V/A – Daredevil Soundtrack
(7 grudnia 2004, napisał: FATMAN)
Zawsze bardziej podchodziły mi ścieżki dźwiękowe z filmów, na których można było znaleźć coś więcej niż tylko parę luźnych piosenek. Zawsze wolałem słuchać orkiestry niż tylko kilku luźnych numerów. Takie składanki jak muzyka do „Daredevil” zawsze kojarzyły mi się z chamskimi składankami typy „najgorętsze hity lata”. Inną cechą takich wydawnictw jest niestety duża amplituda w poziomie poszczególnych wykonań. Z jednej strony mamy do czynienia ze świetnymi kawałkami by po chwili usłyszeć jakiś wypełniacz. Na szczęście od tej reguły są wyjątki patrz świetny soundtrack do gniota jakim bez wątpienia było „Mission Impossible".
Jak prezentuje się muzyka z hitu lata z Ben Affleck’iem w roli głównej? Nieźle, na pewno przebija film. Zdecydowanie wśród tych dwudziestu kompozycji kryje się kilka naprawdę niezłych numerów. Moim zdecydowanym numerem jeden jest „The Man Without Fear” wykonywany przez Rob’a Zombie wspomagającego osieroconą z wokalisty formację Drowning Pool. Szybkie ostre post thrash’owe partie i wokal Rob’a. Można powiedzieć, że jeden z najbardziej charyzmatycznych i charakterystycznych wokali świata wreszcie przypomniał sobie lata swej gry w White Zombie! Miodzio. Jeszcze te słowa, które towarzyszył mi przez dużą część wakacji: „I’m A Man Without Fear; You Can Hate Me, You Can’t Stop Me; You Can’t Bit Me; You Can Bring Me;”. Jest to zdecydowanie ozdoba tego wydawnictwa. Evanescence, którego „Fallen” zdecydowanie nie przypadł mi do gustu wyciągnął swoje dwie największe kolubryny, a mianowicie „Bring Me To Life” oraz „My Immortal”. O ile pierwsze jest niezwykle przebojowym kawałkiem rock’owego grania, o tyle drugie zdecydowanie bardziej do mnie przemawia. Piękne partie fortepianu oraz smyczków tworzące piękne i zmysłowe tło dla wokalistki. Piękny utwór. Z płyty w pamięci została mi jeszcze rock’owa jazda w wykonaniu Nickelback, który to zabrzmiał trochę mniej cukierkowo niż zazwyczaj. Jeszcze na zakończenie dwa kawałki, które idealnie pasują do radia. Mowa o „For You” The Calling oraz “Bleed For Me” Saliva. Pierwsze to całkiem zgrabny bardziej już popowy kawałek z całkiem udanymi orkiestracjami, a drugie ot taki niezły nowy amerykański rock ze świetną linią melodyczną.
Album ten na pewno nie jest najlepszym soundtrack’iem w dziejach kina, ale posiada jedną perełkę, która przynajmniej dla mnie stanowi jego bardzo silny punkt. Źle nie jest.
Lista utworóó
Ocena: -7/10