Metallica – St. Anger

(3 grudnia 2004, napisał: FATMAN)


Metallica – St. Anger

Słońce świeciło mocno, na niebie nie było żadnej chmurki i nic nie wskazywało na to, że 9 czerwca 2003 roku jest dniem niezwykłym. Jednak pozory te ukrywały dużą ekscytację licznych fanów, którzy to właśnie od rana czaili się w różnych sklepach płytowych pragnąc wreszcie nabyć i jak najszybciej przesłuchać nowe dzieło Metallici. Płytę mam już od 14.53 tego feralnego dnia, ale naprawdę wiele czasu musiało minąć bym stwierdzić, że mogę już coś powiedzieć na temat nowej propozycji Amerykanów.
Od ostatniego LP sygnowanego nazwą Metallica minęło już 6 długich i obfitujących w wiele zmian lat. Bez wątpienia najważniejszą różnicą jest zmiana na stanowisku basisty. Zasłużonego i chyba lekko niedocenianego Jason’a Newsted’a zmienił znany dotąd z Suicidal Tendencies oraz grupy Ozzy’ego Osbourne’a Rob Trujillo. Czy ta zmiana wyszła grupie na dobre? Powiem szczerze, że nie wiem. Na albumie wszystkie partie basu nagrał wieloletni współpracownik panów z Bay Area , a zarazem producent ich nagrań Bob Rock.
Przed wydaniem „St. Anger” głośno było o zmianie stylu, jaki mieli dokonać Ulrich i koledzy. Według ich wypowiedzi mieliśmy usłyszeć powrót do szybkiego łojenia jak za czasów „Kill’em All”. Cóż do tych informacji podszedłem raczej sceptycznie. Przed wydaniem „Re Load” Hetfield też twierdził, że ta płyta nie będzie przypominać ani trochę „Load”. Jednak cały czas miałem nadzieję, że nowy krążek i nowa muzyka Metallici po prostu zwali mnie z nóg. No właśnie i co teraz, gdy CD przesłuchałem już ponad 30 razy mogę powiedzieć o „St. Anger”? Jedno jest pewne. Muzycy nadal mają jaja i nie boją się eksperymentować ze swą muzyką. Tak jak kiedyś na „Ride The Lighting” wprowadzili do thrash’u tak później popularne wręcz akustyczne wstawki w utworach oraz intrygujące intra. Tak teraz zamiast próbować przerabiać jakieś stare nagrania i męczyć się w trochę archaicznej skorupie oni poszli krok dalej. Nie dali zakuć się w kajdany oczekiwań, wręcz żądań fanów, ale stworzyli niewiarygodnie nowoczesny, a zarazem ostry, wręcz brutalny materiał. Jednak owej ciężkości nie stworzono kosztem tych świetnych melodii, które spod pióra Ulrich’a, Hetfield’a i Hammett’a wychodziły niezwykle łatwo. Na pewno jest to metal, lecz trzeba zaznaczyć, że oparty jest raczej na hardcorze, poniekąd punk’u, post thrash’u i generalnie tzw. nowym brzmieniom niż klasycznej szkole thrash metalu. Jednak w tym miejscu trzeba zaznaczyć, że muzyka kwartetu nie ewoluowała w popularny nu metal. Bez obaw. Z taką sytuacją nie mamy tu miejsca.
Największym atutem albumu jest jego nieszablonowe brzmienie. Generalnie słuchając płyty mam wrażenie, że zespół gra z 2 metry od mojego fotela. Mamy tu bowiem do czynienia z niesamowitym bogactwem dźwięku garów Lars’a. Na początku ten sound niesamowicie mnie drażnił, ale po kilku minutach osłuchałem się i teraz nie wyobrażam sobie by na „Świętym Gniewie” perkusja miała inne brzmienie. Niewiarygodnie głośny werbel, którego każde uderzenie robi nam wielką dziurą w głowi robi na mnie wielkie wrażenie, a trzeba jeszcze wspomnieć o świetnych stopach nagranych przez tego małego Duńczyka. Wystarczy tu posłuchać utworu tytułowego by się ze mną zgodzić. Zespół zmienił znacznie podejście do gitar. Teraz brzmią znacznie ostrzejszej, trochę przypominają to, co na swoich płytach robią zespoły hardcorowe. Natomiast bas raczej tylko dopełnia całości brzmienia i nadaje tego niesamowitego brudu.
Kompozycji mamy 11, ale trwają one w sumie aż 75 minut. Ta godzina i 15 min przyprawią o palpitacje serca każdego fana grupy. Pierwsi – zwolennicy nowej twórczości mogą nie wytrzymać nawałnicy dźwięków, natomiast drudzy, którzy dalej kochają muzykę tworzona w latach 80tych w Bay Area mogą uznać ten album za kolejną zdradę Metallici. Jak widać ryzyko duże. Jednak do mnie ta muzyka przemawia jest swoistym Katharsis. Grupa pozbyła się bagażu oczekiwań i nagrała album, który kopie w twarz. Wszystkie utwory mimo swego czasu, tj. według średniej arytmetycznej 6,46 min, są takim swoistym sierpowym. Mamy tu do czynienia z ładnymi aranżacjami, ciekawymi i zarazem dość melodyjnymi harmoniami wokalnymi, ale zaraz po nich słyszymy jakiś szybki, masywny riff i już leżymy na podłodze powaleni przez siłę tej muzyki. Swoją drogą mam wrażenie, że właśnie o taki efekt chodziło muzykom, gdyż jak inaczej wytłumaczyć, iż tak znakomity gitarzysta jak Kirk przez cały album nie uraczył nas ani jedną solówką. Dużą rolę w Metallice miały wokalizy James’a. Tym razem jednak Hetfield dostosował się do koncepcji płyty i jego wokalizy są nadal charakterystyczne, ale jednak wyraźnie czuć w nich swoisty posmak garażowego grania. Dobrym pomysłem było na pewno wykorzystanie w większym stopniu wokali Hammett’a i Trujillo. Zabieg ten stosowany był już od dawna na koncertach, ale na studyjnej płycie ku mojemu zdziwieniu jeszcze się nie pojawił.
Nową płytę Metallici odbieram jako próbę zamanifestowania wolności artystycznej grupy oraz swoistego powrotu do ciężkiego grania. Moim zdaniem jest to próba udana i już nie mogę doczekać się zobaczenia czterech jeźdźców na żywo oraz usłyszenia ich kolejnej produkcji. Jednak powiedziawszy, szczerze nie jest to krążek wybitny, ale co najmniej bardzo dobry, który na pewno mocno namiesza na rynku.

Lista utworóó
1. Frantic
2. St. Anger
3. Some Kind Of Monster
4. Dirty Window
5. Invisible Kid
6. My World
7. Shoot Me Again
8. Sweet Amber
9. The Unnamed Feeling
10. Purify
11. All Within My Hands
Ocena: -8/10

divider

polecamy

Exul – Path To The Unknown Faust – Cisza Po Tobie Stillborn – Cultura de la muerte
divider

imprezy

Hypnos w Rzeszowie Banisher i Truism w Klubie Gwarek 1349 i Kampfar na dwóch co-headlinerskich kocnertach w Polsce kolejne konerty Bloodstock Metal 2 The Masses w ten weekend Black Waves Fest vol. 9 Septicflesh i wyjątkowi goście na jedynym polskim koncercie! Legendy niemieckiego thrashu z Assassin zagrają dwukrotnie w Polsce! Cannibal Corpse i zabójczy goście wpadają na jeden koncert do Polski! THE LAST WORDS OF DEATH XXIV Exodus, pionierzy thrash metalu, powracają do Polski! 25/05/2024 KREW OGIEŃ ŚMIERĆ: Stillborn, Ragehammer, Hellfuck, Chaingun Trve Metal Camp vol. 4 THE ACT OF FRUSTRATION TOUR Injure Grind Attack Stillborn, HellFuck, Ragehammer w maju Left To Die i Incantation na jedynym koncercie w Polsce! MASTER gwiazdą finałów polskiego Bloodstock! Wolves In The Throne Room, Gaerea oraz Mortiferum zagrają w Polsce Unholy Blood Fest vol. 3 Sepultura po raz ostatni w Polsce!
divider

patronujemy

Trzecia płyta ATERRA Narodowy spis zespołów – Artur Sobiela, Tomasz Sikora Premiera albumu „Szczodre Gody” Velesar NEAGHI – Whispers of Wings Taranis „Obscurity” ROCK N’SFERA 5 ATERRA – AV CULTIST ‚Chants of Sublimation’ Trichomes – Omnipresent Creation
divider

współpracujemy

Sklep Stronghold Musick Magazine nr 31 VooDoo Club MORBID CHAPEL RECORDS Wydawnictwo Muzyczne Pscho Hellthrasher Productions SelfMadeGod Godz Ov War
divider

koncerty