Blut Aus Nord – 777 – The Desanctification
(6 stycznia 2012, napisał: Paweł Denys)

Jaka jest kondycja współczesnego black metalu? Odpowiedź nie może być jednoznaczna, nie da się jednak ukryć, że brakuje na scenie zespołów wyrazistych, takich co potrafią tworzyć coś naprawdę przykuwającego uwagę. Jedni wracają do korzeni i próbują jechać na old schoolowym graniu, inni natomiast poszukują, kombinują. Przekleństwem tych drugich zespołów jest to, że są kojarzone jednoznacznie ze sceną black metalową i ich ciekawe pomysły z jednej strony są ignorowane przez konserwatywną publikę, z drugiej strony może i ktoś sięgnął by po ich płytę, ale jak słyszy black metal to górę biorą stereotypy i tyle z odkrywania jest. Nie da się jednak ukryć, że aby stworzyć coś oryginalnego, ciekawego i nieszablonowego trzeba stawiać odważne kroki i nie bać się swoich pomysłów. Kapitalną rzeczą jest, gdy owe pomysły przekładają się na znakomitą porcję muzyki, a nie na przypadkowy zlepek dźwięków. Takie zespoły jak Blut Aus Nord doskonale potwierdzają, że mając otwarte głowy można tworzyć rzeczy, które zachwycą zarówno jednych jak i drugich. Zespół ten od początku budził ciekawość i podziw, tak za sprawą muzyki jak i otoczki jaka ich otacza. Aura tajemniczości towarzyszy Blut Aus Nord od samego początku, nie chcę osądzać na ile to przyciąga ludzi do tego zespołu, ale nie mam wątpliwości, że jeśli nawet pomaga to w zdobywaniu kolejnych wyznawców to i tak muzyka jest najważniejsza, a ta w przypadku płyty "777- The Desanctification" jak zwykle w przypadku BAN jest najwyższego kalibru. Opisywana tu płyta to druga część opowieści, na którą składa się płyta "777- Sect(s)" i właśnie opisywany tu album. Jako, że opisuję tu drugą część to na niej się skupię. Co zawiera "777- The Desanctification"? Olbrzymie pokłady transu generowanego zarówno przez absolutnie chore linie gitar jak i klawiszowe plamy, które wprowadzają bardzo gęstą, mroczną aurę, zdecydowanie mniejsze pokłady klasycznego black metalu. Zespół skupia się na atmosferze i tylko w nielicznych przypadkach dokłada do pieca ( "Epitome VIII). Jeśli to tego wszystkiego dołączymy pokręconą, industrialną rytmikę i szamańskie wokale otrzymamy dzieło, które wciąga w swój świat i w żadnym wypadku nie pozwala go opuścić do końca dźwięków wylewających się z głośników. Wtedy i tak przyjdzie ochota tylko na kolejną porcję obłąkanej jazdy. Album omami nas melodiami, które mimo, iż są ciemne i duszne wciągają w obłąkany świat muzyki Blut Aus Nord. W tej materii najwięcej do powiedzenia mają gitary, które absolutnie nie grają niczego co zwykliście słuchać jak dźwięki tego instrumentu. Posłuchajcie "Epitome VII" lub " Epitome X", a doskonale zrozumiecie co mam na myśli. Was też te gitary zniewolą i omamią. Zaręczam Wam. Czasami zespołowi zdarza się skręcić w rejony oddalone od metalu tak daleko jak tylko się da. Idealnym przykładem będzie tu "Epitome IX", który z szeroko pojętym metalem nie ma nic wspólnego, za to z ambientem już jak najbardziej. Z pozoru mogłoby się wydawać, że tak przyrządzony album może być lekko niespójny, niestrawny dla przeciętnego zjadacza black metalowego chleba. Faktycznie może tak się zdarzyć, ale za to ludzie z otwartymi głowami, którzy zdecydują się poświęcić czas temu albumowi doświadczą niezapomnianych emocji. Nie jest to album łatwy w zrozumieniu, trzeba mu poświęcić sporo czasu i uwagi aby go zrozumieć i w pełni zachwycić się bogactwem dźwięków. Warto jednak. Każdy kto poświęci temu albumowi swój czas i każdy, do którego album trafi, potwierdzi to w stu procentach. Polecam!!
Lista utworłó
1. Epitome VII
2. Epitome VIII
3. Epitome IX
4. Epitome X
5. Epitome XI
6. Epitome XII
7. Epitome XIII
Ocena: +8/10
