Gallileous – Cebull
(22 grudnia 2008, napisał: F.G. Superman)

GALLILEOUS, który od kilku lat świętuje swój powrót na muzyczną mapę świata, przypuścił atak na organy słuchowe fanów nagrywając pierwszą w swojej karierze długą płytę. Jedni kręcą nosem, że po co, inni pieją z zachwytu, a ja oczywiście radzę kupić to wydawnictwo i posłuchać. Ego Sum Censore Deuum, bo taki tytuł nosi debiut wodzisławian to potężna dawka ponurego i wolnego grania, pełnego smutku i jeszcze większej ilości smutku. O przeszłości i teraźniejszości rozmawiałem z basistą grupy, Cebullem, który w dobie kryzysu okazał się być wyjątkowo oszczędnym w słowa.
Pochwalony! Powiedz mi, Cebull, jak doom metalowcy przygotowują się do zimy. Czy masz jakieś rady dla młodzieży, która z przypisaną sobie młodzieńczą butą straszy w grudniu i styczniu chodząc bez czapek, szali, a niektórzy (tak słyszałem) bez ocieplanej bielizny!?
C: Na wieki wieków. Doom metalowcy w ogóle nie przygotowują się do zimy. Zimę mają w sercach, jesień w duszach, lód w oczach i nie ogrzewane mieszkania przez cały rok. Więc co tu doradzać młodzieży. Niech marzną jak chcą.
Jak już pewnie wiesz, Mirek (zwany także Hegemonem) oddelegował Ciebie do udzielenia tego wywiadu, więc proszę o kilka pozytywnych słów o sobie i jakąś kontrowersyjną historię z Twoim udziałem (tak pod publiczkę)!
C: Zastanawiam się już dłuższą chwilę i nic pozytywnego o mnie do głowy mi nie przychodzi. Po prostu zło i niegodziwość. A jeśli chodzi o kontrowersje to na samo wspomnienie o tych odległych wydarzeniach ciarki przechodzą mi po plecach. Dawno, dawno temu jeszcze w okrutnym XX wieku, w epoce wielkich przemian gdzieś w połowie lat 80-tych poczułem chęć uczestniczenia w czymś mistycznym, tajemniczym, skąpanym w blasku świec i pachnącym kadzidłem. Szukałem Absolutu a pewien na czarno odziany pan przekonywał, że tam go odnajdę… Zostałem ministrantem.
Dla fanów podziemnego metalu GALLILEOUS powinien być znany przynajmniej z nazwy ale wyobraź sobie, że ktoś po raz pierwszy o Was słyszy, a więc proszę dokończyć zdanie: GALLILEOUS to…
C: Uff … Trudne pytanie. Na szczęście żyjemy w zinformatyzowanych czasach : http://pl.wikipedia.org/wiki/Gallileous
Początki GALLILEOUS sięgają roku 1990, co znaczy, że części czytelników nie było wtedy jeszcze na świecie. Nie było Cię co prawda wtedy jeszcze w zespole ale twoja broda świadczy, że pamiętasz tamte czasy, wszak zespół powstał w Twoim mieście, czyli Wodzisławiu Śl. Znałeś już wtedy chłopaków? Jak zapatrywałeś się na muzykę, którą tworzyli?
C: Znałem już wtedy tych urwisów. Nosili długie włosie nie tylko z tyłu głowy, czarne spodnie gumki, dżinsowe katany i białe sportowopodobne obuwie z targu. Poza tym przechadzali się od czasu do czasu z gitarami w pokrowcach po rynku i grali muzykę jakiej sam słuchałem. Imponowali mi.
Początek lat 90 to dominacja death metalu, jak myślisz, czemu GALLILEOUS wolał się wtedy zapuścić w wolne i raczej klimatyczne rejony niż grać w diabelskiej lidze z DEICIDE, MORBID ANGEL, czy z rodzimym VADER?
C: A co mieli grać biedni, młodzi, romantycznie usposobieni chłopcy, którzy pierwszy kontakt z instrumentami mieli w chwili założenia zespołu?
A czy Ty w tamtym czasie dopuściłeś się już grania na własnym instrumencie?
C: W szkole podstawowej dopuszczałem się na apelach razem z metalowo-punkowym zespołem Misterium a potem w 1993 roku z Mirkiem z Gallileous w grindcoreowym zespoliku Goremeat. Następny był doomowy Sad Dark Day.
Na początku lat 90tych istniała w Wodzisławiu jeszcze jedna kapela, a mianowicie DISASTER. Pamiętasz takie cudo? Wiem, że nagrali demo, potem płytę (w formie kasety dla BARON Rec.) i słuch po nich zaginął. Wiesz może co się obecnie dziej z ludźmi i czy były jeszcze inne, warte wspomnienia zespoły w tamtym okresie w Wodzisławiu Śl. i okolicach?
C: Każdy kto interesował się muzyką metalową w tamtych czasach i mieszkał w okolicy znał Disaster. Wiem co dzieje się z dwoma członkami tego bandu ale raczej są to prozaiczne historie takie jak nasze życie więc co tu opowiadać. Z innych zespołów pamiętam jeszcze Opozycję, Endemię, Goddamn, Bunkier, Veles, Cortege, The Pilators, Poziom 600, Sad Dark Day.
W biografii możemy wyczytać, że: „Pomimo kilku pochlebnych recenzji pod koniec 1995 roku na wskutek zawirowań w zespole i braku wiary we własne siły zespół zawiesił działalność na okres dłuższy niż dziesięć lat.”. Jakież to były „zawirowania w zespole”, które nie pozwoliły na kontynuację dzieła?
C: Wyjazdy, rozstania, upadki, rozpacze, wypadki, nałogi, miłości, choroby.
I zespół się rozpadł na 10 lat!!! Co się działo z ludźmi zamieszanymi w GALLILEOUS przez ten czas? Dało się ich gdzieś zobaczyć w innych konfiguracjach? Co to takiego TRAIGLAV i CENZOR? A może było jeszcze coś?
C: Koledzy zajęli się pracą i nauką. Gdzieś tam każdy pogrywał ale nie było to nic poważnego. Warto jedynie wspomnieć Triglav (to kapelka, w której grali Stona i Vino) bo to kawał dobrego, czystego black metalu. Niestety nigdy profesjonalnie nie zarejestrowanego i wydanego.
Czy okres przerwy w działalności obfitował w jakieś inne budzące grozę w sercu wydarzenia, które nasi czytelnicy powinni znać?
C: Tak, nasz perkusista Mirek się ożenił.
I wkraczamy w historię najnowszą. Jest rok 2006 i na horyzoncie, wśród młodych lokalnych zespołów pojawia się nazwa GALLILEOUS? Zespół powraca, ale nie ma w nim już Karola – bas i Grzegorza – wokal, czym podyktowane były te zmiany? Wiem, że historia Grzegorza nie skończyła się szczęśliwie?
C: Tak po prostu potoczyło się życie. Karol wyjechał na wyspy z chęcią budowania nowego szczęśliwego życia i to mu się udało. Grzegorz po długiej chorobie odszedł do wieczności.
A w jakich okolicznościach Ty znalazłeś się w zespole?
C: W 2006 roku latem spotkałem Mirka, który zapytał czy mam jeszcze gitarę i czy chciałbym pograć. Jesienią zadzwonił Wino i głosem nie znoszącym sprzeciwu nakazał pojawienie się na próbie. Przyszedłem i zostałem.
Kto wpadł na pomysł rozszerzenia instrumentarium i skąd wzięła się w GALLILEOUS Daga?
C: Daga grała z Winem we wspomnianym przez Ciebie Cenzor. Reszta zespołu wraz ze mną dołączyła do nich później. Po paru próbach doszliśmy do wniosku, że jednak nazwa Cenzor jest nieco obciachowa i dlaczego nie wrócić do nazwy Gallileous skoro większość składu z tej kapeli się wywodzi. Tak więc Daga w nowym Gallu grała od początku jego istnienia a instrumentarium przeszło z dobrodziejstwem inwentarza.
Jak wypadły pierwsze koncerty GALLILEOUS? Gdzie graliście i w jakim towarzystwie?
C: Pierwszy koncert po reaktywacji graliśmy w rodzinnym mieście razem z zespołem Kurde. Przyjęcie było rewelacyjne, były owacje na stojąco i śpiewanie piosenek razem z widownią.
Kiedy zapadła decyzja o nagraniu płyty? Mieliście już jakieś numery czy na koncertach męczyliście jeno stary stuff?
C: Wtedy, gdy czuliśmy, że nowe kawałki są na tyle dobrze grane na próbach, że bez wstydu i żenady możemy wejść do studia. Na koncertach męczymy publiczność tylko jednym starym numerem z „Passio et Mors”.
Kto w głównej mierze odpowiada za kompozycje w GALLILEOUS i generalnie co Was inspiruje do tworzenia muzyki w klimatach funeral bowiem na smutasów nie wyglądacie?
C: Nadwornym kompozytorem jest Wino, to głównie jego riffy zostały poddane obróbce na próbach i stąd wziął się materiał na płytkę. Podczas pracy nad nowym materiałem ten system nieco się zmienił i każdy z nas coraz śmielej dorzuca coś od siebie. Funeral !? Jaki funeral. Wszystko jest kwestią interpretacji. Ale smutasami rzeczywiście jesteśmy.
Kto wpadł na pomysł nagrywania płyty w rybnickim No Fear Records? Robiliście wcześniej jakiś rekonesans? Co zaważyło o wyborze tego studia?
C: Oczywiście, że było przeprowadzone rozpoznanie i nawet spłynęło do nas kilka ofert z innych miast a nawet państw. Wybraliśmy No Fear Records, bo oprócz tego co proponowali inni, mieli darmową kawę.
A jak przebiegała sesja i ile czasu zajęło Wam zarejestrowanie nowego materiału? Pojawiły się jakieś trudności?
C: Sesja przebiegała zadziwiająco sprawnie, wszystko toczyło się tak jak sobie zaplanowaliśmy. Jeśli dobrze pamiętam cała sesja zamknęła się w dwóch miesiącach.
Czy Leonsjo z NFR przypadł Wam do gustu i jaki był jego wpływ na brzmienie płyty bo we wkładce producenta jako takiego nie wymieniono z imienia i nazwiska!?
C: To bardo miły, skromny, uczynny, dobroduszny człowiek. Jak mógłby nam nie przypaść do gustu skoro pod koniec stycznia znowu odwiedzamy jego No Fear Records Studio? Wpływ na brzmienie miał taki jak każdy kto siedzi za konsolą – to podkręci, to przyciszy, to doradzi. Na wkładce umieszczona jest nazwa i lokalizacja studia kto będzie zainteresowany ten je odnajdzie.
W czasie sesji, o ile się nie mylę, światło dzienne ujrzało Wasze demo Passio et Mors, wydane przez REDRUM 666 w formacie CD. Brzmienie tego materiału może nie powala ale kiedy zaaplikować go sobie nocną porą to można zgodzić się z realizatorem, że to muzyka zza grobu. Jaka była funkcja tego wydawnictwa?
C: To było coś z cyklu – Ocalić od zapomnienia.
Czy w czasie sesji zarejestrowaliście jakieś dodatkowe numery, które nie trafiły na płytę?
C: Nagraliśmy od początku do końca tylko te utwory, które są na płycie. Nie ma odrzutów z sesji i na razie nie powstanie płytka z nigdy nie publikowanymi kawałkami Gallileous.
Jeśli dobrze pamiętam, to wszędzie anonsowaliście, że debiutancką płytę wyda REDRUM 666, a tu na horyzoncie pojawia się krakowski FORESHADOW Prod. Możesz wyjaśnić tę sytuację?
C: Nie młyjaśnić tej sytuacji bo menager zabronił wypowiadać się w tej kwestii. Ale jak widać współpracujemy z obiema wytwórniami i z żadnej nie mamy zamiaru zrezygnować.
Płyta nagrana, jej tytuł „Ego Sum Cenzore Deuum” krąży od jakiegoś czasu, data premiery wstępnie została wyznaczona na wiosnę 2008 roku, a tu nagle informacja, że Daga opuszcza zespół pozbawiając go instrumentów klawiszowych. Jak to się stało, że dziewczyna zdecydowała się rozstać z Wami kiedy o zespole zaczęło być coraz głośniej nie tylko w Polsce?
C: Na to pytanie odpowiem cytatem z Zapolskiej – „Na to mamy cztery ściany i sufit, aby brudy swoje prać w domu i aby nikt o tym nie wiedział. …”
Z tego co wiem, nadal pozostaje do wzięcia miejsce w GALLILEOUS dla utalentowanego klawiszowca, prawda Ci to czy fałsz? Próbowaliście już jakichś kandydatów?
C: Po odejściu Dagi dosyć intensywnie zajęliśmy się szukaniem odpowiedniej osoby na jej miejsce. Brakowało nam brzmienia i klimatu jakie tworzą klawisze. W tej chwili poszukiwania nieco ustały, co nie znaczy że zrezygnowaliśmy z tego instrumentu. Więc jeśli Pan redaktor zna kogoś nadającego się na to stanowisko to proszę o kontakt z opiekunem zespołu panem Mirosławem zwanym Hegemonem.
Brania Fest to przedsięwzięcie, w czasie którego smutek mieszał się z radością. Smutek po śmierci przyjaciela i radość z wydania płyty. Czy możesz szeroko skomentować tamto wydarzenie bo chyba jest o czym mówić.
C: Tak, to prawda. Brania Fest to impreza poświęcona pamięci naszego tragicznie zmarłego przyjaciela. A sposób uczczenia tej pamięci jest taki, jakiego życzyłby sobie sam Brania. Muszę przyznać, że bardzo zaskoczyła nas frekwencja i zainteresowanie takiego rodzaju imprezą. Wiadomo, że Wodzisław to małe miasto i to chyba pierwsze tego rodzaju przedsięwzięcie, tym bardziej jest nam miło, że przyszło tyle osób, świetnie się bawili i już zainteresowani są kolejnymi edycjami.
Zanim przejdziemy do płyty to powiedz, kto to jest Grzegorz Freliga i ile mu trzeba zapłacić baksów za takie cudne logo zespołu, które Wam zmajstrował?
C: Grzegorz Freliga to bardzo tajemniczy typ, nikt z nas go nie widział i nikt z nim nie rozmawiał. Cała współpraca odbywała się przez pośredników. Odwalił kawał dobrej roboty i nie wziął za nią ani grosza.
Czy grafiki i okładka nowego albumu były konsultowane z Wami czy wszystko to dzieło Ivory Blekk i kto zacz?
C: Oczywiście, że podczas tworzenia grafik pani Ivory kontaktowała się z nami systematycznie, i mieliśmy duży wpływ na wygląd ogólny. Niestety nie mogę zdradzić kim jest Ivory Blekk bo dziewczyna Stony mogłaby się obrazić. Podobno coś go łączy z tą panią.
Pierwsze dźwięki nowej płyty zdradzają, że tym razem nie mamy do czynienia z dusznym klimatem starej demówki ale z rzeczą nową, świeżą. Zadbaliście o szczegóły, a grobowe dźwięki zastąpiliście smutkiem i rozpaczą co nie dziwi bowiem płyta dedykowana jest zmarłemu wokaliście GALLILEOUS. Czy takie było zamierzenie?
C: Zamierzeniem było uwiecznić na czymkolwiek utwory, które stworzyliśmy.
Prawie całkowicie zrezygnowaliście z łacińskich tekstów? Czyżby etatowa tłumaczka, a prywatnie żona waszego perkusisty, Magda, nie miała wolnego czasu?
C: Nikt specjalnie nie rezygnował z łacińskich tekstów ani tak naprawdę się nad tym nie zastanawiał. Po prostu tak wyszło.
Zniknął też typowy growl, a zastąpiły go krzyki, inkantacje i szepty. To celowy zabieg, czy po prostu nie było komu ryknąć do mikrofonu?
C: Growl wcale nie zniknął pojawia się od czasu do czasu i akcentuje ważniejsze wersy tekstu. Jest nas czterech w zespole i każdy rwał się do mikrofonu, ale- było growlistów wielu lecz żaden nie śmiał ryczeć przy… Więc zostały nam szepty, śpiewy, inkantacje a bulgotaniem do sitka zajął się Mirek.
W jednym z tekstów postanowiliście wykorzystać tekst naszego wieszcza A. Mickiewicza „Mogiły haremu”, jaką ma on spełniać funkcję na płycie?
C: Myśleliśmy, że utworem zainteresuje się Ministerstwo Edukacji Narodowej i zamieści go na najnowszej ściądze multimedialnej z języka polskiego dla szkół średnich.
Płyta już na rynku i każdy, kto pragnie ją nabyć nie powinien mieć z tym problemu, a ja pytam, co dalej będzie się działo w GALLILEOUS?
C: Aktualnie bardzo prężnie jak na nas pracujemy nad nowym materiałem. Powstało już parę kompozycji, które mam nadzieję będą niezłym zaskoczeniem dla naszych słuchaczy a może dla fanów. Już nie mogę się doczekać kiedy je nagramy.
Dziękuję za miłą pogawędkę i życzę kolejnych sukcesów. Ostatnie słowa należą do Ciebie…
C: Smutno. Smutno, smutno…Wypowiedziane słowa, zanikną jak krzyk podczas burzy. Pora kończyć…

