Kerion – CloudRiders Part 1: Road to Skycity
(27 lutego 2013, napisał: Pudel)
Opisywaną w tym miejscu płytę dostałem od ojca dyrekt`Ś. tzn. od pana Prezesa w ciemnej knajpie będąc już po odpowiedniej dawce napojów rozrywkowych. Gdy na drugi dzień w domu spojrzałem na okładkę pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Komputerowo ` mangowy pirat, żaglowiec płynący w przestworzach a wszystko skąpane w morzu ognia. No kurna, to już chyba okładki Manowar są mniej kiczowate (za to o wiele bardziej gejowskie). No ale nic, włączmy to cudo. W swojej nieskończonej mądrości domyśliłem się, że grupa będzie grała coś w rodzaju europejskiego Power metalu. Nie myliłem się. Znajdziemy tutaj wszystko co metalowcy z późnej podstawówki i wczesnego gimnazjum kochają najbardziej, czyli: damski wokal, orkiestrowo brzmiące klawisze, świdrujące solówki, patetyczne chóralne refreny`Ś `oryginalne` wstawki gitary akustycznej i flety? No pewnie że są! Dobra, nie będę tutaj ściemniał ` słuchałem tego materiału z wrednym uśmieszkiem na twarzoczaszce, ale tak słuchałem dalej, słuchałem`Ś i mimo tego wszystkiego co wcześniej napisałem, płyta zaczęła mi się podobać! Muzyka sobie płynie z głośników `na skrzydłach` naprawdę całkiem konkretnych partii gitar, pani wokalistka nie wyje jak operowa diva tylko dość spokojnie (może nawet zbyt jednostajnie) śpiewa sobie w średnich rejestrach a klawisze choć mają wybitnie śmiechowe brzmienia to całkiem ciekawie dopełniają gitarowo ` perkusyjne patataje. Ogółem materiał mimo obowiązkowego w takim graniu patosu nie jest przesadnie drętwy (w porównaniu choćby z takim Nightwishem czy bogami kwadratowego, chujowego brzmienia z Within Temptation zespół Kerion wypada całkiem nieźle!). W ramach urozmaicenia gdzieniegdzie słyszymy także męski śpiew w wykonaniu kilku gości. Co ciekawe chóry które słyszymy na płycie są zaśpiewane przez prawdziwy chór, natomiast wszelkie dodatkowe instrumenty typu smyki czy wspomniany już flet również zostały normalnie nagrane a nie odpalone z klawiszy ` może nie robi to jakiejś wielkiej różnicy, jednak należy muzyków docenić za takie podejście do sprawy. Poza tym album (notabene jest to album koncepcyjny, utrzymany w klimacie będącym mieszanką science fiction i fantasy) jest sensownie poukładany ` w momencie gdy mamy już dosyć charakterystycznych dla takiego grania galopad dostajemy całkiem przyjemna balladkę (`The sky is my ocean`, `Celticia`s Song`), mamy orientalizmy (`Tribal Vibes` który dodatkowo odznacza się ciekawym riffem i fletem a`la Jethro Tull ` chyba najlepszy numer na płycie), na koniec dostajemy dwa długaśne utwory w ramach `la Grande finale`, w których zespół jakby nieśmiało zbliża się do minimalnie cięższego grania. Ogółem `Cloud riders pt I` to pozycja godna polecenia, oczywiście dla fanów takich dźwięków, choć chyba warto tej nieco cukierkowej muzyce dać szansę ` spodziewałem się po tej płycie męczarni przeplatanej atakami śmiechu, tymczasem całkiem miło spędziłem czas słuchając tej, trzeciej już w dorobku zespołu płyty.
Lista utworłó
1. Rider’s Theme
2. The Map
3. Everlasting Flight
4. Bounty Hunter
5. The Sky Is My Ocean
6. Fireblast
7. Tribal Vibes
8. Never More
9. Celticia’s Song
10. Ghost Society
11. The Fall of Skycity Pt. 1
12. The Fall of Skycity Pt. 2
13. Rider’s Theme (outro)
Ocena: -7/10