Kult – "Trasa Pomarańczowa" Spodek
(17 października 2003, napisał: FATMAN)
Data wydarzenia: 17 października 2003
Po raz kolejny przyszedł październik, więc jak zwykle w tym miesiącu przez Polskę przewinęła się „Pomarańczowa Trasa” Kultu. Oj, działo się, a działo w ten wietrzny i zimny piątek wiele. O dziwo nie miała miejsca żadna obsuwa i parę minut po godzinie dziewiętnastej na scenie pojawili się oni.
Zanim jak zwykle spóźniony z ekipą wpadłem do sali koło trzeciego kawałka oczywiście miało miejsce parę zdarzeń, ale powiem tylko tyle, że z całego serca chciałbym pozdrowić trzech bardzo miłym panów policjantów, którzy najzwyczajniej okazali nam ludzkie uczucia. Wiadomo młodzież z PIK’a lubi sporty ekstremalne…
cóż jednak wróćmy do Kultu. Jeszcze przez ścianę słyszałem, że na pierwszy ogień poszedł „Baranek”, ale czy był on pierwszy, czy może drugi to głowy nie dam. Już widzę, co na płycie musiało się dziać. Po paru minutach byłem już w środku. Wyglądało to całkiem nieźle. Parę ekranów, na których reflektory tworzyły ciekawe psychodeliczne twory, a po środku oni, z prawej basista i gitarzysta, z lewej wszystkie denciaki, a w środku Kazik oraz trochę ukryty za swym zestawem perkusyjnym Goehs, u którego widać już było całkiem ładną czuprynkę. Jednak mimo tych pierwszych miłych wrażeń, prawie od razu dało się zauważyć, że nagłośnienie zdecydowanie szwankuje.
Całość była selektywna, ale zdecydowanie za cicha, no i co uważam już za potwarz herr Staszewskiego w ogóle nie było słychać. Po jakiś dwóch kawałkach już tradycyjnie grupka dość mocno się pogubiła, więc postanowiłem przebić się do przodu. O dziwo po jakiś dziesięciu minutach stałem już dwa metry od mistrza ceremonii i niestety stwierdziłem, że z tego miejsca, aby usłyszeć to, co śpiewa Staszewski trzeba było się nie lada wysilić. Jeśli chodzi o repertuar to w tym roku Kult nie wydał żadnej płyty, więc fani mogli usłyszeć praktycznie same największe przeboje. Pamiętam, że na pewno poleciał: „Dom Wschodzącego Słońca”; „Brooklińska Rada Żydów”; „Krew Boga”; „Konsument” – ja tam wolę tą szybszą i ostrzejszą wersję Acid Drinkers; wyproszona przez publikę „Polska”; znacznie cięższe niż zwykle „Elektryczne Nożyce” i „Dziewczyna Bez Zęba Na Przedzie”. Zdecydowanie przez tą ostatnią kompozycję mam najwięcej siniaków. Na płycie było zdecydowanie bardzo ostro prawie przez cały czas trwania koncertu.
Jednak przyznać trzeba, że duża zasługa w tym ochroniarzy, którzy zachowywali się wręcz wzorowo. Udało im się nawiązać świetny kontakt z publiką – pilnowali nawet by refreny śpiewać równo, a najaktywniejszych obficie obdarowywali wodą i oczywiście perfekcyjnie wyławiali wszystkich pływających. Dobrze widać było, że to też są fani Kultu i im też zależy na tym, żeby koncert był udany, a nie jak to często bywa by jak najszybciej być w domu. Wielkie brawa dla tych panów! Po trzech (!!!) godzinach zmęczony i posiniaczony potoczyłem się w drogę powrotną do domu.
Mój krzywy i kaprawy uśmieszek nie opuścił mnie jeszcze w 2 dni po koncercie, więc trudno powiedzieć, że nie było świetnie. To był mój pierwszy raz kiedy mogłem zobaczyć Kult ma żywo i już nie mogę się doczekać kolejnego października by znów zobaczyć tą niezwykle zasłużoną grupę w akcji!
Chciałbym podziękować panu Piotrowi Wietesce za możliwość umieszczenia zdjęć.
