do niedawna Mariusz jeździł rozklekotanym Polonezem i mieszkał w bloku w wynajętym mieszkaniu. W sumie jakiś rok temu dopiero wybudował dom, na który pracował już wiele lat i to po 15-16 godzin na dobę. Z tego powodu nieuzasadniona krytyka skierowana pod naszym adresem jest dla niego bolesna. On w ten zespół wkłada dużo pracy no i człowiek się stresuje. Uważam, że generalnie krytyka powinna być i sądzę, że my ją akceptujemy, a mu chodziło bardziej o tą złą, czyli nieuzasadnioną krytykę ze strony tych ludzi, którzy w tym całym biznesie nic nie znaczą i tak naprawdę dla tej muzyki nie zrobili nic. To jest przykre, ale mnie to nie rusza i mam ją po prostu w dupie.
Quorthon z Bathory opowiadał wszystkim rozmówcom stertę bzdur i nie prawdziwych historii, a potem czerpał dziwną satysfakcję z czytania tych wszystkich bajeczek na swój temat. Czy też zdarzyło wam się w podobny sposób wykorzystać jakieś pismaka?
Niektórych ludzi to bawi, choć i mi zdarzyło się kilka razy sobie pożartować. Też wciskam ludziom kity, ale są to ludzie, którzy po porostu już na to zasługują. Potrafię im wcisnąć tak banalny kit, że np. jestem Peterem, bo i tak się zdarzało (śmiech). Osoba, która właściwie widziała nas po koncercie przychodziła od razu po występie do nas i pochodziła do mnie i Petera po czym pytała się: „który z was to Peter?”. Ja na to odpowiedziałem: „ja”. Peter stał i się śmiał, a ta osoba jechała. Co prawda po jakimś czasie mówiłem, że to żart i że Peter stoi tutaj po czym ta osoba mówiła: „żartujesz ty jesteś Peter”. Dla niektórych jest to śmieszne, ale ja mam naprawdę ciekawsze rzeczy do roboty niż puszczanie ludziom takich głupich ściem dla czerpania z tego przyjemności. Nie bawi mnie to zupełnie.
W takim razie jak ważna jest dla ciebie prawda?
Jest dla mnie bardzo ważna, bo dzięki temu, że mogę być z kimś szczery i ktoś jest wobec mnie szczery budujemy między sobą jakąś tam więź. Przekonałem się o tym w życiu osobistym, że jest to bardzo ważne i jest to dla mnie bardzo ważna, o ile nie najważniejsza rzecz.
Większość waszych słuchaczy uczęszcza do szkół średnich. Sądzę, że ciekawi ich jak to z wami było. Byliście prymusami czy raczej mieliście problemy z nauką? Byliście aniołkami czy też może dawaliście w kość belfrom…
W podstawówce to może i byłem jeszcze urwisem, ale kiedy poszedłem do szkoły średniej byłem już spokojniejszy. Uczyłem się w dwóch szkołach: szkole muzycznej drugiego stopnia oraz w liceum ogólnokształcącym. LO było wieczorowe, ale było to spowodowane tym, że zajęcia miałem trzy razy w tygodniu i dzięki temu mogłem pogodzić obie szkoły. Miałem takie okresy w moim życiu, kiedy pilnie się przykładałem do nauki i pilnie ćwiczyłem grę na instrumencie, czyli skrzypcach (śmiech). Jednak w pewnym momencie gitara wyparła ten instrument i ja się pilnie przykładałem, ale do gry na gitarze. Chodziłem na próby i pilnie ćwiczyłem swój warsztat techniczny. W pewnym momencie zrezygnowałem z tej szkoły, bo wiedziałem, że jest to nawet w nieporządku w do siebie. Wiedziałem, że do niczego w życiu nie dojdę robiąc coś po łebkach i przygotowując się tylko i wyłącznie na egzaminy. Nie o to chodzi, teraz wiem, że aby grać dobrze na instrumencie trzeba pracować nad sobą cały czas, a nie tylko przed egzaminem. W każdej chwili ktoś może chcieć sprawdzić twoje umiejętności, a jeśli nie będziesz się do ich poszerzania przykładał możesz nie dać sobie rady i dostać po prostu po dupie. Jeśli chodzi o grę na instrumencie to najważniejsza jest konsekwencja i regularność tego ćwiczenia.
Czy gra na skrzypcach mocno wpłynęła na postrzeganie przez ciebie gitary jako instrumentu?
Na pewno tak, bo zaczynając grać na gitarze byłem już ukształtowany muzycznie. Nie słuchałem wtedy jeszcze tak naprawdę metalu, ale jeżeli chodzi o edukację muzyczną o poznanie tego wszystkiego od środka od wewnątrz. Znałem nuty, potrafiłem zapisywać za pomocą nut zapisać niektóre rzeczy ze słuchu, kiedy ktoś mi je tam grał. Jeśli chodzi o samą grę na gitarze mam pewne sposoby na ćwiczenie. Grać, aby grać nie jest dobrym rozwiązaniem, bo trzeba ćwiczyć z głową, by to przyniosło dobre efekty. Na dzięki szkole było mi łatwiej. Jedyną rzeczą, jakiej żałuję jest to, że w pewnym momencie, w którym zainteresowałem się gitarą nie wziąłem sobie jej jako drugiego instrumentu w szkole muzycznej. Mogłem się przepisać ze skrzypiec na gitarę, bo do tego, co umiem teraz doszedłbym dużo wcześniej.
Gra na skrzypcach wiąże się z przyswojeniem sobie klasycznego repertuaru. Jakie są twoje ulubione utwory muzyki poważnej?
Jeśli chodzi konkretnie o skrzypce to ja lubiłem takie typowe popisy wirtuozerskie i byłem zafascynowany takim graniem. Bardzo lubiłem „Kaprysy” Paganini’ego. Ostatnio nawet dostałem płytę z nagraniem wszystkich 24 „Kaprysów” Paganin’ego. Na pewno lubię takie pozycję, bo są efektowne i po prostu fajne. Lubię koncerty Wieniawskiego, bo są doskonałe. Lubię koncerty fortepianowe Chopina, bo pochodzą z okresu w muzyce poważnej, który się nazywał romantyzmem i tam generalnie zaczęto odchodzić od z góry narzuconych wzorców plastycznych. Kompozytorzy, muzycy zaczęli się wyzwalać z tych narzuceń narzuconych przez muzykę klasyczną i to było takie poetyckie i liryczne. Moimi dwoma ulubionymi okresami w muzyce poważnej to jest właśnie barok i romantyzm. Barok cenię przede wszystkim za ukształtowanie tej muzyki, za polifonię, czyli za to, że dwa zupełnie niezależne głosy poruszały się oddzielnie, ale pomimo wszystko one trwały i były, i pomimo wszystko one się tak naprawdę nie rozgraniczały. Romantyzm jak powiedziałem wcześniej cenię za spontaniczność
Paganini ponoć miał konszachty z diabłem. Czyżby był pierwowzorem death metalowca (śmiech)?
W pewnym sensie na pewno. Jeżeli chodzi o czy był natchniony przez diabła, to diabłem można równie dobrze nazwać jego ojca, który zmuszał go do tak długich ćwiczeń i tak naprawdę to on pilnował go, aby się rozwijał jako skrzypek. Dzięki swojej wytężonej pracy doszedł do tego, do czego doszedł. On ćwiczył praktycznie dwanaście godzin dziennie, co jest zawrotną ilością. Ćwicząc tyle czasu można doprowadzić siebie do obłędu. Mimo, że tyle czasu spędził na ćwiczeniu udało mu się nie zwariować i w niesamowicie rozwinąć technikę gry na skrzypcach.
Romantyzm to nie tylko okres w muzyce. Czy chciałbyś żyć w tamtych czasach?
Na pewno mógłbym i jeżeli miałbym żyć w jakichkolwiek czasach oprócz tych, w których żyję dzisiaj to tak. Od 1830 do końca XIX wieku, to są te lata, w których mógłbym żyć.
Przecież wtedy Polska była pod zaborami?
Tak, ale dla mnie od tego ważniejsze byłoby tworzenie muzyki. Byliśmy pod zaborami, to tworzyło wiele problemów, ale też było inspiracją dla artystów tworzących w tamtych czasach. Dlatego też z tamtego okresu mamy wielu wybitnych polskich artystów.
Teraz może temat bardziej przyziemny. Trudno nie znaleźć wywiadu, w którym nie pada zdanie dotyczące alkoholu. Wiadomo, że do pewnego momentu alkohol nie jest zły, jednak granica między dobrą zabawą, a uzależnieniem jest bardzo płynna. Czy uważasz, że problem alkoholizmu, wśród muzyków parających się ekstremalnymi dźwiękami jest poważny?
Generalnie muzykom alkohol towarzyszył od zawsze i nie mam tu na myśli tylko muzyków grających muzykę rozrywkową. Tak samo pili Paganini i inni kompozytorzy, nie tyle, że się o tym nie mówi, ale ludzie, którzy nie czytali ich biografii nie wiedzą, co oni tak na prawdę robili po zejściu ze sceny. Oni bawili się dokładnie tak samo jak my teraz. Oni tak samo grali trasy koncertowe, bo jeżeli załóżmy Wieniawski wyjeżdżał na trasę koncertową to praktycznie grał cały rok, dokładnie tak jak my i po koncertach robił dokładnie to, co my. Identycznie! Czytając jego biografię znajduję wiele cech wspólnych, które nas łączą. Same podejście do tematu tworzenia muzyki do tego, co tak naprawdę w życiu jest najważniejsze. Dla takich ludzi najważniejsza jest muzyka i jedni popadają w alkoholizm i giną, a inni piją, ale nie na, tyle aby zostać alkoholikiem. Każdy z nich miał problemy z alkoholem i nikt tego nie ukrywa, tylko w książkach do historii się o tym nie mówi, to trzeba poczytać biografię. Jeżeli chodzi o artystów to piło się zawsze, wszędzie i dużo.
Na koniec mam dla ciebie najtrudniejszą przeprawę. Udzielasz się na scenie od lat. Powiedziałeś w wywiadach prawie wszystko o sobie, zatem czy istnieje takie pytanie, którego nikt ci jeszcze nie zadał, a bardzo chciałbyś, aby wreszcie ktoś wypowiedział te słowa?
Nie wiem. Ciężko mi powiedzieć. To jest tak trudne pytanie, że powiem szczerze, że samo to pytanie jest właśnie tym pytaniem, którego praktycznie do tej pory jeszcze nikt mi nie zadał. Nie wiem, nie wiem. Mogę ci powiedzieć, że cieszę się, że mogę odpowiadać na te wszystkie przeróżne pytania na tym press tour, ponieważ jest to dla mnie szkoła udzielania wywiadów jeśli chodzi o zespół Dies Irea. Czeka nas światowa premiera naszej nowej płyty, więc znów będę musiał udzielić masę wywiadów. Nie będę ukrywał, że ta „trasa” podoba mi się również, dlatego, że mam możliwość pokazania się z innej strony, nie tylko jako gitarzysta zespołu Vader, ale też jako jego rzecznik prasowy zespołu Vader i to mnie kręci. Jest to jakaś nowość, bo właściwie większość wywiadów udziela Peter, ale czasem wynika to też z tego, że po prostu nam się nie chce i on wręcz musi nas gonić do tego byśmy dali coś z siebie. Po koncercie jesteśmy zmęczeni, ale jednak ktoś to zrobić musi, więc robi to on. Jednak ostatnio ta sytuacja ulega zmianie, ponieważ on się po prostu wkurwił i powiedział, że powinniśmy też się udzielać, ponieważ tworzymy ten zespół i co tu dużo mówić ma rację.
Grałeś wcześniej w Christ Agony, w którym postać lidera była równie zarysowana co w Vader. Novy udzielał się w Behemoth, gdzie niepodzielnie rządzi Nergal. Mam wrażenie, że to zrzucenie odpowiedzialności na czyjeś barki jest z waszej strony po prostu zwykłym wygodnictwem…
Tak, z tym wygodnictwem masz rację. Całą tą sytuację analizowałem wiele razy i to jest rzeczywiście wygodne. Granie tylko koncertów i nie przejmowanie się wywiadami, nie tworzysz muzyki, itd. Moja praca polega na tym, że gram koncerty i może będzie to mocno powiedziane, ale mam wszystko w dupie i nie muszę się przejmować tym, co się stanie jutro. Jednak z drugiej strony przyszedł czas, aby jednak to zmienić, bo po prostu zaczęło mnie to nużyć. Staram się to zmienić i mam nadzieję, że poprzez te wywiady, do których naprawdę staram się przykładać rozwijam swoją osobowość i staram się przekazać jak najwięcej, bo mam dużo do powiedzenia.
Rozumiem. Dziękuję za rozmowę i zaświadczam, że na pewno do tej rozmowy się przyłożyłeś (śmiech).
Dziękuję również (śmiech).
