Mega Sin #3
(7 grudnia 2004, napisał: FATMAN)
Mówi się, że trzecia płyta jest swoistym być albo nie być dla zespołu. Jeśli podobnie jest z periodykami to ja o Mega Sin jestem więcej niż spokojny. Tym razem Herr Hil przeskoczył sam siebie. Zresztą nie zdziwiłbym się gdyby Mega Sin powoli dołączył do grona wiodących tytułów na naszym rynku, bo od strony merytoryczno-wizualnej na pewno nic mu nie brakuje. Czy często można spotkać zin z kolorową okładką, który zrobiony jest z dwóch rodzajów papieru? Tak drodzy czytelnicy, kartki przypadające na podziemie są z papieru kredowego!!! Jednak sposób, w jaki wydawany Mega Sin nie jest najważniejszy, choć dobitnie świadczy o szacunku redakcji wobec czytelnika.
Przechodząc do zawartości gazety nie wiem, czemu ale już się uśmiecham. Jednak jak może być inaczej, gdy już na samym początku dostajemy po pysku za sprawą bardzo obszernego wywiadu z The True Mayhem. Te cztery strony przeznaczone na moich i nie tylko faworytów mogą naprawdę zmienić punkt widzenia na grupę. Na szczęście dalej nie jest wcale gorzej. Obszerna rozmowa z: Dismember, Nasty Savage (chyba będę musiał wreszcie sięgnąć po „Psycho, Psycho”), Vintersorg, The Ravenus, Exodus czy rodzimym StromumoussHeld robią wrażenie. Mnie osobiście cholernie zaciekawiła rozmowa z Sarcoma Inc. i już zacząłem szukać ich płyty. Niestety nie ma róży bez kolców, bo jednak mocno drażni nieaktualny wywiad z Cannibal Corpse. Jednak nie samymi wywiadami ten magazyn stoi. W Mega Sin jest też i publicystyka. Na mnie duże wrażenie zrobił tekst o scenie metalowej na Łotwie i ze wstydem muszę przyznać, że nie znam dokonań Skyforger i Neglected Fields, ale obiecuję, że to nadrobię. Tak jak w przypadku wywiadów, ta i tu pojawił się mały zgrzyt w postaci relacji z Metalmanii i występu Gorgoroth. Rozumiem, że to były bardzo ważne koncerty, ale pisanie o nich już kilka miesięcy po fakcie jest po prostu nudne.
Starczy już tego mojego fandzolenia. Nowy Mega Sin mogę polecić każdemu z czystym sumieniem, a musze powiedzieć, ze to mi się rzadko zdarza. Czy nie tylko ja mam wrażenie, że zwrot „czyste sumienie” nie brzmi tu dobrze? Nieważne, wracam do lektury…