Dominium – Mohocks Club
(19 września 2011, napisał: Paweł Denys)

Nietuzinkowy to był zespół. Odważny, nieszablonowy, z jasno określoną wizją tego co chce grać. Od początku zespół chciał grać swoje dźwięki. Już na debiutanckim albumie Dominium pokazał, że fani szeroko pojętego ekstremalnego metalu nie będą mieli z zespołem łatwo. Z każdym kolejnym albumem zespół stawiał krok naprzód i na "Mohocks Club" osiągnął kompozytorski szczyt. To właśnie na tym albumie zespół zaprezentował najbardziej dojrzałe utwory. Słychać wyraźnie, że lata pracy nad sobą nie poszły na marne i pomysły przefiltrowane przez setki godzin spędzonych na próbach zaowocowały wspaniałymi, dojrzałymi ale i niepozbawionymi mocy kawałkami. Przy całym dążeniu do oryginalności zespół nie zapomniał, że najważniejsze są dobre, zwarte utwory. Dzięki temu otrzymujemy dziesięć wałków, które rdzeń mają w nowoczesnym podejściu do death metalu. Jednak ten gatunek stanowi jedynie punkt wyjścia do poszukiwań zespołu. Dominium poszukiwało więc bardzo chętnie i upychało w swoje utwory miliony ciekawych zagrywek. Poza tym starało się aby płyta była zróżnicowana i nie nużyła. Oj udało im się to doskonale. Ten album nawet po wielu przesłuchaniach potrafi zaskoczyć i pokazać rzeczy nie odkryte. Przykładami nowoczesnego podejścia do metalu śmierci są z pewnością takie kawałki jak " Phantasm", "The Howling" czy też, posiadający kapitalny fragment gitarowo-perkusyjny w środku, "Mazzatello". Tutaj Dominium gra znakomicie, sprawnie i zaskakująco momentami. Jednak ciągle są to kawałki przede wszystkim nastawione na soniczny atak. Gdyby tylko tak to wyglądało byłoby tylko dobrze. Zespół nie byłby jednak sobą gdyby ostro nie zamieszał i nie pokazał ogromu inspiracji. Więc mamy dzięki temu tu np. taki kawałek jak " Lamia" gdzie obłędny klawisz współgra z chorą linią wokalną, podczas gdy pozostałe instrumenty idealnie im akompaniują. Mega chory ale i wciągający kawałek. Jednak to nie on stanowi największe pozytywne zaskoczenie na tym albumie. Takim kawałkiem jest "Limen". Gościnnie w tym utworze zaśpiewała niejaka Ewa Szlachcic. Wraz z nią Gethsemane stworzył świetny duet, który przez pierwszą cześć kawałka prowadzi nas jak na sznurku. Potem co prawda mamy mocarny fragment, w którym wokalnie ale i muzycznie Dominum ociera się nawet trochę o stylistykę Slipknot. Reasumując mnogość pomyśłów, death metal, jazz i kilka innych wpływów pojawia się podczas słuchania tego albumu. Zespół umiejętnie to wszystko powplatał w swoje kompozycje i stworzył spójne, oryginalne dzieło, które po latach robi niemniejsze wrażenie niż w chwili wydania. Trochę szkoda, że Dominium nie trafił na swój czas. Wydaje mi się, że obecnie, kiedy dzwięki szalone są szybciej akceptowane łatwiej byłoby im dotrzeć do większej ilości fanów, a jednocześnie uzyskać przychylność z różnych stron. Nie stało się tak jednak i zespół zszedł ze sceny. Pozostawił jednak po sobie genialne rzeczy, z których do dziś "Mohocks Club" lśni najjaśniej.
Lista utworłó
1. K.O.B.A
2. A Merry-Go-Round
3. Phantasm
4. The Howling
5. Mazzatello
6. Holyguns
7. Lamia
8. No More Questions
9. Limen
10. Jack -In-The-Box
Ocena: 9/10
