Vedonist – Gerhalt
(24 grudnia 2003, napisał: FATMAN)
Moim zdaniem Vedonist jest jednym z najbardziej perspektywicznych zespołów w podziemiu. Ma zwarty i skonsolidowany skład, no i lidera, który ma głowę na karku. Mam nadzieję, że nie wykoleją się gdzieś po drodze, bo byłoby szkoda…
Cześć! Pierwsze pytanie nie jest zbyt oryginalne, ale czy mógłbyś przybliżysz naszym czytelnikom historię Vedonist.
Witaj, Michał! Jak wiesz, jesteśmy jeszcze bardzo młodym zespołem, zarówno, jeżeli chodzi o wiek członków, jak i o staż grupy, tak więc nie zanudzę Ciebie ani Czytelników długą, obfitującą w zwroty akcji historią. Początki Vedonist podobne były właściwie do pierwszych kroków tysięcy innych garażowych kapel, a wszystko zrodziło się z miłości do metalu i złocistego trunku (choć długa kolejka dziewcząt przed naszą garderobą też wydawała się miłą perspektywą…:-)) Nie obyło się bez poznawania tajników instrumentów, grania setek coverów mistrzów gatunku, a także szukania odpowiednich muzyków. Chcieliśmy, żeby zespół to była grupa świetnych kumpli, którzy oprócz wspólnego grania, mogliby się razem pobawić – nawet wszystkim doskonale znane hasło głosi, że kapela to nie tylko rock’n’roll (spokojnie, spokojnie, pierwszego członu tego hasła we własnym gronie nie praktykujemy…:-)) Wreszcie w maju 2002 roku, który z perspektywy czasu uznaliśmy za rzeczywistą datę powstania Vedonist, udało nam się ze Schröderem skompletować skład (Psychol (wokal), Kuba (git. sol.), Suhar (bas), no i my – Schröder za garami i ja z drugim wiosłem), w którym rozpoczęliśmy prace nad własnym materiałem. Pierwsze pół roku było cięższe niż myśleliśmy, gdyż, choć często świetnie się dogadywaliśmy, to bywały chwile, że, o ile w ogóle mieliśmy ochotę na siebie patrzeć, to skakaliśmy sobie do oczu. Ciągnęliśmy jednak ten wózek w myśl zasady „show must go on” (tłumaczenie dla osób nie znających języka angielskiego: trzeba było napier…dla szatana!:-))) i ze wszelkimi ruchami personalnymi wstrzymaliśmy się do nagrania demka, które było dla nas celem nadrzędnym. Po cichu liczyliśmy, że nasze pierwsze nagranie zintegruje zespół, ale, niestety, „The First Scream”, mimo znakomitego przyjęcia, nie poprawił sytuacji w kapeli. Konieczne więc były pewne „kosmetyczne” zmiany…
No właśnie ostatnio odszedł od was Kuba. Czemu dziś nie ma go już w zespole?
„Odszedł” to chyba nie jest najlepsze słowo, choć przyznaję, że efekt jest ten sam: nie ma go już w Vedonist!:-))) Kuba jest naprawdę niezłym gitarzystą, ale ma jedną zasadniczą wadę (o „drobnostkach”, takich jak: brak inwencji twórczej czy zamiłowanie do czysto heavymetalowych patentów nie warto nawet wspominać) – lenistwo! To, że nie chciało mu się nauczyć gotowych już numerów, można by (?) jeszcze jakoś zrozumieć, ale to, że przy nagrywaniu solówki puszczał teksty typu: „to może ja tu wypuszczę dźwięk i jakoś będzie” w momencie, gdy do końca sola zostało jeszcze 20 sekund, to już się nie mieści w głowie!:-))) (raczej nie – red.) Na szczęście trzymaliśmy rękę na pulsie i zmobilizowaliśmy go do pokazania na „The First Scream” swoich nieprzeciętnych umiejętności, tak, że teraz wszyscy wskazują popisy solowe, jako jeden z najmocniejszych punktów tego dema. Nie można, oczywiście, nikogo zmuszać do angażowania się w 100%, więc podziękowaliśmy Kubie za rok wspólnego grania i rozpoczęliśmy szukanie nowego solowego.
Wywaliłeś też Psychola…
Gwoli ścisłości, tym zajął się Schröder, choć, oczywiście, decyzja została podjęta zespołowo. Psychol niemalże od początku uważany był przez nas za czarną owcę, gdyż psuł atmosferę w kapeli. Rzadko zdarzało mu się wpadać na próby, a gdy już się pojawił, to wydawało mu się, że robi nam niesłychaną łaskę. Wiesz Michał, on chyba uważał się za najważniejszą postać w Vedonist, bo wszyscy zabiegali, żeby nie był tylko gościem na próbach (co jest chyba normalne, prawda?). Jestem pewien, że nasza decyzja była dla niego nie lada zaskoczeniem, tym bardziej, że chwaliliśmy go za wokale na „Pierwszym Krzyku” i nie dawaliśmy mu podstaw do obaw o stanowisko gardłowego. No, cóż, życie pełne jest niespodzianek!:-))) Chęć wyrzucenia go z kapeli dojrzewała w nas od dłuższego czasu, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że ciężko nam będzie w krótkim czasie znaleźć kogoś o równie dobrym growlu, a nie należy zapomnieć, że wielkimi krokami zbliżała się nasza pierwsza trasa po Polsce. Jak się później okazało, to właśnie owa objazdówka była przysłowiowym „gwoździem do trumny” dla Psychola – zawalił nam dwa pierwsze koncerty i powiedzieliśmy „dość”. Na pięć dni przed trzecim koncertem trasy zostaliśmy bez wokalisty, co, wierz mi, nie było zbyt komfortowym przeżyciem…Na całe szczęście wielką przysługę wyświadczył nam nasz kumpel Daffy (muzyk dwóch blackowych kapel – Opus Nocturne (wok., git.) oraz Arren (bas)), który postanowił wesprzeć nas swoim growlem na pozostałych koncertach. Był to dla nas strzał w dziesiątkę, gdyż Daffy potrafi ryknąć jak mało kto i dzięki temu zabrzmieliśmy zdecydowanie lepiej niż z Psycholem. Wszyscy chwalili nas za tę decyzję, włącznie z chłopakami z wspierających nas na trasie zespołów, więc szybko pogodziliśmy się z faktem, że nie będzie już kogo opier…za nieobecność na próbie!:-)))
Jak sprawują się zastępcy?
Bunos, który przejął obowiązki solowego, znakomicie wkomponował się w Vedonist i stał się bardzo silnym punktem zespołu. Jest znacznie lepszym technicznie wioślarzem od Kuby, ma sporo pomysłów dotyczących nowego materiału, szczególnie w zakresie melodii, a także jest bardzo zaangażowany w to, co robi. Ma dopiero 19 lat, ale posiada już taki potencjał, że aż boję się pomyśleć, jak będzie grał za parę lat!:-))) Do tego jest po prostu świetnym kumplem, z którym się doskonale dogadujemy i bardzo lubimy spędzać czas. Takiego gitarzysty właśnie nam było trzeba! Co zaś się tyczy pozycji wokalisty, to wciąż poszukujemy odpowiedniego człowieka. Nawiązałem kontakt z paroma gośćmi, ale albo słuchali nyhc, albo nie czuli rytmu, albo mieszkali 200 km od nas! Raz zgłosił się do mnie chłopak, który powiedział, że lubi ostre klimaty, ale na pytanie o inspiracje, wymienił mi Virgin (z wszystkim nam znaną z „Baru” bądź z „CKMu” (to prędzej:-))) Dorotką na wokalu) oraz pochwalił się, że kiedyś słyszał coś cięższego, a mianowicie…Iron Maiden!:-))) Jak widzisz, Michał, nie mamy na razie szczęścia w poszukiwaniach gardłowego, więc pozwolę sobie na małe ogłoszenie: „Jeżeli któryś z Czytelników dysponuje niezłym growlem i miałby ochotę sprawdzić się w Vedonist, to zapraszam na próbę!”:-)))
Może byłoby to zbyt proste, ale czemu nie próbowaliście po prostu zatrzymać Daffy’ego…
A czy ja powiedziałem, że nie próbowaliśmy?! Daffy ma naprawdę fajny growl, potrafi „śpiewać” zarówno nisko, potężnie, jak i wspiąć się nieco wyżej i zaskoczyć blackowym skrzekiem. Do tego bardzo lubimy spędzać z nim czas, gdyż jest spokojnym, miłym facetem, który dokładnie wie, jak wprowadzić fajną atmosferę. Dlaczegóż więc mielibyśmy go nie chcieć?! Niestety, Daffy jest czystej (czarnej?:-))) krwi blackmetalowcem (lubuje się m.in. w prymitywnych, niskonakładowych wydawnictwach wszelakiej maści piekielnych hord) i zdecydowanie bardziej pasuje mu klimat kapel, w których się obecnie udziela. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak życzyć mu wielu sukcesów w tworzeniu czarnej magii! Nie jest jednak powiedziane, że Daffy już nigdy nie stanie za mikrofonem w Vedonist, gdyż zadeklarował się, że jeżeli tylko będziemy potrzebowali jego pomocy, to ponownie wcieli się w postać naszego frontmana…
Kiedyś w czasie naszej rozmowy stwierdziłeś, że nowy wioślarz wycina solówki jak koledzy z Children Of Bodom. Czy właśnie w takim kierunku chcesz podążyć w przyszłości?
Bunos jest wielkim fanem CoB i spokojnie mógłby wspomóc Alexiego Laiho na jakimś koncercie – zna w całości większość numerów, jakie kiedykolwiek nagrali jego idole! Czasami nawet robi dla nas mały „koncert życzeń” z utworami Finów!:-))) Oczywiście, nie jest tak, że patenty podpatruje tylko u Dzieciaków, gdyż inspirują go najróżniejsze rzeczy (ostatnio, z tego, co wiem, wziął na warsztat Paganiniego…). Nie da się ukryć, że popisy solowe Wildchilda (Laiho – red.) mogą robić wrażenie i nawet ja, który nie jestem zagorzałym fanem jego twórczości, muszę przyznać, że pewne rozwiązania bardzo mi się podobają i nie miałbym nic przeciwko, gdyby Bunos przemycił je do naszej muzyki. Wszystko to jednak dotyczy sfery solowej i możesz być spokojny, że dopóki ja zajmuję się muzyką w Vedonist, to nie będziemy grali „słodkiego” death metalu…:-)))
To w takim razie jak ma wyglądać nowy stuff?
Wciąż będzie to zapoczątkowana na „The First Scream” hybryda thrash i death metalu, aczkolwiek, jeżeli spodziewasz się identycznej płyty, to się rozczarujesz. Jakie będą różnice? Zdecydowanie większy nacisk położyliśmy na technikę, zagęściliśmy riffy (paluszki latają po gryfie aż miło!:-))) i jeszcze bardziej połamaliśmy utwory. Na naszym pełnometrażowym krążku każdy znajdzie coś dla siebie, bo nie zabraknie zarówno koncertowych killerów, jak i spokojnych, nastrojowych fragmentów. Na pewno również pojawią się pewne elementy, których do tej pory nie stosowaliśmy, ale niech to na razie pozostanie tajemnicą. Co jeszcze? Bez wątpienia da się odczuć zmianę drugiego gitarzysty, gdyż Bunos miłuje się w melodii, jego sola będą dojrzalsze, bardziej urozmaicone i niekoniecznie nastawione na szybkość dla szybkości. Miałem okazję usłyszeć już próbki solówek i mogę zapewnić miłośników tego typu popisów, że będą na naprawdę wysokim poziomie. Dołożymy wszelkich starań, żeby „The First Scream” wypadał przy nowym krążku bardzo blado, a czy nam się to uda – zobaczymy w przyszłym roku.
Na „The First Scream” brzmicie całkiem przekonywująco, a czy uważasz, że w wersji live potraficie zabrzmieć podobnie?
Nasza płytka, podobnie jak większość albumów thrash/death metalowych, ma to do siebie, że można jej posłuchać zarówno w domu, jak i pobawić się przy tych dźwiękach na koncercie. Oczywiście, gdybyśmy chcieli zabrzmieć dokładnie jak na płycie, to potrzebowalibyśmy momentami pięciu gitarzystów czy trzech gardłowych, ale jest to chyba normalne przy tego typu muzyce. Co do umiejętności, to o to możesz być spokojny – nasz mini-album nie jest tylko efektem realizatorskich zdolności przy kręceniu gałkami i składaniu dźwięków!:-))) Wszystko więc sprowadza się do sprzętu, na jakim przyjdzie nam danego dnia grać oraz od dyspozycji dźwiękowca nagłaśniającego koncert, a z tym, jak wiemy, na koncertach undergroundowych bywa różnie…Koncert to jednak nie tylko sama muzyka, ale również niesłychane emocje, więc TomaRaja z NeWBReeD powiedział mi kiedyś: „baw się ile wlezie, kręć łbem, a o granie się nie martw, bo i tak nic nie słychać!” i miał sporo racji – najważniejsze to nieźle się wyszaleć i rozruszać publikę!:-)))
Zaciekawiłeś mnie. Jak mówi przysłowie: „ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła”, a że mi się za karę nudzić w niebie nie chce to zapytam… Jaki TomaRaja? No i czemu kolega dorobił się takiej ksywy?
No, to widzę, że będziemy mieli tam na dole niezłą, gorącą imprezkę!:-))) A któż kryje się pod pseudonimem TomaRaja? Jeżeli sądzisz, że to nieślubny syn pewnego Pogromcy, to muszę Cię, niestety, rozczarować…Tom to po prostu starszy z braci Czul zasilający bielską formację NeWBReeD, z którą mieliśmy ostatnio okazję się zaprzyjaźnić. Bardzo fajny gość, który jest równie często najeb…co uśmiechnięty, a śmieje się naprawdę często!:-))) Trzeba jednak przyznać, że na gitarze gra nie gorzej niż pije! Pamiętam sytuację podczas naszego wspólnego koncertu w Chorzowie, kiedy Tomek w „stanie nieważkości” dotarł na scenę i zrobił taki show, że aż chciało się wbiec pod scenę i machać banią! Skakał, zamiatał włosami, wyrywał Brodzie (wokal+gitara) mikrofon i darł się w niebogłosy! To był jego wieczór!:-))) A skąd ksywa? O to musisz się już zapytać Tom(k)a…
Kontynuując wątek występów. Jakie są wasze wymagania by zagrać koncert?
Przede wszystkim to chętne laski i darmowy browar, ale ja na szczęście znalazłem już panią mego serca (z całego serca gratuluję – red.), a poza tym jestem kierowcą, więc nie muszę brać udziału w tym (tfu!) niecnym procederze!:-))) Tak na poważnie, to zależy nam przede wszystkim na promocji zespołu, a więc i na publice, bez której ciężko wyobrazić sobie jakikolwiek show. Gra się dla ludzi – bez nich to wszystko nie ma najmniejszego sensu! Oczywiście, istnieje również aspekt finansowy, bo zapewne o to Ci chodziło, ale ma on znaczenie iście symboliczne. I tak do większości koncertów się dokłada, więc chodzi po prostu o jak największe zredukowanie kosztów. Swoją drogą, nie zdarzyło nam się jeszcze kiedykolwiek odmówienia występu, więc, jak widzisz, nie są to zbyt wygórowane wymagania!:-)))
Rozumiem, ale będę nieustępliwy (czyt. upierdliwy – red.)… Ile np. pieców chcecie no i może sypniesz jakimiś hasłami?
Wiesz, wciąż dążymy do sytuacji, w której będziemy niezależni sprzętowo, ale na razie prawda jest taka, że potrzebujemy jeszcze wsparcia ze strony klubu, w którym gramy. Na razie wozimy ze sobą cały backline, ale własnych przodów i odsłuchów jeszcze się nie dorobiliśmy. Co prawda bez odsłuchów też gramy, ale wtedy trzeba kombinować z ustawianiem pieców, tak, żeby Schröder cokolwiek słyszał, a nie zawsze się to udaje. Teraz jesteśmy w trakcie budowy profesjonalnej sali prób (na wzór DBX Studio) z późniejszym przeznaczeniem na studio nagrań i mamy cichą nadzieję, że jeżeli wszystko wypali, to w niedługim czasie powinniśmy być bogatsi o trochę sprzętu. Jeżeli (tfu, tfu!) nie wypali, to też będziemy bogatsi, ale w…niemiłe doświadczenie!:-)))
Parę tygodni temu zagraliście mini trasę „The Lost Killing Scream Tour” z Newbreed i Vilgefortz. Jak wrażenia? Jak maniacs reagowali na waszą muzykę? Jak udało wam się zorganizować to przedsięwzięcie?
Pomysłodawcą i realizatorem całego przedsięwzięcia był Schröder, który od dawna marzył o objechaniu naszego pięknego kraju i zagraniu paru koncertów. Początkowo trasa miała odbyć się w wakacje, ale był to sezon ogórkowy na koncerty i polskie kluby bardzo niechętnie angażowały się w jakiekolwiek działania w tym kierunku. Na szczęście w październiku sytuacja nieco się poprawiła i można było zorganizować pierwszą w historii trasę Vedonist. Do wspólnego grania zaprosiliśmy dwie młode, aczkolwiek zbierające bardzo pochlebne recenzje za swoje albumy zespoły: rówieśników z NeWBReeD oraz nieco starszych chłopaków z Vilgefortz. W tym składzie zagraliśmy 5 fantastycznych (to słowo nie odnosi się jedynie do wartości muzycznej…:-))) koncertów, po których musieliśmy pożegnać się z Brodą i spółką, po czym już tylko z Vilgefortz skoczyliśmy na 3 koncerty obejmujące miasta na północy Polski. Zabawa była przednia, zebraliśmy nowe doświadczenia, no i przede wszystkim poznaliśmy świetnych ludzi. Same koncerty należy zaliczyć do naprawdę udanych, gdyż zarówno my, jak i ludzie zgromadzeni w klubach bawiliśmy się nieźle (szczególnie dużo działo się pod sceną, gdy odgrywaliśmy nieśmiertelny „Master of Puppets”), a o to przede wszystkim chodziło. Było do tego stopnia fajnie, że już planujemy zorganizowanie na wiosnę przyszłego roku kolejnej trasy w tym samym składzie. Czekajcie więc na „The Lost Killing Scream Tour II”!
Z występami na żywo i trasami zwykle łączy się wiele śmiesznych zdarzeń, może opowiesz jakieś?
Oj, Stary, cała objazdówka to była nieustająca zabawa, więc głupich sytuacji i śmiechu było co nie miara! Na trasie towarzyszyła nam przemiła dziewczyna o wdzięcznym imieniu Marysia, która umilała czas większości z nas – chłopaki z Vilgefortz śmiali się nawet, że nad trasą unosi się duch Amsterdamu!:-))) W każdym bądź razie najbardziej polubiła się z naszym technicznym, Julkiem, który potrafił zabawiać się z nią ponad 30 razy dziennie! Nie był jednak zachłanny i dzielił się z innymi (wspominałeś wcześniej o jednej pannie, więc lepiej się ucisz bo jeszcze sam zbijesz sobie krzyż – red.), a że nasz basista nie był tak wprawiony w podbojach miłosnych, to później, nieco zdezorientowany, przez całą drogę do z Wawy do Chorzowa liczył kozy bądź, gdy cudem uniknęliśmy śmierci pod kołami ciężarówki, dopiero po minucie od całego zdarzenia zaczął wrzeszczeć, że zginiemy!:-))) (cosik ci nie wierzę, że to tylko z powodu miłostek – red.) Nie mogę nie wspomnieć również o zajebistej imprezie po koncercie w Skierniewicach, kiedy niemiłosiernie wygłupialiśmy się z chłopakami z NeWBReeD i Vilgefortz (oj, ci to mają ostro nasrane!), skacząc w śpiworach z koszami na śmieci bądź innymi wynalazkami na głowach i śpiewając „Seek and Destroy” bądź hymn naszej trasy: „Dziewczyny lubią w brąz” Rysia Rynkowskiego!:-))) Sytuacji śmiesznych było jednak naprawdę mnóstwo, jak choćby strzelenie sobie pamiątkowej fotki w miejscowości „Moszna”, bądź ściąganie ze sceny pijanego „fana”, który chciał przyozdobić nam instrumenty swoim obiadkiem, ale nie sposób tutaj wszystkiego wymienić! W każdym bądź razie to była naprawdę świetna trasa!:-)))
Przejdźmy może do waszego debiutanckiego mini. Ile trwało nagrywanie tego materiału? Jak długo pisaliście ten materiał?
Materiał skomponowaliśmy ze Schröderem w ok. 6 miesięcy, ale trzeba wziąć pod uwagę fakt, że były to pierwsze kawałki, jakie w życiu stworzyliśmy, więc brakowało nam jeszcze trochę swobody kompozytorskiej, oraz, że nie mogliśmy liczyć na zbyt wielkie wsparcie ze strony innych członków. Tak, czy inaczej, pod koniec 2002 roku mieliśmy gotowy materiał na pierwsze demo i postanowiliśmy, że w ferie zimowe zarejestrujemy je w profesjonalnym studiu. Wybór padł na warszawskie DBX, gdzie swoje płyty nagrywali między innymi Riverside, Dragon’s Eye, czy Eternal Tear, i w lutym rozpoczęliśmy prace nad „The First Scream”. Nagrywanie przebiegało w przyjaznej atmosferze, a to za sprawą naszego realizatora, Jacka Melnickiego, który okazał się przesympatycznym, a do tego znającym się na rzeczy, człowiekiem. Śmiechu było sporo, ale nie obyło się też bez pewnych zgrzytów. Otóż okazało się np., że Kuba pozapominał wszystkich solówek i musiał nieźle improwizować, albo, że Psychol nie pojawiał się przez trzy tygodnie na nagraniu, bo zawsze wypadały mu ważniejsze sprawy (kolejny powód do wypieprzenia obydwu…:-))). Tym sposobem nagranie trochę się przeciągnęło i dopiero w marcu mogliśmy odebrać „płytę matkę” (już po masteringu Grzegorza Piwkowskiego). Ogólnie jednak nagranie wspominamy bardzo miło, tym bardziej, że wszystko brzmi tak, jak powinno (selektywnie brzmiące instrumenty, mięsiste gitary, wyeksponowany nieco bas i zgrywający się ze wszystkim wokal). Nabraliśmy również niezbędnego doświadczenia, które na pewno zaprocentuje przy nagrywaniu kolejnej płyty – oczywiście w DBX Studio!:-)))
Wasz materiał mocno zamieszał w undergroundzie. Na razie nie widziałem jeszcze żadnej złej recenzji. Czy zaczynają zgłaszać się do was jakieś wytwórnie?
Zgadza się, na razie nasze demko jest bardzo ciepło przyjmowane, aczkolwiek nie możemy zapominać, że to tylko dwudziestominutowy materiał. Nagraliśmy go w celu rozpromowania zespołu, zaznaczenia swojej obecności w undergroundzie. Teraz, mając odpowiednio przygotowany grunt, możemy uderzyć z pełnometrażowym albumem i zobaczyć, czy któraś z dużych wytwórni będzie zainteresowana przyjęciem Vedonist do swojej stajni. Taki jest nasz plan, który na razie udaje nam się realizować w 100%, ale czy nasze ambicje odnośnie znanej wytwórni nie zderzą się z okrutna rzeczywistością, tego jeszcze nie jesteśmy w stanie powiedzieć. Do tej pory wszystko szło świetnie, więc czemu nie miałoby być tak dalej?!:-)))
W Empire Records, Metal Mind, Mystic a może jeszcze innej polskiej stacji widziałbyś Vedonist?
Szczerze powiedziawszy, Stary, to chciałbym znaleźć się w tej, która wydyma nas w najmniej bolesny sposób!:-))) Wszyscy doskonale wiedzą, że wytwórnie muzyczne doją młode zespoły, jak tylko się da. Podpisują z nimi kontrakty na trzy, cztery, przeważnie najlepsze w dorobku płyty, ustalając przy tym bardzo konkretne, nie dające swobody artystycznej terminy i po takim jednym kontrakcie zespół jest przeważnie do odstawki. Nie chcę tym samym powiedzieć, że nie mamy zamiaru znaleźć się w dużej wytwórni, bo jest to jednym z naszych celów, tylko pragnę zauważyć, że rynek muzyczny rządzi się swoimi, brutalnymi prawami. Wracając do pytania, to na dzień dzisiejszy chyba pierwsza wymieniona przez Ciebie wytwórnia jest tą, pod skrzydłami której najbardziej chciałbym działać. Nie oszukujmy się, na muzyce metalowej ciężko zarobić (powiedziałbym nawet, że jest to po prostu drogie hobby), więc najważniejsza jest dla mnie promocja. A tutaj Empire bije wszystkich na głowę. Bardzo podoba mi się pomysł dołączania oryginalnych płytek do „Thrash’em All”, bo dzięki temu można małym kosztem nabyć dwa albumy, z których jeden jest przeważnie niezły. Jest to niewątpliwy plus zarówno dla czytelników tejże gazetki, jak i dla samych zespołów, których albumy trafiają do kilku tysięcy odbiorców, a to, jak na polskie warunki, niezłe osiągnięcie, nie sądzisz? Podsumowując: najchętniej widziałbym Vedonist w Empire, ale, oczywiście, nie odrzuciłbym oferty żadnej z wymienionych firm – jeszcze taką gwiazdą nie jesteśmy!:-)))
Czujesz się liderem? Nie boisz się odpowiedzialności?
Wiesz, Michał, nie lubię słowa „lider”, gdyż w zespole jestem na równych prawach ze Schröderem. Co prawda, to ja ostatnio zajmuję się komponowaniem utworów i promowaniem płyty z całą związaną z tym medialną otoczką, ale mój brat robi równie wiele, tyle tylko, że jest to tzw. „czarna robota”. Czy kogoś interesuje, kto nam organizuje koncerty, kto załatwia sprzęt, kto buduje nam salę prób? Nie, ważna jest osoba, która udziela się publicznie, która odpowiada na wywiady, wychodzi do ludzi, a więc w tym przypadku ja. Większość decyzji zespołowych podejmujemy jednak we dwóch, wszystkie pomysły przedyskutowujemy najpierw we własnym gronie, zanim przedstawimy je reszcie zespołu – jednym zdaniem wszystko w Vedonist zaczyna się od nas, więc jeżeli koniecznie chcesz, żebym wskazał lidera, to odpowiem, że liderów jest dwóch.:-))) A tak szczerze powiedziawszy, to ja nie mam nawet zadatków na lidera, gdyż w życiu prywatnym jestem osobą (raczej!) skromną i nieśmiałą, więc nie mamy o czym mówić! Następne pytanie proszę!:-)))
Jak chcesz. Jednym z modnych ostatnio tematów jest „wyścig szczurów”. Można powiedzieć, że jesteście kapelą, której udało się wybić. Czy z tego powodu doświadczyliście jakiś oznak zazdrości, a wręcz nienawiści?
Słuchaj, Michał, a może to pytanie miałeś skierować np. do gości z Frontside, co? (do wywiad z Frontside dopiero piszę pytania, ale dzięki za pomysł – red.) Ja, mimo wielkich chęci, nie mogę stwierdzić, że się wybiliśmy, choć może po prostu jeszcze tego nie zauważyłem!:-))) Muszę Ci powiedzieć, że jestem osobą bardzo ambitną i mam ściśle wytyczone cele odnośnie Vedonist i staram się je powolutku realizować. To demo, te pochlebne recenzje i wszystko, co się z tym wiąże, traktuję jako pierwszy, malutki kroczek Vedonist w stronę szeroko rozumianego profesjonalizmu. „Wybiciem się” będzie podpisanie papierka z panem K(miołkiem? – red.)., W(ardzałą? – red.). lub D(ziubińskim? – red.)., a na razie spokojnie robimy swoje. Co do pytania o zazdrość, to szczerze powiedziawszy, mamy ze wszystkimi bardzo dobre stosunki. Zespoły, z którymi graliśmy trasę, bądź te, z którymi po prostu wymieniliśmy się materiałami, są jak najbardziej przychylnie nastawione do Vedonist – przynajmniej oficjalnie.:-))) Myślę, że dobre stosunki z kapelami z różnych stron Polski to też bardzo korzystny układ, bo zawsze można umówić się na wspólny koncert w ich rodzinnym mieście i odwdzięczyć się gigiem u nas, prawda? A tak w ogóle, to Vedonist to bardzo fajna kapela i ciężko nas nie lubić!:-))) (i ty nie masz skłonności megalomańskich…-red.)
Widzisz miejsce dla Vedonist na polskiej scenie metalowej?
Oficjalna scena metalowa w Polsce jest to pewne środowisko zamknięte, do którego ciężko się dostać nie posiadając żadnych znajomości, bądź nie uprawiając jednego z modnych ostatnio gatunków. Nie da się ukryć, że naszej muzyce daleko do nu-tone’owej prostoty bądź ultraszybkich zagrywek deathmetalowych rzeźników, więc teoretycznie nasze szanse nie są zbyt wielkie. Z drugiej jednak strony sam zauważyłeś, że nasze demko jest ciepło przyjmowane, więc chyba istnieje zapotrzebowanie na tego typu granie, prawda? Wydaje mi się, że nie wszyscy siedzący w muzyce metalowej podążają za tym, co w danej chwili jest modne i sporo jest maniaków starego dobrego grania, którzy tęsknią za kapelami pokroju Death czy Kreatora. I w tym też upatruję szansę dla Vedonist. Mam nadzieję, że nie podążymy drogą wielu młodych, obiecujących kapel, które po latach tułaczki po podziemiu odstawiały instrumenty, no bo…na co byłby ten cały wywiad???:-))) (wiesz, jakby go się wydrukowało to można go np. spalić i trochę podpałki do pieca zyskać – red.)
Plany na przyszłość?
Na razie koncentrujemy się na tworzeniu nowego materiału, gdyż jest to sprawa priorytetowa w tej chwili. Wstępnie planowaliśmy nagranie pełnometrażowej płytki w wakacje przyszłego roku, ale już wiem, że nam się to nie uda. Niestety, nie mamy jeszcze podpisanego kontraktu z wytwórnią, która pokryłaby koszty nagrania, a nam, biednym studentom, ciężko wyciągnąć z kieszeni pliczek banknotów. Postanowiliśmy więc z Bunosem, że załatwimy sobie wakacyjną pracę za granicą, co spowoduje przesunięcie nagrania następcy „The First Scream” na jesień 2004. Może jednak dzięki temu zabiegowi nie dość, że uda nam się nagrać płytę, to jeszcze zrobimy to na nowych wiosłach?:-))) Planujemy również zagrać ze dwa, trzy koncerty jeszcze przed wspominaną wcześniej drugą częścią trasy z NeWBReeD i Vilgefortz oraz wciąż promować gdzie tylko się da nasze demko. O tym, że pragniemy pozyskać do grona naszych fanów drogich Czytelników MetalruleZ, chyba nie muszę wspominać!:-)))
No i oczywiście słowo dla zainteresowanych…
Wielkie dzięki, że zechcieliście prześledzić ten przydługi wywiadzik – nie każdego stać na taki wyczyn, wierzcie mi! Skoro jednak dobrnęliście do końca, to zachęcam także do zapoznania się z naszym debiutanckim materiałem oraz odwiedzenia naszej stronki (www.vedonist.metal.pl), gdzie czeka na was jeszcze wiele do czytania! Pamiętajcie: piwo tylko zimne, dziewczyny tylko gorące (faceci również, oczywiście! (taaa bi mają dwa razy więcej szans… – red.), a muzyka? Tylko ciężk(ostrawn)a!:-)))
