TSA – Marek Piekarczyk
(27 kwietnia 2004, napisał: FATMAN)
Zastanawiałem się, czy nie skrócić trochę tego wywiadu, ale stwierdziłem, że jest
to zadanie niemożliwe. Marek Piekarczyk jest osobą bardzo ciepłą, ale też i
bardzo wygadaną, więc zdaję sobie sprawę, że zapis naszej rozmowy może trochę
nużyć ludzi, którzy nie interesują się TSA. Mam jednak nadzieję, że ten tekst
zachęci was do sięgnięcia po “Proceder” gdyż jest to płyta, przynajmniej dla
mnie, jak powiew świeżego powietrza na trochę skostniałym polskim rynku.
Witam, jak samopoczucie?
Spoko, ale jestem zmęczony. Wiesz, to już dziesiąty dzień press tour.
Press tour nie jest jeszcze zbyt popularną formą promocji na polskim rynku.
Mógłbyś powiedzieć, jak wygląda przykładowy dzień na takiej trasie?
Wstaje się rano o szóstej. O siódmej, na przykład w Warszawie, “Kawa czy
herbata”. Potem jedziemy do radia, telewizji i tak cały czas udzielamy wywiadów
aż do 21.00-22.00.
Masz jakieś oczekiwania wobec nowego albumu?
Nie mam żadnych. Po prostu nagraliśmy płytę. Cieszymy się, że wyszło jak
wyszło. Mieliśmy duże obawy czy uda nam się ją nagrać.
“Proceder” a wasze starsze nagrania dzieli bardzo duża różnica czasu. Czy
nie mieliście ochoty trochę poeksperymentować? Odświeżyć swój styl, tak jak np.
to zrobiło Turbo na “Awatar“?
Po co? My jesteśmy TSA. Turbo chyba mogą i widocznie taką mieli potrzebę,
żeby się “odświeżyć“. My nie mamy potrzeby eksperymentowania. Brzmienie to
jesteśmy my. Włączamy gitary i jazda. Jednak na płycie jest wiele nowych rzeczy.
Zwykle rockowe lub heavy metalowe płyty zaczynają się jakimś szybkim,
energicznym kawałkiem. A “Proceder” rozpoczyna ballada…
Nie mogło być inaczej. To się zaczyna: “usiądź, porozmawiać trzeba”. Po prostu
trzeba porozmawiać, ta płyta jest rozmową.
Czy zamierzyliście sobie, że na krążku będzie dużo ballad?
Nie zastanawialiśmy się w ogóle nad tym. Napisaliśmy prawie 20 piosenek. Na
płycie umieściliśmy połowę, a właściwie jedenaście, bo “Szansa” jest podzielona
na pół. Wybraliśmy najlepsze kompozycje, które musiały znaleźć się na płycie.
Tak wyszło, że są też utwory, które niektórzy uważają za ballady.
Na żywo preferujesz tę ostrzejszą czy łagodniejszą twarz TSA?
Lubię wszystkie. Tworzyliśmy te piosenki z myślą o graniu na żywo. Każde
oblicze zespołu jest tym, co robimy. Jest po prostu nami.
Rzeczą, która przez lata najbardziej zmieniła się w TSA są teksty. Teraz są
one znacznie dojrzalsze. Mam wrażenie, że są taką klamrą spinającą wszystkie
liryki na nowym albumie jest szeroko rozumiana “szansa“.
Na tej płycie jest dużo pytań. Są same pytania, nie ma odpowiedzi, jest tylko
podsuwanie dobrej nadziei albo rady typu “ musisz być sobą, musisz być
zdecydowany, bo nie osiągniesz tego, o czym marzysz“.
Długo się wahałem, czy mogę cię o to zapytać. Jaka była największa szansa w twoim
życiu i czy ją wykorzystałeś?
Po pierwsze, jeśli o czymś marzysz, musisz być zawsze do tego przygotowany.
Tak jak ja byłem przygotowany na ten moment, gdy w ‘81 moi koledzy w Sopocie
powiedzieli: “proszę, wejdź na scenę” i zagraliśmy “blues o trzech zapałkach“.
Oni improwizowali bluesa, a ja po prostu – improwizowałem śpiew do tekstu Preverta, który znałem wcześniej! Na oczach kilku tysięcy ludzi stworzyliśmy tę
piosenkę… Drugą moją szansą był telefon od Jerzego Gruzy. Zawsze śniłem o tym, by
wystąpić w “Jesus Christ Superstar“, więc nawet się sekundy nie zastanawiałem i
powiedziałem: “no pewnie, że biorę tę rolę“. Dopiero, jak dostałem już tę rolę,
zacząłem zastanawiać się, jak to zrobić. Ale szansę wykorzystałem bez namysłu.
Na twojej stronie internetowej pisze, że wykonywałeś około 45 zawodów…
Więcej!
Jaka była najdziwniejsza praca, jaką wykonywałeś?
Ooo… Projektowanie opraw diamentów na Manhattanie, na 47str, czyli chyba
najdroższej ulicy świata. Moje prace wisiały w kilku gablotach. Nie wstydzę się
żadnej pracy, dlatego też m.in. sprzątałem ulicę przed jednym z barów. Zawsze
gdy szukałem pracy i ktoś mi ją proponował, to najpierw mówiłem: “tak”, a potem
zastanawiałem się, jak to wykonać.
Wróćmy może do tekstów. Kiedyś tworzyłeś wiele z nich, opierając się na
standardach rockowych. Wiadomo panienki, itd. Jednak wśród nich znalazło się
kilka tekstów, które teraz są bardziej aktualne niż kiedyś. Mówię tu np. o “Mass
Media“. Jakie masz prognozy na przyszłość?
Akurat “Mass Media” to nie mój tekst. Jego autorem jest Jacek Rzehak, ale są
też moje teksty, które trochę wychodzą w przyszłość. Jak mnie ktoś pyta, jak się
pisze rockowe piosenki, to mówię: pisz tak, jakbyś pisał dla tych, co się urodzą
za dziesięć lat“. Jeżeli piszesz dla tych, co teraz żyją, to nikt ich nigdy nie
będzie słuchał. Chodzi o to żeby pisać, to co jest ważne dla każdego człowieka w
każdym miejscu świata i w każdym czasie. Tylko dekoracje się zmieniają, wszystko
inne jest takie same, a jak będziesz osadzał teksty w jakichś realiach, to znikną
razem z nimi.
Większość kompozycji napisałeś ze Stefanem (Machel – git.). Czy są to nowe
numery czy też podpieraliście się jakimiś szkicami z przeszłości?
Są to świeżutkie kompozycje. Zauważ, że są tam całkiem inne linie wokalne, inne
riffy, inny rytm. Śpiewam bluesowo, a nawet i soulowo. Nigdy w życiu nie
zaśpiewałem tylu różnych kolorystycznie rzeczy.
Okładka nowego albumu jest bardzo prosta.
Taka ma być!
Czemu nie zdecydowaliście się na jakiś obraz?
Może mieliśmy dać fotki z jakimiś kolesiami, którzy siedzą na górze bananów,
jak to zrobiło Deep Purple?
Z tego, co się orientuję, zarejestrowaliście teledysk do utworu “Proceder“.
Niestety moja wersja go nie posiada. Widziałem tylko kilka sekund w
Teleexpressie. Mógłbyś powiedzieć o nim coś więcej?
Cały teledysk nagrano w studio, w którym nagrywaliśmy płytę i nie ma na nim
żadnej kobiety. Nie wykorzystujmy kobiet w celu upiększenia teledysku i
zachęcenia do oglądania naszych produktów (śmiech). Jesteśmy tam tylko my – muzycy, którzy grają i koniec.
Nagraliście płytę, więc teraz pewnie będziecie iść za ciosem i grać koncerty,
Czy planujecie jakąś trasę?
Od trzech lat gramy dużą trasę promocyjną tej płyty. Cztery utwory
skomponowaliśmy już ze dwa lata temu i od tego momentu zaczęliśmy mówić o tej
płycie, którą mieliśmy zamiar nagrać. Są to zwyczajne koncerty, na których gramy
wybrane utwory z tej płyty.
Czy istnieje jakaś wyraźna różnica między waszymi koncertami teraz, a tymi
przed laty?
Jest ona duża. Wtedy ludzie mieli dużo pieniędzy, które nic nie znaczyły. Z tego
powodu kupowali płyty, bilety i wszystko, co popadło, bo nie mieli co z nimi
zrobić. Na koncertach zjawiały się tłumy, bo byliśmy także sensacją, ale też
byliśmy wtedy odcięci od świata. Scena, garderoba, hotel, i tak cały czas. 56
koncertów miesięcznie to nasz rekord. Teraz gramy koncerty w mniejszych salach.
Mamy kontakt z tymi ludźmi, dla których to robimy i jest to fascynujące. Po
koncercie możemy iść z nimi na piwo i porozmawiać. Boję się że teraz, kiedy
wyszła płyta możemy stać się bardziej popularni i może być z tym znowu problem.
Na rynku ukazała się reedycja płyty “Live” wydana przez jedną z firm
fonograficznych. Jest to wydawnictwo nieautoryzowane. Czy próbowaliście jakoś
zablokować wydanie tego CD?
Teraz się za to weźmiemy. W czerwcu wydamy katalog płyt oprócz tej jednej, a
potem i tę też. Musimy zrobić trochę szumu wokół tego problemu bo nie stać nas
na wieloletnie procesy sądowe.
Przez pewien czas na rynku istniały TSA i TSA Evolution. Czy zauważyłeś, że
fani bardziej popierali jeden z tych zespołów?
Nie pamiętam. To były głupie czasy. To było niepotrzebne.
A pamiętasz, czemu przed tyloma laty doszło w ogóle do rozłamu?
Nikt tego nie wie. Dużo było intrygi ze strony sił obcych. Na szczęście
możemy teraz ze sobą grać. Wydaje nam się, że nagraliśmy wspaniałą płytę. Ta
przerwa nam dobrze zrobiła. Bardziej doceniamy to, co robimy.
Widziałem was dwa razy na żywo i za każdym razem podkreślaliście, że
wróciliście dzięki fanom. Mógłbyś powiedzieć jak wyglądały działania fan klubu Alien zmierzające do waszej reaktywacji
Tak, to prawda. Każdemu z nas przekazywali różne sygnały, że inni chcą znów
razem grać. Był koncert urodzinowy Marka (Kapłona – perk.), na którym byliśmy wszyscy, a na scenie występował Andrzej Nowak ze swoim zespołem Złe Psy. Jakimś cudem ściągnęli nas wszystkich do garderoby. Jak ludzie dowiedzieli się, że wszyscy tam jesteśmy, zaczęli kandować: “TSA!!! TSA!!!“. Można powiedzieć, że zostaliśmy zmuszeni do wyjścia razem na scenę (śmiech). Wtedy okazało się, że Coś “zaiskrzyło“; na scenie między nami i potrafimy razem grać z radością i satysfakcją. Wcześniej obawiałem się, że to będzie coś takiego, jak powrót dinozaurów bez polotu, ale myliłem się na szczęście.
Na Metalmanii konferansjer – Jerry porównał was do AC DC. Czy nie czujesz się jednak takim dinozaurem rocka?
Niech sobie gada. Są trzy przyczyny, dla których jesteśmy na scenie.
Pierwsza to fani, czyli ludzie, którzy potrzebują tego byśmy grali. Druga to, że
kochamy muzykę i odkryliśmy, iż możemy ze sobą grać. Trzecia jest taka, że nie
tracimy umiejętności. Nie jesteśmy ramolami, którzy schodzą poniżej pewnego
poziomu. Ja na przykład lepiej śpiewam niż kiedyś. Na “Proceder” są takie
momenty, których nie potrafilibyśmy kiedyś zagrać.
Wcześniej była mowa o urodzinach Marka Kapłona. Przeglądając stronę fan klubu “Alien” zauważyłem zdjęcia z twoich urodzin, które miały miejsce na poligonie. Skąd czerpiecie pomysły na takie imprezy urodzinowe?
Wracaliśmy z koncertu w Kołobrzegu, a tam jest poligon. Wiesz, czterech
pancernych i pies (śmiech). Jeździliśmy czołgiem, amfibią. To była niespodzianka
z okazji moich urodzin. To było nawiązanie do mojego dzieciństwa, bo mój ojciec
był oficerem.
W takim razie wywodzisz się z dobrego domu. Ostatnio w jakimś wywiadzie
Maciek Maleńczuk stwierdził, że artysta nie może pochodzić z dobrego domu. Twoją osobą zaprzeczasz temu.
Maciek Maleńczuk opowiada pierdoły w tym wypadku. Nie ma żadnej reguły, gdzie
wyrosną artyści. Kafka był z bardzo dobrego domu. Ojciec go zmuszał do tego, aby
pracował jako biurokrata, księgowy. Zresztą znakomity malarz, którego uwielbiam – Gauguin, był buchalterem. Rzucił to wszystko w jeden dzień, aby malować.
A czy podobają ci się mroczne prace Boscha?
Bosch – jest geniuszem. Mam wszystkie jego albumy i znam na pamięć jego
prace. Malarstwo jest bardzo ważne w moim życiu. Sam z resztą kiedyś malowałem. Z
malarzy kocham też van Gogha, Mogdilianiego, Utrilla, Cesanne’a.
A nowoczesna grafika – np. Giger?
Nie znam. Lubię miedzioryty i monotypie, bo jest z pogranicza grafiki i
malarstwa. Uwielbiam miedzioryty. Posiadam całą kolekcję. Mam zamiar ją
powiększyć jak zarobię trochę kasy dzięki naszej nowej płycie (śmiech). Lubię
też dobra fotografię. Na aukcji dla powodzian w NY udało mi się kupić
oryginalnego, sygnowanego Ryszarda Horowitza. Mam taką tendencję do
kolekcjonowania sztuki. Co prawda nie mam strasznego szmalu, ale potrafię
odnaleźć różne rzeczy w antykwariatach.
Znów mocno odeszliśmy od zespołu. W czasie rozłamu w jednym ze składów grał
Paweł Mąciwoda. Czy sądzisz, że sobie poradzi
Nie wiem czy oni sobie poradzą z nim (śmiech). Paweł jest basistą klasy
światowej. Uważam, że gra Pawła w Scorpions to tak jakby doktor fizyki jądrowej
uczył w szkole podstawowej. W USA Paweł grał z najlepszymi Amerykańskimi
muzykami. Nawet z tymi, którzy towarzyszyli Miles’owi Davisowi. Widziałem wiele
koncertów, na których był ozdobą wielu zespołów. Cieszę się, że ze mną grał.
Dzięki niemu “TSA – Akustycznie” zabrzmiało tak rasowo.
Jednak oprócz płyt z TSA masz na swoim koncie m.in. płytę solową. Czemu
zdecydowałeś się na tak kontrowersyjną okładkę?
(śmiech) To nie ja! Projekt tej okładki dostałem od grafika, którego
przydzieliła mi firma. Jak przyjechał do Bochni i pokazał mi projekt to po
prostu szczęka mi opadła. Płytę nagrałem z chłopakami z Bochni. Wiesz, to było
dość duże wydarzenie lokalne. Wszyscy już sobie zdjęcia zrobili na tle
Kazimierza i wtedy odezwała się moja buntownicza natura i podpisałem zgodę na
ten projekt (śmiech) Potem, jak płyta wyszła, w mieście był straszny skandal i
większość na mnie się obraziła… (śmiech)
Wziąłeś również udział w inscenizacji musicalu “Jesus Christ Superstar“. Nie
wiem, czy jesteś człowiekiem wierzącym, ale czy ten projekt miał dla ciebie jakiś pozamuzyczny wymiar?
To było moje marzenie na spełnienie, którego czekałem ponad 15 lat. Pamiętam
jak mówiłem, że to kiedyś to wykonam do moich kolegów z Bochni, a oni się z tego
śmiali. To była bardzo poważna sprawa. Przygotowywałem się przede wszystkim z
Biblii, a dopiero potem zabrałem się za aktorstwo. Było ponad 300 spektakli. To
było niesamowite przeżycie i bardzo mistyczne!
W Empikach panuje taki zwyczaj, że każdy artysta, który podpisuje tam płyty,
może sobie jakieś CD. Co ty wziąłeś?
Tylko w dwóch Epikach tak było. W Krakowie dostaliśmy nowy Deep Purple, a w
Poznaniu zaskoczyłem wszystkich biorąc Norah Jones!
Według badań rynku, większość słuchaczy płyt Norah to panowie po
czterdziestce, więc chyba jednak aż tak oryginalny nie byłeś…
Nie chodzi o to. Czasami mam potrzebę wyciszenia. Wtedy marzę o tym, aby
jakaś piękna dziewczyna takim łagodniutkim głosem zaśpiewała dla mnie.
To już będzie ostatnie pytanie, ponieważ niestety czas nas goni nieubłaganie.
Czy mógłbyś w trzech słowach opisać TSA? Oczywiście proszę również o słowo dla
fanów.
TSA to pięciu mężczyzn. Każdy z nich jest całkowicie inny. Ma inny gust, inną
osobowość, inny charakter, inne upodobania, inny wygląd. Łączy nas tylko muzyka i
nasze dzieci, czyli nasze piosenki i płyty. Bardzo się kłócimy na próbach o
muzykę i efektem tego jest ta płyta. Zapraszam wszystkich na nasze koncerty,
które uwielbiamy grać!
