Panzerkrieg Tour 2004
(12 lipca 2004, napisał: Metanol)
Data wydarzenia: 12 lipca 2004
Dziwna to trasa, z powodu jej obsady – do stałego składu obok Panzerfaust należy Spin i przyznam się, że na dźwięk nazw obu kapel zrobiłem wielkie oczy, bo po raz pierwszy w związku z koncertem o nich usłyszałem. Na szczęście na koncercie zagrały dwie lokalne kapele, bardzo dobre do tego. Spin w końcu nie dojechał jakoś tego szczególnie nie żałowałem, choć z chęcią poznałbym tą kapele.
Zaczął Profundis. Zaprezentowali dobrze zagrany wściekły, gitarowy, melodyjny black metal. Śpiewany do tego po polsku i tytuły typu: "30 srebrników" czy "Imię Moje" przedstawia niekoniecznie oryginalną warstwę liryczną. Mimo, że muzyka, jaką uprawiają nie należy do moich ulubionych to jednak twórczość lublinian nieco przewyższa inne kapele grające w ten sposób. Kawałki są długie, rozbudowane i skomplikowane. Na szczęście nie ma klawiszy, dzięki czemu muzyka zachowuje pierwotny charakter black metalu. Umiejętności muzyków nie budzą wątpliwości, bo i nawet, gdy światło gasło, co chwila oni się nie pomylili, aczkolwiek gitarzysta i basista zapomnieli chyba, że są na koncercie a nie na próbie, bo przez cały występ stali i patrzyli w gryfy. Moim zdaniem nie o to chodzi w metalu…
Następnie przyszła pora na najbardziej aktywny po Budce Suflera i Bajmie zespół lubelski, czyli death metalowy Deivos, którzy zagrali po raz pierwszy od dwóch lat koncert w rodzinnym mieście. Widać było, że spora rzesza fanów zna już ich twórczość dobrze, co nie było widoczne przy poprzedniej kapeli. Chłopaki zatrudnili drugiego gitarzystę Mścisława (znanego z Abusiveness), który wcześniej występował również z Profundis. No i zrobili piękną annihilację. Zagrali chyba całą "Hostile Blood" (nie jestem pewien czy poszło "Scarity Of Suffering"), kawałek tytułowy z pierwszego dema oraz oczywiście dwa covery Morbid Angel: "World of Shit" i boski "Day Of Suffering", na którym chyba zebrali największy aplauz. Ogólnie muzyka ludziom bardzo się podobała, chociaż ciężko na początku było zaprosić wokaliście ludzi pod scenę, po pewnym czasie już się rozkręcili i zostali dobici kawałkiem z "Blessed Are The Sick". Świetny, żywiołowy koncert, jednej z bardziej perspektywicznych kapel, undergroundowych lecz stanowczo za krótki, choć w sumie to mało, kto wołał o więcej.
Jak już wspomniałem headliner był niewiadomą dla wszystkich. Przed drzwiami na sale wszyscy się głowili cóż ta kapela może grać. W sumie większość obstawiała dobrze na melodyjny trash metal i takowy Panzerfaust zagrał. Panowie trochę gwiazdorzyli, ale całkiem miło dla ucha zagrali – ciężkie, przebojowe riffy, trashowa perkusja, wokal jak u klasyków gatunku, tyle, że power metalowego. Najwięcej emocji wśród publiki zebrał "Nigdy więcej zbawienia", który i na koniec został powtórzony. Na tym zespole już bardzo mało było na sali, jednak muzycy nie zrażali się i grali swoje do końca. No, cóż nie można zbyt wiele o nich powiedzieć stanowczo zbyt lightowa muzyka dla ludzi, którzy głównie przyszli na Deivos.
Mimo udanego koncertu nie sądzę, żeby ta trasa przyniosła Panzerfaustowi wielką publiczność i profity, gdyż jest to zbyt mało znana kapela na takie wojaże a poza tym Panzerkreig był bardzo rozpromowany.
