Hexen – Being And Nothingness
(7 listopada 2012, napisał: mielony)

Nigdy nie czekałem na kolejne albumy tej amerykańskiej grupy i takoż nie paliło mi się do się do tego nowego, notabene zaledwie drugiego w dyskografii Hexen (dem pod uwagę nie biorąc). Oto przychodzi chwila, w której przekonać się mogę, jak gorąc słonecznej Kalifornii wpływać może na potencjał twórczy tamtejszych muzyków. Okazuje się bowiem, że nie ma wstydu, nie ma tragedii. I to do tego stopnia, że zainteresowanie wydaniem "Being and Nothingness" wykazała Pulverised Records, a Ci już trochę towaru na świat rozprowadzili. Co my tu mamy w takim razie? Jest czasem trochę melodyjnie, bywa, że skręcają w progresywne rejony, ale bazą jest zdecydowanie thrash. Dużo thrashu, bo blisko godzina. Parę ładnych lat zajęło im to, by powrócić z nowym krążkiem, ale okazuje się, że było warto komponować średnio kwandrans muzyki na rok, hłehłe. Szczególnie widać to po zamykającym krążek "Nocturne", który podczas swojego obszernego czasu trwania ani na trochę nie nudzi. Ma trochę spokojnych momentów, solówki, a przede wszystkim spory ładunek mocy. Od końca zacząłem, więc wróćmy do początku. Miłośnikiem wszelakich introsów nie jestem, bo wolę jak się z grubej rury uderza. HeXen jednakże zdecydował, że swojego kolosa napoczną wstępem trwającym ponad dwie minuty. Może i dla ucha przyjemne, ale czy potrzebne? W porządku, zostawmy dywagacje o marginalnym znaczeniu na boku. Mięso, drodzy radiosłuchacze, mięso! Ruszamy z "Grave New World", czyli pierwszym konkretem. Jest "łał", jest szał. No dobra, przesadzam, ale nastraja ten kawałek pozytywnie, w tym także zacnymi partiami solowymi. Daje dobre wyobrażenie o całokształcie tego albumu. O ile "cześkowata" aparycja panów z kapeli od razu daje do zrozumienia, że na okładki gazet się nie nadają, o tyle ich umiejętności powinny im zapewnić odpowiedni rozgłos. Bo czy może być inaczej w przypadku, gdy człowiek thrashu słuchający rzadko, jest w stanie się zainteresować takim właśnie krążkiem? Dobre w tym wszystkim jest to, że nie stawiają na nudne wałkowanie zdartych riffów i zasypywanie słuchacza nieustannymi partiami wokalnymi. Dużo w tym za to kreaowania instrumentalnych pejzaży, że tak to mało fortunnie ujmę. I to jest właśnie spory plusior "Being and Nothingness". To się "ogląda uszami". Jasne, zespół potrafi też tu i ówdzie przynudzić, strzelić oklepane do potrójnego znudzenia zagrywki, ale gdy te mają dla przeciwwagi wspomniane przed chwilą miodne partie melodyjno-instrumentalno-popisowe, to nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że muza HeXen jest bardziej lepsza niż gorsza, jeśli można tak powiedzieć. Stąd właśnie mocne, raczej zasłużone 6+ jakie przyznaję temu, mimo wszystko, udanemu metalowemu jebutnięciu.
Lista utworłó
1. Macrocosm
2. Grave New World
3. Defcon Rising
4. Private Hell
5. Walk As Many, Stand As One
6. Stream of Unconsciousness
7. Indefinite Archetype
8. The Nescient
9. Nocturne
Ocena: +6/10
