Born To Die #6
(23 lutego 2008, napisał: Prezes)
Ten szmatławiec nie wychodzi zbyt często, ale jak już się pojawi to jest opasły niczym przeciętny członek Samoobrony. Nie inaczej jest i tym razem. Na 130 stronach formatu A5 znalazło się całe mnóstwo tekstów, których nie sposób pochłonąć na jednym posiedzeniu, nawet przy bardzo ostrej sraczce. Połowę objętości zajmują jak zwykle wywiady. Jest ich tu naprawdę sporo i większość z nich stoi na wysokim poziomie. Czasami tylko zdarza się, iż przepytujący zbytnio skupia się na sprawach poza muzycznych, temat twórczości danego zespołu spychając zupełnie na boczny tor. Ogólnie jednak w BTD znajdują się praktycznie same ciekawe i wciągające rozmowy. Druga część pisma to oczywiście recenzje. Tych także jest cała masa, nie sposób ich zliczyć. W większości recki są rzeczowe i konkretne, choć zdarzają się i takie, moim zdaniem, zbyt ogólnikowe. Nie ma jednak co narzekać, bo Artur i Skowron jak zwykle odwalili kawał dobrej edytorskiej roboty. Już rozglądam się za #7, która ponoć od niedawna jest dostępna…