Swans – The Seer
(23 listopada 2012, napisał: Paweł Denys)

Chyba nie ma sensu w tym miejscu wspominać jak ważnym zespołem jest Swans. Jeśli jest ktoś, kto tego nie wie to powinien czym prędzej nadrobić swoje braki, bo to zwyczajny wstyd nie znać dokonań ekipy Michaela Giry. Nie zamierzam tu jednak prawić o tym, jak to Swans robiło zajebistą muzykę w przeszłości. To nie ma sensu w obliczu takiego dzieła jak "The Seer". Z tym powrotem wiązałem spore obawy, bo raz że nie wiedziałem czego się po Swans spodziewać i czy ten powrót ma w ogóle sens, a dwa to jakoś nie do końca wierzyłem zapewnieniom pana Giry, że przywrócił do życia zespół z czysto egoistycznych pobudek i nie w głowie mu odgrzewanie starych rzeczy. Po bardzo wielokrotnym przesłuchaniu "The Seer" wiem, że to co napisałem wyżej, to absolutnie nieuzasadnione obawy. Ten dwupłytowy kolos to wprost dzieło idealne. Skutecznie wymykające się wszelkim oczekiwaniom. Pokazujące zespół jako twór, który nie boi się stawiać pewnych kroków do przodu i wychodzi na tym bardzo dobrze. Trudno opisywać te prawie sto dwadzieścia minut w sposób czysto analityczny. Gdybym tak chciał zrobić, to pewnie taka recenzja zajęłaby miejsce porządnego opracowania. Jednak nie zajmie, bo jak napisałem opisywanie w najdrobniejszych szczegółach każdego kawałka z osobna jest absolutnie bez sensu. Z resztą, nie ma potrzeby, gdyż "The Seer" należy słuchać jako jednej wielkiej całości, należy pozwolić tej muzyce płynąć i wypełniać przestrzeń. Monumentalność tej muzyki poraża już od pierwszego taktu. Dawny, potężny Swans został tu zastąpiony rytuałem zaklętym na dwóch płytach. Tylko w nielicznych momentach fani hałasu znajdą coś dla siebie. Takim utworem dla nich z pewnością będzie " 93 Ave. B Blues", który pokazuje, jak śmieszne są całe tabuny obecnych zespolików, które odkrywają dawne płyty Swans. Absolutnie największą rolę odgrywa tu trans, który stanowi klamrę, która spina "The Seer" w jedną całość. Apogeum osiąga w utworze tytułowym, gdzie przez ponad trzydzieści minut jesteśmy prowadzeni jak na sznurku przez meandry umysłu Michaela Giry. Jak się okazuje, to bardzo mistyczne miejsce. Wszystko to zostało wspaniale podbarwione udziałem gości. W "Piece of The Sky" pojawia się ze swoim wspaniałym głosem Jarboe, a w "Song For A Warrior" głosu urzyczyła Karen O z Yeah Yeah Yeahs. To jednak tylko takie małe rodzynki, które podnoszą jednak wartość tego dzieła. Nie da się inaczej podejść do "The Seer", jak przez pryzmat wielkich emocji. Emocje ta muzyka wywołuje wielkie. Porusza, omamia i pomimo długości materiału pozwala rozkoszować się każdym dźwiękiem za każdym razem, gdy tylko odpalam ten album. Absolutnie mus dla każdego. Swans pozamiatało bardzo konkretnie.
Lista utworłó
CD-1:
1. Lunacy
2. Mother of the World
3. The Wolf
4. The Seer
5. The Seer Returns
6. 93 Ave. B Blues
7. The Daughter Brings the Water
CD-2:
1. Song for a Warrior
2. Avatar
3. A Piece of the Sky
4. The Apostate
Ocena: 10/10
