Parricide
(19 lipca 2004, napisał: Metanol)
Data wydarzenia: 19 lipca 2004
Parricide, mimo, że pochodzi z pobliskiego Chełma rzadko nawiedza Lublin, a fanów mają tam sporo. Na szczęście przypomnieli sobie o tym i deszczowego wieczora 19 lipca wraz z trzema innymi kapelami dokonali rzezi w Kaziku. Koncert był słabo promowany, mało plakatów, jednak ludzi przyszło tyle, co zawsze i każdy był ukontentowany. Oczywiście poza ludźmi lubiącymi koncerty o czasie, bo ten oczywiście o 19.00 jak planowano się nie zaczął.
Na początku śmiechu było, co nie miara. Pierwsza ekipa, czyli Exit Wouds za główny cel postanowiła sobie rozśmieszyć ludzi. Wokalista cały czas zapewniał, że jest autystyczny, zapominał tekstu, zapominał kawałków, które koledzy z kapeli musieli mu nucić. Chłopaki cały czas się mylili, grali różne kawałki w jednym czasie. Na pewno wszystkim utkwi w pamięci hasło: "cegłówka", wykrzykiwane przez pałkera, co oznaczało, iż wokalista ma docisnąć cegłę, uniemożliwiającą odsuwanie się centrali perkusji, o czym oczywiście autystyczny śpiewak zapominał permanentnie. Zagrali oni crustującego grindcora. Krótkie kawałki, cholernie szybkie tempa, nieustające blasty, wykrzyczane teksty na dwa głosy. Dodam, że ich najstarszy kawałek miał podobno 2 tygodnie, bo tyle istnieją. Bynajmniej się nie dziwie. Grali też jakieś covery (Regurgitate, Disrupt). Komedia.
Następnie na scenie pojawił się młody, chełmsk nieznany mi zespół o takiejże, nieznanej mi proweniencji, gdyż na plakatach o nich nie było, wokalista zaprezentował się niewyraźnie, a i publika nie wiedziała za bardzo, kto to jest. Okazało się, że to Burn Even When Empty. Tych czterech nastolatków od razu udowodniło, że wiele koncertów nie zagrali, bo ustawienie sprzętu fizyczne jak i elektryczne zajęło im dobrych kilkadziesiąt minut, a i efekty tego nie były do końca udane. Zapowiadało się bardzo fajnie – ostra jazda, grind/hc na 3 mikrofony i już od pierwszych taktów pełen żywioł. Niestety urządzenie przejmujące dźwięk z paszczy, zmieniające je w impulsy elektryczne i przekazujące je do wzmacniacza, aby tam znowu zostały zamienione w dźwięk dobrze działało tylko u głównego producenta wszelkich skrzeków, growli i odgłosów świni. Aczkolwiek i tak zaprezentowali nam się bardzo dobrze, jak na ich młody wiek. Niewątpliwie są dobrymi instrumentalistami. Ich utwory są skomplikowane, efektowne i zajebiście energetyczne. Na największą pochwałę zasługuje bębniarz, który nie dość, że na garach wycinał świetne partie, to jeszcze czasem coś krzyknie do mikrofonu. Wrażenie robią też bardzo mądre teksty tej kapeli, np. "Złodzieje torów tramwajowych", czy "Morderstwa kierowców taksówek". Parricide wkrótce zacznie mieć konkurencję w swoim mieście.
Kolejny występ zaczął się od wejścia piosenką, typu "Już nie ma dzikich plaż", lub wielu innych podobnych, szybko przechodząc w typową grindową sieczkę, jaką łoi od paru miesięcy People Hate. To drugi koncert, jaki widziałem (i chyba ogólnie też) tej ekipy i poczynili oni widoczne postępy. Polepszyli oni nie tylko swe utwory, ale i ich wizualną prezentację. Na pewno wpływ na to ma zachowanie wokalisty, który urozmaicił swe zachowania sceniczne oraz konferansjerkę. Także emocjonalny stosunek do gry na gitarze jej dzierżyciela pozwolił na efektowniejsze zabłyśnięcie People Hate w umysłach spragnionych grind cora, jak posłanki Beger spragnionej seksu, jak koń owsa.
No i bardzo szybko na scenę wkroczyła kapela znana wszystkim maniakom ekstremalnej muzy w Polsce i okolicznych krajach, czyli Parricide. Nie jestem na bieżąco z ich składem, bo chyba grają oni na 2 gitary, a przyjechał tylko Piotr. Także nie zabrali ze sobą pałkera, ale nie martwcie się nie zagrali z automatem, tylko z Krzyśkiem Seranem, który parę dni wcześniej bębnił z Deivos na koncercie, a w chełmskiej legendzie jest czymś na kształt rezerwowego perkusisty, bo ich stały bębniarz, często jest zajęty, czym innym. Tak więc wyłoili nam kilka numerów death metalu ze sporymi wpływami grindu, najwięcej z ostatniej "Kingdom of Downfall" i one zaprezentowały się najlepiej. Sam nie wiem o co chodzi, bo muza tej kapeli bardzo mi się podoba i doceniam jak zagrali, bo każdy z nich jest ogromnie doświadczonym muzykiem, no może poza młodym wokalistą, ale ich występ jakoś mnie nie zachwycił. Może było to spowodowane zbyt dużą dawką intensywnego hałasu, może późną porą? Zagrali treściwie, nie poskąpili covera, acz bardzo krótko. Co do ich formy wrażenie zweryfikuje za kilkanaście dni, gdzie będą jedną z głównych gwiazd festiwalu Merciless w Chełmie.
Ech, uwielbiam takie undergroudowe koncerty, gdzie nie ma miejsce na litość – jest tylko ekstremalna muzyka…
