Metalfest 2012 – Jaworzno, OWR Sosina
(26 czerwca 2012, napisał: Wojciech Michalak)
Data wydarzenia: 26 czerwca 2012

Minęło już trochę dni odkąd tegoroczny Metalfest dobiegł końca. Większość fanów metalu z kraju pokładało niemałe nadzieje w wydarzeniu, które w dniach 1-3 czerwca uświetniło ośrodek Sosina obok Jaworzna- wszak w Polsce bolesnie brakowało porządnego, kilkudniowego festiwalu poświęconego ciężkiemu graniu. I nawet jeśli w moim odczuciu impreza daleka była od ideału i raziły liczne niedociągnięcia, to napewno nie była to impreza zła.
Największym plusem bez wątpienia był tam skład ( i fakt, że każdy zespół zagrał, ponieważ po ostatnim Hunterfeście dość duże były obawy, że połowa kapel zostanie odwołana w ostatniej chwili)- Jaworzno uświetniły naprawdę duże i znane zespoły. Wymieniać można bez końca, z jednej strony giganci tacy jak Megadeth, Kreator, W.A.S.P. Czy Soulfly, a z drugiej strony zespoły mniejsze, ale nie mniej obiecujące- Grand Magus, Legion Of The Damned, Fueled By Fire czy przede wszystkim zasługujący na szczególne uznanie za wyśmienity koncert- Hell:On z Ukrainy. Nie zabrakło też perełek z rodzimej sceny- w ciągu trzech dni nasz kraj reprezentowali min. Vader, Acid Drinkers, Chainsaw czy Rusted Brain.
Trudno obiektywnie wskazać na najciekawszy występ, szczególnie że niektóre były bardzo mocno zniszczone przez nagłosnieniowców (dotyczyło to przede wszystkim kapel otwierających dane dni, choć dźwiękowcy pokrzywidzili też np. Vadera), najbardziej niesprawiedliwie potraktowany jednak został Horrorscope, ktoremu w połowie koncertu całkowicie wyłaczono dźwięk. Kpina. Również nie miła sytuacja dotknęła chłopaków ze Skull Fist, kiedy to przez połowe występu gitara Jackie’go nie była słyszalna. To są jednak najbardziej radykalne sytuacje, największe bandy brzmiały całkiem przyzwoicie. Większość kapel dosłownie tryskała energią na scenie, koncerty były energetyczne a publika się nie obijała (aż tak). Pierwszego dnia najciekawszy koncert można było usłyszeć na małej scenie- Hell:On nie zostawił po sobie nic ! Wyrazy uznania należą się też Rusted Brain, którzy mimo, że grali przed niewielką publiką pokazali klasę. Jedynym zespołem który wypadł naprawdę słabo (rzecz jasna z tych, które dane mi było zobaczyć) w piątek był Megadeth. Drugiego dnia królowali Kreator i Soulfly, podczas gdy bezapelacyjnie prym ostatniej doby festiwalu dzierżył Death Angel, który wykonał w całości swój debiutancki album Ultra-Violence.
Każdy jednak wie, że występy na festiwalach to tylko połowa zabawy- najważniejsze jest imprezowanie na polu namiotowym. Nie będę się tu dokładnie rozwodził nad tym, co kto robił, wspomnę tylko o dwóch rzeczach. Po pierwsze, nie widziałem ĹťADNYCH bujek, burd czy innego rodzaju rozrób, co jest dość miłym zaskoczeniem ;) Po drugie, fakt, że na polu namiotowym VIP ciągle z różnych obozowisk rozlegał się okrzyk "TOTEM" był po prostu epicki!
Pora trochę pomarudzić, wszak to nasza narodowa cecha ;) Oprócz nagłośnienia do ZDECYDOWANEJ poprawki są dwie rzeczy- na metalfescie raziła żałośnie mała liczba miejsc prysznicowych, oraz fakt, że nie można było uświadczyć w nich ciepłej wody. Drugim bólem był całkowity brak oznakowania czy jakiś podstawianych busików, co dość mocno komplikowało dostanie się na teren imprezy, która była dość oddalona (po każdą większą ilość piwa musieliśmy jechać stopem). Stoisk z koszulkami/płytami też mogłoby być ciut więcej (a na pewno mogłyby być lepiej zaopatrzone;) ).
Pomimo jednak wymienionych przeze mnie wad festiwal był niezły, a przede wszystkim pokazał potencjał. Jeśli zostanie zorganizowany za rok i organizatorzy wyciągną kilka lekcji z własnych potknięć, to możemy mieć naprawdę dobrą imprezę na światowym poziomie.
