Burst – Lazarus Bird
(13 marca 2009, napisał: Prezes)

Przyznaje się. Dałem się wciągnąć… Początkowo jednak podchodziłem do tej kapeli, mówiąc delikatnie, na chłodno. Nie słyszałem ich wcześniejszych dokonań, więc nie wiedziałem za bardzo czego się spodziewać, a przewijające się tu i ówdzie określenie metalcore jakoś nie napawało mnie zbytnim optymizmem. Owszem, lubię sobie czasem posłuchać jakiegoś mocnego, energetycznego grania w tym stylu, ale ostatnio częściej trafiam na jakieś drugoligowe, wtórne popłuczyny, niż na coś wartościowego. Do tego materiału byłem więc nastawiony dość sceptycznie, szczególnie, że jest to już ich piąty materiał, a gdyby byli tacy dobrzy to przecież usłyszałbym o nich już wcześniej. I tak się akurat składa, że moja pycha i ‘niby’ trzeźwa ocena sytuacji znów spłatała mi figla. Mówiąc krótko i kończąc ten zawiły wstęp, „Lazarus Bird” okazał się być nie tylko albumem nieprzeciętnym, ale nawet wnoszącym co nieco do skostniałego i zastanego już ostatnio metalcore’a. Szczerze mówiąc klasyfikowanie tego zespołu do jednego gatunku muzycznego może być bardzo ryzykownym posunięciem. Wprawdzie elementy nowoczesnego grania w stylu Mastodon czy Lamb Of God są tutaj dość wyraźnie widoczne, ale z pewnością nie są to główne wyznaczniki muzyki Burst. Pełno jest tutaj dźwiękowych podróży, żonglowania stylami, płynnego przechodzenia pomiędzy skrajnościami zarówno emocjonalnymi, jak i rytmicznymi. Szybkie, energetyczne partie przeplatają się z wolnymi, czasami wręcz melancholijnymi motywami. Na szczęście wszystko to przychodzi Szwedom tak naturalnie i bezboleśnie, że nie ma się wrażenia chaosu. Muzyka Burst łagodnie przechodzi od prostych, bezpośrednich partii do progresywnych zawijasów. Niby wszystko jest przejrzyste, czytelne i łatwo wpadające w ucho, a mimo to dźwięki, które wydobywają ze swoich instrumentów muzycy na pewno nie są proste, zarówno pod względem wykonania, jak i aranżacji. I to jest chyba właśnie największa siła tego materiału. Bo w końcu nie łatwo pogodzić chwytliwe granie z zawiłymi, czasami nawet lekko jazzującymi zagrywkami. Jak dla mnie to łatka ‘metalcore’ jest dla tego zespołu zdecydowanie krzywdząca.
Chyba następnym razem podejdę z większą ufnością do tego typu wydawnictw. Na razie jednak nie potrafię przestać słuchać „Lazarus Bird”. Ten album z każdym przesłuchaniem pochłania mnie coraz bardziej. Przyznaje się. Dałem się wciągnąć…
Lista utworóó
1. I Hold Vertigo
2. I Exterminate the I
3. We Are Dust
4. Momentum
5. Cripple God
6. Nineteenhundred
7. (We Watched) The Silver Rain
8. City Cloaked
Ocena: -9/10
