AC/DC – Live at River Plate
(17 grudnia 2012, napisał: Pudel)

`Live at River Plate` to w zasadzie dopiero trzeci regularny album koncertowy w karierze AC/DC. Owszem, w międzyczasie było kilka DVD, były boksy z archiwaliami, jednak zwolennicy płyt z oklaskami bez obrazu na kolejne tradycyjne tego typu wydawnictwo czekali aż dwie dekady. Album ` podobnie jak wydane już jakiś czas temu DVD ` zmontowano z trzech występów jakie Australijczycy dali na słynnym stadionie River Plate w Buenos Aires. W ramach ciekawostki warto dodać, że dwa z tych koncertów były normalne, natomiast trzeci starsi panowie z antypodów zagrali przy pustych trybunach, specjalnie w celu wklejenia ewentualnych poprawek do materiału ze zwykłych występów. O samej muzyce nie ma co się specjalnie rozpisywać, chyba każdy kto nie spędził ostatnich trzydziestu lat w Korei Północnej wie co gra zespół muzyczny AC/DC i jak to robi. No, może warto dodać, że pomimo mocno już słusznego wieku muzycy nadal potrafią potężnie dołożyć do pieca. Pozostaje jeszcze kwestia repertuaru. Na dwóch srebrnych(lub trzech czarnych) krążkach upchnięto dziewiętnaście numerów, w tym oczywiście klasyki bez których koncert AC/DC nie miałby racji bytu ` `Back In Black`, `TNT`, `Highway to hell` czy oczywiście na koniec `For those about to rock`. Ostatnią jak dotychczas płyte studyjną, `Black Ice`, reprezentują cztery numery, w tym rozpoczynający cały ten cyrk `Rock`n`roll train` czy oparte na wspaniałym basowym pochodzie `War machine`. No i tutaj pojawia się pierwszy drobny zgrzyt. Na początkowym etapie trasy w set liście znajdował się również utwór `Anything goes` z `Black ice`, który na żywo wypadał o wiele lepiej niż w wersji studyjnej i szkoda, że na albumie będącym dokumentacją trasy go zabrakło. No ale za to dostajemy nie tak znów często grany, starusieńki `Dog eat dog``Ś W ogóle repertuaru można by się troszkę poczepiać, o ile rozumiem, że zespół nie gra nic z płyt z lat 1983 ` 87(za bębnami siedział wtedy nie Phill Rudd a niejaki Simon Wright, który potem bębnił choćby w Dio czy UFO), tak brak choćby utworu tytułowego ze `Stiff Upper Lip` czy któregoś singla z `Ballbreakera` może już nieco dziwić. Z epoki pana Bona Scotta brakuje czegokolwiek z bardzo udanej przecież płyty `Powerage`, ze słynnego `Highway to hell` także mamy tylko numer tytułowy i `Shot down In flames``Ś ale to są wszystko akademickie dysputy, liczy się to, że przy pierwszych dźwiękach `Rock`n`roll train` kilkadziesiąt tysięcy ludzi dostaje autentycznego pierdolca, przy `The Jack` zespół w kilka chwil zamienia ogromny stadion w mały, zadymiony klubik a w `Let there be rock` pan Phill Rudd, który wygląda jak nie przymierzając żywy trup bębni z taka mocą, że niemal widzimy jak z pałeczek sypią się drzazgi. A słuchaczowi odruchowo ręka wędruje na pokrętło `volume` i przekręca je w prawo. I chyba o to powinno w tym tak zwanym rock`n`rollu chodzić. Jeszcze słów kilka co do produkcji. Płyta brzmi potężnie, ale jednocześnie bardzo żywo, dogrywek chyba zbyt wiele nie było, choć prawdopodobnie poprawiono(dograno?) chórki Malcolma Younga i Cliffa Williamsa. Widziałem dwa koncerty na trasie `Black ice` i na obydwu panowie gitarzyści fałszowali jak najęci, tutaj wszystko jest równiutko`Ś no chyba że aż tak się zmobilizowali na te akurat występy ;). Fajnie za to wypada Brian Johnson. Można powiedzieć, że pan wokalista po trzydziestu latach w zespole wreszcie zaczął śpiewać, zamiast się drzeć. Oczywiście charakterystyczna chrypa pana w kaszkiecie była jednym ze znaków rozpoznawczych AC/DC, ale wiadomo że wiek robi swoje poza tym najstarsze utwory, te z czasów Bona Scotta zaśpiewane nieco spokojniej zdecydowanie zyskały. Jeszcze na koniec warto się zastanowić jak wypada `Live at River Plate` na tle poprzednich koncertówek grupy. Na pewno nie jest to produkcja na miarę `Live` z 1992 roku, która była dłuższa, zawierała materiał z wielu koncertów i tak dalej, jednak na dłuższą metę nowego wydawnictwa słucha się chyba lepiej ` jest bardziej spójne, naturalne, poza tym nieco `zmetalizowane` brzmienie które AC/DC prezentowało na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych jednak trąci już nieco myszką. A zwykły rock`n`roll bronić się będzie zawsze, czego dowodem choćby pierwszy album live AC/DC, czyli `If you want blood`Ś` z roku 1978.
Lista utworłó
CD1
1. Rock N Roll Train
2. Hell Ain`t A Bad Place To Be
3. Back In Black
4. Big Jack
5. Dirty Deeds Done Dirt Cheap
6. Shot Down In Flames
7. Thunderstruck
8. Black Ice
9. The Jack
10. Hells Bells
CD2
11. Shoot To Thrill
12. War Machine
13. Dog Eat Dog
14. You Shook Me All Night Long
15. T.N.T.
16. Whole Lotta Rosie
17. Let There Be Rock
18. Highway To Hell
19. For Those About To Rock (We Salute You)
Ocena: +8/10
