Hate – Erebos
(2 listopada 2011, napisał: Paweł Denys)

Za sprawą płyty "Anaclasis" Hate dokonało wolty w serwowanej przez siebie muzyce. Czy był to słuszny kierunek czy też nie niech każdy oceni sam. Dla mnie tamten album do dziś jest najlepszym wydawnictwem Hate. Odważnym, kapitalnie skonstruowanym, świetnie brzmiącym i pokazującym Hate w odświeżonym i nie mniej ciekawym obliczu. Dlaczego o tym albumie na początku wspominam? A no dlatego, że w/g mnie "Erebos" nic a nic nie dorasta do pięt "Anaclasis". Czytając przez kilka miesięcy zapowiedzi ATF Sinnera prawie uwierzyłem, że opisywany tu album będzie niejako twórczym rozwinięciem drogi zapoczątkowanej na "Anaclasis". Oj głupi byłem, że w te zapowiedzi uwierzyłem. Pełen nadziei więc dorwałem ten krążek i drżącymi z podniecania łapkami zapakowałem go do odtwarzacza. Teraz już wiem, że lider Hate jest mistrzem w podgrzewaniu atmosfery i tworzenia olbrzymiego napięcia. Sam dałem się tej fali ponieść a okazało się, że nie bardzo było czym się tak podniecać. "Erebos" ukazuje co prawda Hate jako zespół doskonale zgrany, ale niestety dość mocno wyprany z pomysłów na swoją muzykę. Wszystkie kawałki na tym albumie są zagrane na mistrzowskim poziomie, bajerancko brzmią, ale za cholerę nie ma tu emocji i świeżości. Bardzo trudno wyłapać na tym albumie utwory, które spowodują, że tak jak podczas słuchania "Anaclasis", człowiek poderwie się do góry i zawoła-"Jasna cholera, ale to jest zajebiste!". Na "Erebos" tej "Jasnej cholery!" nie ma prawie wcale. Odnoszę wrażenie, że ATF Sinner trochę przestraszył się tego co stworzył na "Anaclasis" i już na drugiej płycie z kolei nie wykorzystuje potencjału zawartego na tamtym znakomitym albumie. Ĺadowanie tuzina dźwięków w kawałki, popisywanie się niebanalnymi umiejętnościami czy też cackanie się z wymuskanym brzmieniem to żadne innowacyjne podejście do death metalu. Tymczasem "Erebos" tak właśnie wygląda. Jak płyta, na której ktoś wyraźnie przedobrzył z dźwiękami zapominając, że podstawą powinien zawsze być utwór sam w sobie. W tym miejscu wystarczy napisać, że jedynie dwa kawałki, mianowicie " Quintessence of Higher Suffering" i "Wrists", pozostają w pamięci od początku, pozostałe kawałki są ale jakby ich zupełnie nie było. Jedna wielka bryła dźwiękowa bez charakteru. Jest jeszcze coś co każe się zastanowić dokąd Hate zmierza. Jak usłyszycie pierwszy po intro kawałek sami zrozumiecie co mam na myśli. Napiszę tylko tyle, że ślepe naśladownictwo jeszcze nikomu na dobre nie wyszło, a Hate zamiast ponownie zaskoczyć nas kapitalnym albumem pokazało, że pomysły na nowe podejście do samego siebie się skończyły tak szybko jak się zaczęły.
Lista utworłó
1. Genesis
2. Lux Aeterna
3. Erebos
4. Quintessence Of Higher Suffering
5. Trinity Moons
6. Hero Cults
7. Transsubstance
8. Hexagony
9. Wrists
10. Luminous Horizon
Ocena: 3/10
