Theodor Bastard – Pustota
(21 sierpnia 2008, napisał: Prezes)

Nawet nie wiem jak zacząć… Patrząc pierwszy raz na nazwę spodziewałem się jakiejś soczystej rzeźni. Jakież było moje zdziwienie jak z głośników poleciała muzyka tak odmienna ot tego, co na co dzień wlewa się w moje uszy. Nie wiem czy to pomyłka, że ten album trafił do mnie, czy zespół naprawdę chce się promować na scenie metalowej, ale jest to dla mnie co najmniej dziwne. „Pustota” nie ma bowiem kompletnie nic wspólnego z metalem. Materiał ten zawiera dziewięć kompozycji, które śmiało mogłyby posłużyć za soundtrack do jakiegoś chorego psycho filmu. W głównej mierze opiera się to na elektronice, która bardzo zgrabnie połączona jest z elementami etnicznymi, albo nawet plemiennymi. Obok elektronicznych sampli i beatów słychać jakieś ludowe, dawno zapomniane instrumenty. Zaczarowany głos wokalistów (kobieta i facet) brzmi jak jakaś rytualna modlitwa. Mówiąc szczerze zazwyczaj nie trawie takiej elektro muzy ale tym razem udało mi się bez większych przeszkód przebrnąć przez całe 45 minut. Ba, muszę przyznać, że nawet mi się podobało! Może zabrzmi to dziwnie, ale ten album świetnie może służyć jako podkład do małej drzemki, po ciężkim dniu pracy. I nie ma w tym ani krzty sarkazmu, po prostu można się przy nim wyciszyć, uspokoić myśli i odłączyć od całego świata zewnętrznego. „Pustota” to bardzo ciekawy album, choć, poza mrocznym klimatem, nie mający nic wspólnego z metalem.
Lista utworóó
1.Pustota
2.Sadanah
3. Isolation
4.Alteya
5. Zima
6. Satori Aisha (Satori In Asia)
7. Dogma
8. Satellite
9. Selva
Ocena: ?/10
