Neuma, Moja Adrenalina, Noizone
(26 kwietnia 2004, napisał: )
Data wydarzenia: 26 kwietnia 2004
Z kumplem dotarliśmy na miejsce koncertu dość długo przed czasem, więc raczyliśmy się złotym trunkiem. Koncert planowo miał się zacząć o 18, jednak po zrobieniu małego wywiadu w garderobie okazało się, że przed 20 nie zaczną;-) Trudno, co robić… trzeba było umilić sobie póltoragodzinne czekanie jakimś piwem;)
Kiedy chłopaki już się nastroili, na scenę wskoczył jakiś lokalny support – Noizone – chyba tak się nazywali… z noisem to to za wiele wspólnego nie miało – po usłyszeniu kilku utworów poszedłem do kibla, bo nudne to było strasznie;) Grali jak In Flames, tyle, że bez wokalu – sama muzyka.
Moja Adrenalina – noo… takiego rozpierdolu się nie spodziewałem:) Co prawda mieli strasznie zjebane brzmienie, ale przez to brzmieli bardzo grindcore’owo;)
Wokal i gitarzysta miotali się wśród publiki i rozkręcali młynek… z 10 osób;-) Niestety spisu utworów nie jestem w stanie podać, bo najzwyczajniej nie znam. Zresztą, sam wokalista powiedział, że płyta dopiero się ukaże ;-) Ale fakt faktem – zagrali całkiem nieźle, publika była już rozgrzana.
Zrobili na mnie niezłe wrażenie, tylko trochę banią się ciężko machało przez te częste zmiany rytmu;) Podobne to trochę do Dillinger Escape Plan.
No i czas na gwiazdę wieczoru – NEUMA!
Chwilka na nastrojenie, zagrali jakiś wstępik i zaczęło się!
Tarariktarariktaktararaktiraktak!! Odkrzyczałem razem z Bogdanem;-) Po czym przejechał po mnie walec;-))) Zajebiste brzmienie sekcji niszczyło! Wokal był niestety trochę za cicho w stosunku do reszty, ale dało się go słyszeć;)
Świetny kontakt z publiką (chociaż wokalista nawet ze sceny nie zszedł ani razu – chyba bał się o swoje zdrowie po kilku ostatnich wypadkach;-) ) – Bogdan wił się, skakał, momentami wyglądało nawet jakby gryzł mikrofon! ;-) Przy scenie z kolei ciągle przenikało dwóch gości z małymi kamerami cyfrowymi – czyżby zbierali materiały na mały koncertowy teledysk?:-) Neuma poleciałą z całą płytą od początku do końca – przy czym utwór tytułowy ( dla niewtajemniczonych nr. 8 ;-) )zmiótł mnie z powierzchni ziemi – nie wiedziałem co się dookoła mnie działo;-) Amok, śmierć, skoczki i pożoga!! ;-))
Naprawde, to chyba najbardziej rozpierdalający koncert na jakim byłem do tej pory, absolutne 666/10! Miałem wielkie oczekiwania i nie zawiodłem się.
%%% też było dużo, moj kumpel się zważył i połowę Neumy przesiedział w kiblu (co za kiep…;-) ). Denerwowały jeszcze okrzyki publiki pomiędzy utworami – jakiś palant ciągle krzyczał "REGE!REGE!" – można się domyślić min chłopaków z zespołu… Bogdan z zażenowaną miną przecząco kiwał głową – co oznaczało, że Neuma nie bedzie grała coverów Kobong. I w sumie dobrze, bo po co? To co robią na żywca w zupełności wystarczy, totalny 10 tonowy walec!
Jedynym mankamentem był brak bisu. Tomek tłumaczył, że są zmęczeni, zabrakło im tchu i nie dadzą rady… no cóż:) (swoją drogą, świetnie wpasował się w zespół:-) )
Po koncercie wpadłem jeszcze trochę pogadać, wziąć autograf dla potomnych i zawinąłem na chate;-)
Karmell
