Deep Purple
(3 grudnia 2003, napisał: )
Data wydarzenia: 3 grudnia 2003
Kiedy zabrzmiał ostatni gong sala ucichła. Na scenę wszedł jakiś łysy z brodą i jego kompani. Zaczęli grać…jeden, dwa, trzy…po czwartym utworze granym jak pozostałe w tonacji C-dur odechciało mi się koncertu. Nie było solówek, zamiast wokalu wycie, brak organ Hammonda. Jedynie co robili to kręcili włosami. Kiedy „Corruption” zapowiedział, że zagrają jeszcze klasyczny „blusior”, wszyscy jednogłośnie zaczęli wołać: DEEP PURPLE!!
Odetchnąłem, kiedy skończyli- istna męczarnia. Światła rozjaśniły halę- chwila przerwy. Po 5-10 minutach ponownie się ściemniło. Charakterystyczny rytm symbolizujący nadjeżdżający pojazd grany przez Ian’a Paice’a, przetworzony bas Glovera, odgłos silnika stworzony przez Steve’a Morse’a na gitarze solowej- wreszcie na scenę wpada Ian Gillan – tak to „Highway Star” z płyty „Machine Head”. Publiczność ożyła. Purple przeplatali utwory z „Bananas” starymi kawałkami. Po „Highway Star” zagrali „Strange kind of Woman”, „Silver Tongue”, „Knocking At Your Backdoor”. Wstęp na harmonijce Gillana do „House Of Pain”. Blues’owy „Lazy”, „Bananas”. Po Sali zaczęły latać dziwne światełka – wolny kawałek „Contact Lost” – na pamiatkę ofiar katastrofy statku kosmicznego „Columbia”. Następnie „Doing It Tonight”, „Space Truckin’”, „I Got Your Number”. Później własny utwór Morse’a „The Well Dressed Guitar” i to, co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło czyli: solo Don’ego Airey’a. Składało się z kawałków Bacha, Chopina i Hymn Narodowy. Potem motyw z „Gwiezdnych Wojen” przechodzący w „Perfect Strangers”. Niespodziewane znane wszystkim riffy wywołały prawdziwy szał: hymn rock’a – "Smoke On The Water". Ledwie zespół zszedł ze sceny publiczność wołała o bis. Grupa wróciła i rozpieściła publiczność niegranym od lat utworem z pierwszej płyty: Hush przechodzącym w Black Night. Koncert był po prostu świetny.
Jan Rogala
