Metalmania 2002

(16 marca 2002, napisał: Prezes)


Data wydarzenia: 16 marca 2002

 

Metalmania 2002

16 czerwca 2002 roku odbyła się szesnasta edycja największego w Polsce festiwalu muzyki metalowej – Metalmania. Swój przyjazd zapowiedziało 8 zespołów (z czego dwa nie dotarły, o czym później) i zespół – niespodzianka. Festiwal zapowiadał się fantastycznie, i taki też był, ale po kolei…
Reprezentacja Metalrulez, w składzie: ja (Prezes), Gorgar i ekipka, dotarła do Katowic około godziny 11:00. Już na dworcu można było zauważyć, że to dzień metalowego święta. Centrum Katowic opanowały grupki czarno odzianych miłośników ostrego grania. Choć koncerty się jeszcze nie zaczęły to po niektórych fanach było już widać ostre "zmęczenie":). Tak więc klimat czuło się już w powietrzu. Po krótkim spacerze po Katowicach i spożyciu napojów chłodzących znaleźliśmy się pod Spodkiem. Tam z powywieszanych przy wejściach kartek dowiedzieliśmy się niezbyt radosnej nowiny – Saxon nie przyjedzie! I tak w trochę podupadłych nastrojach, przed godziną 12:00 znaleźliśmy się w środku. Godzinę upłynęła nam na spacerach po Spodku i zwiedzaniu stoisk z browarami.
Około godziny 13:00 staliśmy już pod sceną, czekając na pierwszy koncert. Festiwal otwierał krakowski zespół Thy Disease. Na płycie nie było jeszcze wtedy zbyt wielu fanów ostrego grania. Ci, którzy byli usłyszeli niezbyt lubianą przeze mnie odmianę black metalu. Wokalista wydzierał się jak mógł, ale pod sceną wciąż wiało nudą. Jedyne co mnie zaintrygowało w występie tego zespołu to gostek, który grał na klawiszach. Grał to chyba jednak zbyt wiele powiedziane, ponieważ większość czasu spędził on opierając się o nie:). Występ został zakończony coverem Madonny – "Freezing". Specjalnie na potrzeby tego numeru na scenę wkroczyła pewna pani, by odśpiewać refren ale albo miała ona bardzo cichy głos, albo panowie techniczni niezbyt się popisali, bo nie było jej prawie wcale słychać. W przerwach między koncertami na scenę wyskakiwał pewien łysy kolo w białej koszulce Polski. Jego zadaniem było zapowiadanie zespołów, przeprowadzanie konkursów, jednym słowem zabawianie publiki. Nie było to jednak dla niego zadanie łatwe, ponieważ był on twardo i systematycznie gnojony przez znudzonych fanów. Hasła w stylu "z tą białą koszulką to do kościoła", czy "wskakuj na deskorolke i zabawiaj nas" były na porządku dziennym. Po Thy Disease na scenie rozłożył się niemiecki Flowing Tears. Tłumów pod sceną jeszcze nie było, ale ja czekałem na ten koncert z niecierpliwością. Był to zespół grający zdecydowanie najlżej z występujących tego dnia w Spodku. Równie co muzyka zespołu Flowing Tears podobała mi się jego wokalistka. Stefanie śpiewała czysto, ruszając się przy tym nienagannie. Występ skończył się dość szybko a zaraz po nim na scenie znowu pojawił się "łysy". Oznajmił on wszem i wobec, że Dark Funeral nie wystąpi, bo spóźnili się na samolot i zostali w Sztokholmie. Tak więc nastąpiła dość długa przerwa po której wystąpić miał następny zespół. Tym następnym był Immortal. Muzycy mieli jak zwykle charakterystycznie pomalowane twarze i groźne miny. To co działo się na płycie Spodka podczas ich występu było czymś niesamowitym. Tych trzech gości tak zakręciło publiką że praktycznie cała płyta to był jeden wielki kocioł. Grali po prostu świetnie. Gdy zakończyli swój występ ciężko było mi ustać na nogach:). Razem z Gorgarem (po ówczesnym uzupełnieniu płynów:) usadowiliśmy się w górnych partiach widowni, by tym razem na spokojnie obejrzeć występ kolejnych rzeźników – Cannibal Corpse. Nigdy nie zachwycałem się muzyką tego zespołu tak więc do ich występu podszedłem raczej "na zimno". Muszę jednak przyznać, że nawet fajnie się ich słuchało. Jeszcze lepiej oglądało – koncert z wysoka wyglądał na prawdę imponująco. Muzyka sama w sobie była taka jak zwykle u Cannibali – ostra i brutalna. Po zakończeniu koncertu na scenie zaczęto instalować jakieś dziwne dekoracje. Było coś czarnego, tekturowego, co miało chyba przypominać trawę, było jakieś dziwne drzewo, były też świeczniki. W końcu nastała ciemność i na scenę wkroczył gość z latarnią w ręce i ubrany w czerwony płaszcz (kojarzył mi się z księdzem:) i wielki kapelusz. Był to oczywiście Fernando – wokalista Moonspell. Podczas koncertu często zmieniał on swój wygląd ściągając płaszcz, zakładając inny, czy nakładając na plecy skrzydła. Sam koncert był dobry, dobór utworów porządny, były zarówno stare kawałki jak i utwory z nowej płyty. Oprawa wizualna również stała na wysokim poziomie. Koncert był po prostu dobry. Po jego zakończeniu musieliśmy ponownie uzupełnić niedobór płynów w organizmie, wysłaliśmy kumpli po następne autografy i wróciliśmy na płytę. Tam na scenie szalał już Tiamat. Nigdy jakoś nie byłem przekonany do tej szwedzkiej grupy, dlatego ponownie usadowiliśmy się w górnych partiach widowni. Posłuchaliśmy kilku utworów i wyznam szczerze, że nawet mi się spodobały. Gdy po kilkunastu minutach Johan Edlund powiedział, że w następnym utworze będzie pomagać mu Stefanie (ta z Flowing Tears) gnani chęcią zobaczenia jej jeszcze raz z bliska pobiegliśmy na płytę. W sumie Stefanie pomagała w dwóch utworach. Resztę koncertu Tiamat spędziliśmy rozrabiając w kotle. Po zejściu chłopaków ze sceny pojawił się na niej stary znajomy – "łysy". Został rozlosowany odtwarzacz DVD, potem "łysy" rzucał płytami i kasetami. Wszyscy czekali już na gwiazdę wieczoru – Paradise Lost. Początek koncertu wydał mi się lekko nudny. Grane były jakieś lajtowe piosenki ale to się z czasem zmieniło. Po kilkunastu minutach wszystko się rozkręciło, występ Paradise Lost zaczynał mi się coraz bardziej podobać. Jedyne co mnie trochę denerwowało to zachowanie Nicka Holmesa. Wokalista "pozdrawiał" publiczność i kolegów z zespołu środkowym palcem, mówił że on jest bardziej metalowy niż wszyscy w Spodku razem wzięci, parodiował innych uczestników festiwalu a nawet w jednym momencie po prostu rzucił mikrofonem w scenę. Wyglądał i zachowywał się jakby wypił za dużo tak chwalonego przez siebie polskiego piwa:). Poza tymi małymi zgrzytami koncert był raczej dobry, choć w moim odczuciu za długo się rozkręcał.
Przydałoby się teraz napisać coś o organizacyjnej kwestii festiwalu. Przy wejściu każdy uraczony został płytką cd i naklejką. Na miejscu można było nabyć okolicznościowe koszulki i bluzy. Przygotowane było także stoisko, na którym co jakiś czas pojawiali się muzycy. Można było zrobić sobie z nimi zdjęcie lub pozbierać autografy.
Ogólnie festiwal zaliczam do bardzo udanych (może poza brakiem Saxon) i ani trochę nie żałuję wydanych 88 zł.

divider

polecamy

Exul – Path To The Unknown Faust – Cisza Po Tobie Stillborn – Cultura de la muerte
divider

imprezy

Exodus, pionierzy thrash metalu, powracają do Polski! 06/04/2024 Ariadne’s Thread, Slave Keeper, The Masquerade, Kruh 25/05/2024 KREW OGIEŃ ŚMIERĆ: Stillborn, Ragehammer, Hellfuck, Chaingun Trve Metal Camp vol. 4 22/03/2024 – Dom Zły & Clairvoyance & Moriah Woods Aftermath Tour – Banisher, Truism CZARNA WIELKANOC vol.1 THE ACT OF FRUSTRATION TOUR Injure Grind Attack Stillborn, HellFuck, Ragehammer w maju Left To Die i Incantation na jedynym koncercie w Polsce! MASTER gwiazdą finałów polskiego Bloodstock! Wolves In The Throne Room, Gaerea oraz Mortiferum zagrają w Polsce Tribute To Seattle 2024 Unholy Blood Fest vol. 3 Sepultura po raz ostatni w Polsce!
divider

patronujemy

Trzecia płyta ATERRA Narodowy spis zespołów – Artur Sobiela, Tomasz Sikora Premiera albumu „Szczodre Gody” Velesar NEAGHI – Whispers of Wings Taranis „Obscurity” ROCK N’SFERA 5 ATERRA – AV CULTIST ‚Chants of Sublimation’ Trichomes – Omnipresent Creation
divider

współpracujemy

Sklep Stronghold Musick Magazine nr 31 VooDoo Club MORBID CHAPEL RECORDS Wydawnictwo Muzyczne Pscho Hellthrasher Productions SelfMadeGod Godz Ov War
divider

koncerty