Black River – Black River
(29 kwietnia 2012, napisał: Paweł Denys)

Był sobie kiedyś znakomity band, który zwał się Neolithic. Wszedł pewnego razu do studia nagraniowego, aby wyjść z niego w nowym składnie i pod nową nazwą. Tak mnie więcej w telegraficznym skrócie przedstawia się historia powstania Black River. Już na samym starcie kapela miała zapewniony rozgłos. Wszystko to opierało się o nazwy zespołów, z których muzycy zasilili skład Black River. Behemoth, Vader, Rootwater czy też np. Wrinkled Fred musiały przyciągnąć. Nie chcę w tym momencie określać na ile to zespołowi pomogło. Faktem jest, że debiut zespołu z pewnością sam się broni mimo tego, że słychać wyraźnie, że zespół jeszcze tutaj się docierał i poszukiwał optymalnych rozwiązań. Słychać, że każdy z muzyków starał się upchać na albumie jak najwięcej swoich pomysłów. Przez to album jest lekko niespójny, gdyż sporo tu zróżnicowania jeśli idzie o poszczególne utwory. Wszystko co prawda opiera się na stonerowych riffach i świetnym rock’n’rollowym klimacie, ale kompozycje jednak dość wyraźnie się różnią. Tak więc "Free Man" ma w sobie wielki potencjał komercyjny i bez wątpienia jest przebojem tego albumu, "Punky Blonde" powala kapitalnymi riffami żywcem wyjętymi z płyt Motorhead, "Crime Scene" jest w tym zestawie zdecydowanie najmocniej metalowym utworem, "Fanatic" spokojnie mógłby znaleźć się z płycie Rootwater ze swym bliskowschodnim klimatem. Jeszcze długo można by tak wymieniać. Właściwie o każdym kawałku można by coś ciekawego napisać i z pewnością byłyby to inne słowa w przypadku poszczególnych kompozycji. Tutaj nie ma żadnej filozofii, ale za to są tu ogromne pokłady energii, która działa na mnie doskonale. Pomimo sporej różnorodności ten album nie nuży i nie można mieć wątpliwości, że zostały stworzone przez jeden team. Spory plus dla zespołu za to, bo pokazał na debiucie, że mimo iż każdy z nich ma inne preferencje muzyczne to potrafią stworzyć z jednej strony materiał różnorodny, ale jednak jakoś dziwnie spójny. Z pewnością przyczyniło się do tego świetne analogowe brzmienie, które pasuje do tych kompozycji idealnie. Jak na debiut to Black River zaczęło mocnym uderzeniem. Na drugim albumie zespół określił się zdecydowanie lepiej i "Black’N’Roll" był materiałem o wiele spójniejszym, bardziej jednorodnym. To jednak inna inszość. No dobra, kto może niech łapie za piwo lub szklankę whisky i słucha "Black River", bo warto!
Lista utworłó
1. Negative
2. Free Mann
3. Night Lover
4. Street Games
5. Punky Blonde
6. Crime Scene
7. Fight
8. Silence
9. Fanatic
10. Silence (acoustic)
Ocena: -8/10
