Brutal Assault 2012 – Jaromer, Twierdza Josefov
(8 sierpnia 2012, napisał: Prezes)
Data wydarzenia: 8 sierpnia 2012
8-11.08.2012
Czeski Jaromer to takie miejsce, do którego już od kilku lat na początku sierpnia regularnie pielgrzymują całe grupy Polaków. Czy jest tam jakieś sanktuarium? W pewnym sensie tak, ale jedyną panującą tam religią jest wtedy metal! W tym roku czeski Brutal odbył się już po raz 17. Cała impreza zaczynała się tym razem już od środy, kiedy to miało miejsce tzw. warm-up party. Ja niestety z powodów zawodowych dojechałem dopiero w czwartek po południu, ale z tego co słyszałem to dzień wcześniej najlepiej wypadł Anaal Nathrakh.
Na miejsce dotarliśmy gdy na scenie kończył właśnie General Surgery. Szkoda, że nie udało się ich zobaczyć w całości bo to zacny band jest przecież. Ĺťałować też mogę Toxic Holocaust, który grał trochę wcześniej i też ponoć zniszczył. Trzeba było jednak rozbić obozowisko i uzupełnić ilość alkoholu we krwi. Gdy ponownie dotarliśmy na teren festiwalu na scenie produkowały się smutasy z Swallow The Sun. Brzmieli nawet nieźle, choć moim zdaniem ich muzyka średnio nadaje się na tego typu otwarte festiwale. Po nich jako przystawka do spożywanych trunków pogrywał sobie nieźle Heaven Shall Burn, a później przyszła pora na to, na co najbardziej tego dnia czekałem. Krisiun chyba nigdy nie zawodzi, nie dali więc dupy i tym razem. Mordercze trio miażdżyło dźwiękami, że aż miło, szkoda tylko, że momentami przeszkadzał im akustyk. Tak czy inaczej Brazylijczycy raz jeszcze pokazali, że we trójkę da się zrobić naprawdę potężny młyn. Po nich zagrali Ministry, czyli kompletnie nie moja para kaloszy, trzeba więc było ponownie udać się na stoiska z napojami procentowymi. Wróciliśmy zobaczyć jak radzi sobie mega gwiazda Dimmu Borgir. Cóż ten zespół to przede wszystkim pełen profesjonalizm, który niestety wyparł gdzieś tą dzikość i agresję. Owszem wykonanie było naprawdę dobre, słuchało się tego całkiem fajnie, ale mnie brakowało tam tego blackowego jadu, który dało się wyczuć jeszcze kilka (naście?) lat wcześniej. Tego wieczoru bardzo obiecująco zapowiadały się jeszcze występy Samael i Nile, ale z powodu `przemęczenia` trzeba było udać się na spoczynek (a przynajmniej w kierunku namiotów).
Piątek rozpoczął się dość tradycyjnie czyli od piwa i mini bólu głowy. Trzeba było zrobić mały wypad na miasto i choć bardzo się starałem, nie zdążyłem dotrzeć na czas by zobaczyć Incantation. Pierwszy zespół tego dnia, który zrobił na mnie większe wrażenie to niemiecki Morgoth. Goście powrócili na scenę po wielu latach niebytu, ale słychać było doskonale, że przygotowali się do tego powrotu porządnie i nie zapomnieli jak używać swoich instrumentów. Stare hiciory leciały jeden po drugim i 40 minut minęło w oka mgnieniu. Na koniec zapodali miażdżący `Isolated` i zeszli ze sceny. Później sprawy potoczyły się już bardzo szybko`Ś Heathen nie widziałem, Hatebreed coś tam zobaczyłem, grali nieźle jak zawsze, Municipal Waste kopał dupsko niemiłosiernie tym swoim prymitywnym thrashem a Napalm Death`Ś no jak to Napalm Death ` zawsze miazga. Później przyszła pora na wikinków, czyli Amon Amarth. Całkiem niezły występ, choć ich akurat śledziłem z pozycji siedzącej racząc się całkiem niezłym tego roku piweczkiem. Następny był Machine Head czyli kolejna spora gwiazda tej imprezy, ale szczerze mówiąc mnie jakoś nie poruszyli. Jasne, słuchało się tego nieźle, ale miałem wrażenie, że amerykance trochę odbębniają swój występ. Nie pomagało im też brzmienie, które, jak na gwiazdę wieczoru było po prostu słabe. Tego wieczoru miały jeszcze zagrać Converge, Paradise Lost, Gorguts i Pig Destroyer, ale ja wolałem się oddać błogiej alkoholizacji, dlatego ich występów już nie zaliczyłem. Szkoda było mi jedynie Gorguts, szczególnie, że na drugi dzień wszyscy świadkowie naoczni zgodnie potwierdzali, że Kanadyjczycy dali naprawdę dobre szoł.
Ostatni dzień, czyli sobota był w moim odczuciu najbardziej obłożony gwiazdami. Ja obcowanie z muzyką zacząłem od godzin popołudniowych i świetnego występu Aborted. Brutalna miazga w sam raz na ogłuszoną procentami głowę. Później czas zleciał na różnych dziwnych zajęciach, ale trzeba było w końcu zwlec tyłek na Sodom`Ś tyle że Sodom nie doleciał i ich koncert był przesunięty jakoś na drugą w nocy. Zagrali zatem Fintrollowcy z tymi ich skocznymi melodiami, zagrali też miszcze z Immolation. I tutaj panowie i panie czapki z głów. Totalna miazga, mielenie i ubijanie dźwiękami. Na to czekałem i dokładnie to dostałem. Zagrali kilka staroci, zagrali też parę wałków z nowej EPki `Providence`. Później pojawiło się Six Feet Under, którego jakoś nie umiem przetrawić w większej ilości i energetyczny jak zawsze Agnostic Front. Po nich na scenie zjawił się zespół, dla którego przyjechałem na tegoroczną edycję BA. At The Gates grało a ja stałem z rozdziawioną paszczą i nie mogłem wyjść z podziwu. Nawet nie wiem, czy to oni naprawdę tak dobrze zagrali, czy to po prostu ja tak zareagowałem, słysząc wreszcie ulubione hiciory na żywca. Legenda niby miała nigdy już nie pojawić się na scenie a jednak stali na niej i z młodzieńczą werwą sypali szlagierami jeden po drugim. Zagrali większość ze znakomitego `Slaughter of the Soul` a dodatkowo wrzucali jeszcze starocie w stylu `All Life Ends` czy `Kingdom Gone`. Jeśli tak mają wyglądać powroty to ja jestem za! Po At The Gates na scenie pojawił się kolejny zespół, który powrócił z martwych, czyli Immortal (choć ich absencja trwała znacznie krócej). Niestety dane mi było zobaczyć tylko kilka ich utworów, musiałem bowiem ewakuować się w stronę swojego samochodu, a później w kierunku własnego kraju i domostwa`Ś Zdążyłem jednak zobaczyć ten charakterystyczny chód Abbatha, kilka akcji pirotechnicznych i usłyszeć trochę siarczystego black metalu.
Na koniec wspomnieć należy jeszcze, że tym razem na terenie festiwalu pojawiła się też trzecia, zamknięta scena, mieszcząca się w jakimś starym magazynie. Gościłem tam raczej rzadko, ale na pewno jest to dobry pomysł, warty kontynuowania. Z tamtej sceny najbardziej w pamięć wbił mi się występ naszej rodzimej kapeli Obscure Sphinx, która dosłownie przygniatała i hipnotyzowała dźwiękami zebraną publiczność.
Cóż tu więcej napisać`Ś? Może to, że w tym roku znowu zabrakło większej ilości polskich kapel? Tak czy inaczej zestaw zespołów był jak zawsze uniwersalny, więc każdy mógł spokojnie znaleźć coś dla siebie. Gołym okiem widać, że festiwal ten rośnie z roku na rok, powoli dobijając do absolutnej europejskiej czołówki`Ś