Kill The Lycan – Avalanche
(8 lipca 2012, napisał: Prezes)

Coś tu nie gra`Ś Ten materiał ma mnóstwo cech, które w każdym innym przypadku spowodowałyby u mnie odruch wymiotny a płytę umiejscowiły na najniższej, najbardziej zakurzonej półce, albo nawet w koszu. Tak się jednak nie stało, a EPka `Avalanche`, nie wiedzieć czemu, po prostu mi się podoba. Zacznijmy od tego, że Kill The Lycan to (tfu! haha) metalcore. Mało tego, metalcore z czystymi wokalami! Zwariowałem? Chyba tak, ale uwierzcie mi, to jest naprawdę niezłe. Przede wszystkim wrażenie robią zajebiście energetyczne gitary. Dużo szarpanych, rwanych riffów, trochę średnich i szybszych temp, co jakiś czas trafi się break down, a do tego obowiązkowo szczypta melodii (ale w zdroworozsądkowych ilościach). Wałki są dobrze skomponowane, cały czas coś się dzieje nie opierają się tylko na dwóch riffach, jak to czasami ma miejsce w tego typu `przebojowej` muzyce. Do tego dochodzi jeszcze plus w postaci dobrej, klarownej ale odpowiednio dociążonej produkcji i chyba największy atut tej produkcji (poza gitarami) czyli wokale. Wspomniany już wcześniej czysty śpiew występuje od czasu do czasu, ale o dziwo nie fałszuje aż tak i jest do strawienia. Poza tym jednak dostajemy tak szeroki wachlarz popisów wokalnych, że szacun dla wokalisty (chyba jest tylko jeden). Screamy, krzyki, jakieś growle, a do tego jeszcze te czyste śpiewy, jakby z jakiegoś boysbandu haha i wszystko to porządnie wymieszane i ponakładane na siebie. Całość wpada więc do ucha już przy pierwszym przesłuchaniu, i można nawet powiedzieć że zostaje w głowie na dłużej. Jak wydają coś większego to chyba się skuszę`Ś
Lista utworóó
1. Avalanche
2. Rise Up
3. Fading Memories
4. After Dawn
5. A Thing Called Change
6. Horizon
Ocena: +7/10
