Geisha Goner – Cathing Broadness
(4 grudnia 2004, napisał: Metanol)

Kiedy w naszym pięknym kraju kapitalizmowi dopiero co rosły pierwsze piórka, młodzież biła się między sobą, biła też przechodniów i ex-milicjanów, a spirytus Royal był niesamowicie tani, dla wspólnego grania i picia zjednoczyła się grupka wirtuozów swoich instrumentów, tudzież głosu i powołała do życia twór o nazwie Geisha Goner. Był to oczywiście rok 1990. Po roku od tego połączenia sił grupa tych młodzieńców wypuściła na świat swoją pierwszą płytę "Cathing Broadness" nagraną w Izabelin Studio. Jako, że studio w miarę porządne, to udało się uzyskać w miarę udany efekt dźwiękowy jak na tamte czasy, bo do obecnych produkcji z Hendrixa to nie ma co porównywać. Na tym CD, reedytwanym przez Dywizję Kot, dostajemy porządną dawkę brutalnego thrasha podchodzącego czasem pod death, w bardzo dobrym warsztatowo wykonaniu. Spowodowało to moją wątpliwość w prawdziwość biografii zamieszczonej we wkładce, gdzie wokalista pisze, że prawie na okrągło chlali, palili, pieprzyli… więc kiedy się tak grać nauczyli? Pomijając tą nieścisłość warto tą krótką historię przeczytać, by z rozrzewnieniem wspomnieć stare czasy albo w przypadku młodzieży dowiedzieć się jak wtedy bawiono. A ja znowu o pietruszce… Muzycy Geisha Goner tak niemożliwie połamali swoją muzykę, że momentami nie da się tego słuchać, choć i swój urok to ma. Nie wiadomo kiedy zwolni, kiedy przyspieszy. Oj wszystko tu bardzo fajnie kręci: gitarki z tnącymi riffami, czy solóweczkami wiercącymi uszy. Perkusista, co jazz lubi okazuje to bardzo wyraźnie. Co do wokalu to barwą przypomina mi on cholernie jakiegoś znanego wokalistę metalowego, ale za nic nie mogę sobie przypomnieć. A Taff nie gorzej kombinuje ze swoim głosem, czasami krzyknie, czasami cedzi przez zęby, coś zagrowluje itp. A co do basu to nawet wsłuchiwać się nie trzeba – jego bogate partie są na wierzchu jak śledź na sałacie. Ogólnie to muzycy chyba chcieli jak najbardziej utrudnić życie słuchaczom, eskalując swoje fascynacje technicznym graniem, tworzeniem zakręconych, nowatorskich kawałków.
Baaaardzo dobra płyta, choć czasami to przekombinowanie bokiem Geishy wyszło. Miło czasem posłuchać tej płytki, obejrzeć 2 dołączone teledyski lub posłuchać kultowego kawałka pt. "Krwawy Misio" i dwóch innych ciekawych kawałków z dołaczonego "Mavo demo" z 94r.
Lista utworóó
1. THE FALLEN RACE 05:50
2. YOSSARIAN 06:34
3. THE LAST LETTER 03:01
4. CATCHING BROADNESS 06:21
5. D.I.O.W. TO S.Y.S. 06:04
6. NECROPOLIS 05:29
7. AMONG THE LIES 05:23
8. SELF CENTERED ULTRADEATH (S.C.U.D.) 05:02
bonusy/bonus tracks:
9. KRWAWY MISIO 02:29
10. PROKREACJA 03:24
11. FLOYD 05:13
+ prezentacja multimedialna zawierająca:
krótką historię, zdjęcia, 2 wideoklipy ("The Fallen Race" i "D.I.O.S. to S.Y.S.") oraz wszystkie nagrania z sesji "Mavo-demo" (w sumie 11) w postaci MP3.
Ocena: 8/10
