Riverside – Shrine Of New Generation Slaves
(28 stycznia 2013, napisał: Paweł Denys)

Riverside poznałem przy okazji debiutanckiego albumu "Out of Myself". Już wtedy było słychać, że oto na polskiej ziemi rodzi się coś bardzo ciekawego w temacie rocka progresywnego. Kolejne albumy poznawałem jednak pobieżnie. Jedne znam lepiej, inne trochę gorzej. Jakoś moje zainteresowanie tym zespołem sprowadziło się do odnotowywania, że oto wyszła kolejna płyta, którą pobieżnie przesłuchałem i na tym się wszystko kończyło. Tak było też początkowo z nowym albumem. Było tak dopóki nie włączyłem sobie płyty i nie rozsiadłem się wygodnie w fotelu. Dopiero w takich, dość wnikliwych, okolicznościach ta płyta do mnie przemówiła. Okazuje się, że w rocku progresywnym nie trzeba ładować miliona nutek w utwory, nie trzeba ich na siłę wydłużać, aby tylko były długie i można było je określić ukochanym słowem wielu progresywnych grajków, czyli suita. Kluczem do zrozumienia tego albumu okazał się jego tytuł. Gdy weźmiemy tylko pierwsze litery powstanie nam słowo "SONGS". Na tym właśnie opiera się siła najnowszego wydawnictwa Riverside. Zespół tym razem postawił na naprawdę przejrzystą muzykę. Może tak i bywało w przeszłości, ale nie jestem pewny, czy aż w tak dużym stopniu. Wszystkie utwory, nieważne czy te długie czy te krótsze, wypełnione są po brzegi melodiami, które chwytają momentalnie i nakazują wręcz posłuchać tego albumu wielokrotnie. Co w tym wszystkim najważniejsze nie ma tu żadnych mielizn. Nawet gdy kawałek trwa grubo ponad dziesięć minut nie ma mowy o jakiejś ekwilibrystyce. Zewsząd wyskakują melodie, które nadają całej płycie właśnie piosenkowy charakter. Nie wiem, czy to akurat ten czynnik sprawił, że zespół wbił się do świadomości przeciętnego zjadacza rockowego chleba, ale nie da się ukryć, że sukces jaki już stał się udziałem najnowszej płyty jest wprost oszałamiający. Aby wgryźć się w tą płytę wcale nie trzeba być jakimś rockowym erudytą. Słychać, że praca jaką wykonał tym razem zespół była ukierunkowana na nagranie albumu przystępnego, który jednak pod powierzchnią skrywa wiele wątków do odkrycia. Wielki to kunszt. Nagrać z jednej strony album wręcz prosty, który jednak po wnikliwszym przyjrzeniu się odkrywa nieznane pokłady, których odkrywanie sprawia wielką frajdę. Sporo też na tym albumie odniesień do hard rockowych wykonawców, takich jak np. Deep Purple. Singlowy " Celebrity Touch" wprost kipi energią charakterystyczną dla Iana Gillan’a i spółki. Nie wiem czy ukierunkowanie muzyki w tej rejon nadało jej tego przystępnego szlifu, ale wiem że słucha się tego albumu wprost wybornie. Może ktoś będzie zawiedziony, ale jeśli będzie, to niech nałoży słuchawki i posłucha tego albumu uważnie.
Na dzień dzisiejszy to najlepsza płyta w rockowym światku w 2013 roku. Nie wiem, czy będzie taka na koniec ro(c)ku, ale coś czuję, że strącić ją z tronu będzie niezwykle trudno.
Lista utworłó
1. New Generation Slave
2. The Depth of Self-Delusion
3. Celebrity Touch
4. We Got Used To Us
5. Feel Like Falling
6. Deprived ( Irretrievably Lost Imagination)
7. Escalator Shrine
8. Coda
Ocena: 10/10
