Alastor – Robert, Slawomir, Mariusz

(26 września 2007, napisał: Prezes)


Alastor – Robert, Slawomir, Mariusz

Sprawa trochę dziwna, bo szykowałem ten wywiad jakiś rok temu… Wysłałem pytania i cisza… Całkiem niedawno postanowiłem raz jeszcze o sobie przypomnieć i o dziwo odpowiedź była zaskakująco szybka. Na moje pytania postanowiło odpowiedzieć aż trzech aktualnych członków Alastor: Robert Stankiewicz (RS), Sławomir Bryłka (SB) i Mariusz Matuszewski (MM).

Witam! Skoro ma to być wywiadzik wspominkowy, to zaczynamy od samego początku, czyli od roku 1986… Co skłoniło Was do założenia Alastor i jakie były pierwsze kroki zespołu?

RS: Wszyscy od podstawówki słuchaliśmy muzyki rockowej, metalowej, różnej, z tym, że w okolicach 12 roku życia muzyka metalowa zaczęła przeważać w repertuarze płyt, które posiadaliśmy na półkach. Zaczęło się od Iron Maiden, Judas Priest, Black Sabbath, Whitesnake, Thin Lizzy i jeszcze mnóstwa innych starych bandów. Oczywiście jako kumple chodzący do jednej podstawówki we trójkę, a nawet czwórkę, bo to byliśmy Bryłas, Frycu, Osa i ja [Bryłka, Frydrysiak, Osiecki, Stankiewicz] zaczęliśmy jeździć na koncerty. Ja pamiętam, że ze Sławkiem w VI klasie pojechaliśmy na taki pierwszy rockowy koncert. To był Rezerwat z Perfectem.

SB: Potem było metalowe Budgie i UFO. No i od tego czasu coś w nas zaświeciło, że można by zacząć samemu coś próbować. Zaczęliśmy spotykać się najpierw u nas w domach, najlepiej wychodziło nam to u Osy. Rok 1986 to rok, w którym spróbowaliśmy nagrać taśmę demo i wysłać ją do Jarocina.

RS. Nie dostaliśmy się, nie było pozytywnej odpowiedzi, musieliśmy dać sobie na wstrzymanie i cały czas pracowaliśmy i robiliśmy nowe numery. W międzyczasie, to było w szkole średniej doszedł do nas Mariusz Matuszewski. W piątkę zaczęliśmy robić materiał, który znalazł się na „Syndroms Of The Cities”

SB: W międzyczasie były przeglądy m.in. Ostrołęka, Sthrash’ydło i inne

MM: Tak naprawdę zaczęło się od eliminacji Metalmania 1988, wysłaliśmy taśmę demo i dostaliśmy zaproszenie na przesłuchania do „Leśniczówki” w Chorzowie.

RS: Przesłuchania wygraliśmy, nagrodą miał być występ na Metalmanii. Niestety nie stało się tak, zagraliśmy na Metal Battle, a na Metalmanii zagrał Genocide z Warszawy. Później Tomasz Dziubiński zaproponował nam nagranie płyty.

Czy to prawda, że Wasz debiut płytowy ukazał się najpierw w Europie, a dopiero później w Polsce?

RS: O dziwo tak i jest to właśnie paranoja tamtych czasów. Okazało się, że włoski koncern Metalmaster był zainteresowany naszym materiałem. Na początku nagraliśmy w studiu „Giełda” w Poznaniu cztery utwory na próbę, a później materiał na całą płytę najpierw po polsku, a potem po angielsku. I o dziwo materiał nagrany po angielsku ukazał się w całej Europie, ale nie w Polsce. W Polsce natomiast ukazał się po kilkumiesięcznej przerwie wydany przez firmę Polmusic na kasecie.

RS: Niestety w Polsce materiał ukazał się w bardzo małym nakładzie. Dostawaliśmy zewsząd listy z pytaniem gdzie można kupić materiał, jednak kupić było go bardzo ciężko. Nakład nie był wznowiony, nie wiemy dlaczego, a Metal Mind nie starał się, żeby nakład był większy.

Nie wiem jak Wam, ale mi okładka „Syndrom Of The Cities” jednoznacznie kojarzy się z „Somewhere In Time” pewnej brytyjskiej grupy? Czy to był efekt niezamierzony, czy może byliście pod aż tak wielkim wpływem Irons?

SB: To jest bardzo ciekawa sytuacja, ponieważ okładkę na „Syndroms Of The Cities” zaprojektował Robert. Część tego projektu możemy zobaczyć na drugiej stronie płyty, która się ukazała. Okładkę zobaczyliśmy jak już była gotowa. Pamiętam w pewnym hotelu spotkaliśmy się z Tomaszem Dziubińskim i zobaczyliśmy ją i po prostu pospadaliśmy z foteli bo byliśmy w szoku. Zamarliśmy i nie wiedzieliśmy co się dzieje.

MM: Można tutaj wspomnieć jeszcze o nadwornym grafiku firmy Metal Mind.

RS: Panu Jerzym Kurczaku, który robił wszystko na jedną moirę. Zdolny człowiek, ale po prostu zrobił wszystko bez żadnej konsultacji z zespołem, bez pytania, czy mamy jakiś zamysł, czy też nie. Okładka została namalowana. Pomysł okładki, wszystko co na niej widać i inspiracje są tylko i wyłącznie dziełem plastyka, bądź też super-managera Tomka Dziubińskiego.

Zawsze zastanawiałem się co oznaczał tytuł jednego z utworów na tej płycie, a mianowicie „O.N.A. 88.10.21”? Domyślam się, że to jakaś data…

RS: Był taki numer i O.N.A. to jest rozwinięcie Ogień Niebios Armagedon, numer na płycie nazywał się „Armagedon”. Jeżeli chodzi o tekst to była taka symboliczna transkrypcja tego co się w owych czasach działo, więc te liczby, które następują po tych trzech literkach to jest data, kiedy ten numer został albo napisany, albo zarejestrowany w studiu.

A jak jest z dostępnością tego i późniejszych albumów Alastor? Ja swoją kopie „Syndrom Of The Cities” wygrzebałem kiedyś w jakiś muzycznym antykwariacie…

SB: Z dostępnością naszych albumów zawsze było „zaje******” To był tak zajebista muza, że sprzedawała się na pniu (hahaha) A tak na poważnie, to zawsze były to takie nakłady, że pożal się Boże.

RS: O wysokości tych nakładów nikt nie wiedział.

SB: Może tak, o wysokość nakładów to jest pytanie generalnie do wszystkich wydawców: Tomasza Dziubińskiego, Marka Greli, Jacka Kamińskiego.

MM: To jest efekt tego, że nigdy nie mieliśmy managera z prawdziwego zdarzenia, który by pilotował te wszystkie sprawy i dbał o interesy.

SB: Zawsze uważaliśmy, że ludzie którzy wydawali nasze albumy nie byli do końca przekonani co robią i wiedzą co wydają. Może nie wierzyli w to, że to się może sprzedać, a zainteresowanie jednak było i fani metalu na pewno kupowali by te płyty. Niestety chyba mamy takie szczęście lub nieszczęście.

Na przełomie lat 80 i 90 graliście na wielu prestiżowych festiwalach, jak Metalmania, Jarocin czy Strash’ydło w Ciechanowie. Jak wspominacie tamte występy? Który z nich był dla Was największym przeżyciem?

SB: Dla mnie największym przeżyciem były Metalmania, czy Metal Battle. Pamiętam pierwszy koncert Metalowa Bitwa, około 10 tysięcy ludzi, trema była straszna i chcieliśmy się pokazać jak z najlepszej strony. Bardzo ważne są dla nas Jarociny. Będąc jeszcze w stajni Tomasza Dziubińskiego dwa razy byliśmy zaproszeni na dużą scenę jako goście. Strah’ydło, bardzo fajna impreza. Miło wspominamy ludzi z kapeli Smirnoff. I jeszcze klimat zamku, naprawdę bardzo fajna impreza.

W roku 1990 dochodzi do nagrania drugiego materiału „Przeznaczenie”, który jednak nigdy nie ujrzał światła dziennego. Co było tego powodem i czy zamierzacie kiedyś w przyszłości podzielić się z fanami tymi utworami?

RS: Co było powodem nie wydania materiału? TEGO NIE WIE NIKT….. z zespołu, być może wie to Tomasz Dziubiński, który pofatygował nas jeszcze o nagranie anglojęzycznej wersji płyty. Materiał został nagrany jeszcze raz po czym okazało się, że jest brak zainteresowania tym materiałem, ale za to ludzie mogą posłuchać pewnej płyty bardzo popularnego klasycznego polskiego zespołu…

SB: …zaczynającego się na „T”…

RS: …”T” jak Tomasz Dziubiński, a na tej płycie przepięknych zagrywek „zerżniętych” z naszej muzy, że o wokalach nie wspomnę.

SB: Natomiast tak zamierzamy podzielić się z fanami tymi utworami, myślimy cały czas o możliwościami, sprawdzamy jaki jest stan prawny, nasi prawnicy nad tym pracują (hahaha). Generalnie pracujemy nad tym.

Następna duża płyta to rok 1994 i album „Zło”. Niestety nie miałem okazji słuchać tego materiału, jak i następnej, wydanej w 1997 płyty „Żyj, Gnij i Milcz”. Czy moglibyście powiedzieć kilka słów o każdej z nich?

RS: Płyta „Zło” to płyta, która powstała po przejściach. Pożegnaliśmy się nareszcie z Tomaszem Dziubińskim, mieliśmy święty spokój, ale też zastój w graniu.

SB: Zaczęliśmy wszystko od nowa. Wysłaliśmy materiał do Jarocina, chcieliśmy zagrać na dużej scenie jako zaproszeni goście. Zgłosiliśmy się niestety za późno, ale zaproponowano nam udział w konkursie. Podjęliśmy to wyzwanie, zaproszono nas na przesłuchania w Jarocińskim Domu Kultury. Wygraliśmy, dostaliśmy się do konkursu na dużą scenę i tam również wygraliśmy, co było dla nas dużym zaskoczeniem, powiedzmy sobie szczerze.

MM: Nagrodą za wygranie Jarocina był kontrakt z wytwórnią MJM.

RS: Jaka to była muza? Uproszczona forma niż na poprzednich płytach, bardziej energetyczna, „kopiąca w łeb”, bardziej przemyślana, były tam te riffy, które miały być po prostu.

SB: Była to płyta dopracowana. Na poprzednich płytach chcieliśmy w utworach zmieścić wszystkie nasze pomysły, tutaj forma została uproszczona. Generalnie kierunek był taki, żeby to miało „kopa” i żeby „żarło” i chyba „żre” do tej pory.

RS: Płyta „Żyj, gnij i milcz” to rok 1997. Z zespołem Alastor dzieje się nieciekawie. Nikt nie chce podjąć się wydania materiału. Szczyt wkurwienia już nastąpił. Postanowiliśmy nagrać materiał za własne pieniądze i wydać go sami. Na szczęście wydawca się znalazł, Morbid Noizz podjął się ryzyka jako firmy, która wydawała głownie death i black metalowe zespoły. Postarała się nam pomóc jak umiała, a że nie umiała to nie pomogła.

SB: Materiał nagraliśmy w studiu Spart w Boguchwale pod Rzeszowem, pod okiem Piotrka Sitka.

RS: Założenie płyty było inne, płyta miał być ciężarowa, mroczna, brutalniejsza, wokal charczał, wrzeszczał,

SB: Ciekawostką jest fakt, że po wydaniu płyty porównywano nas do takiego trendu, który się rodził w Stanach, czyli core metal, nawet pojawiały się opinie, że jest to thrash-core metal. Być może tak było, my jednak chcieliśmy nagrać twardą, mocną płytę. Wiadomo jednak, że słuchając muzyki metalowej, wydawanej na świecie, nie można się pewnym wpływom oprzeć, być może było to słychać, ale to zostawiamy ocenie słuchaczy.

Dlaczego po premierze „Żyj, Gnij i Milcz” zdecydowaliście się na zawieszenie działalności?

SB: Firma płytowa Morbid Noizz szumnie zapowiadała promocję, miały być koncerty promocyjne, wielkie reklamy, ogólnie promocja mogła być super, a okazała się kiepska, wręcz żenująca. My na własną rękę robiliśmy większą promocję. Wiadomo, że jeżeli nie promuje się właściwie towaru, czy materiału to nie może on cieszyć się powodzeniem. Jeżeli nie ma go na półkach w sklepach, nie ma wywiadów w branżowej prasie na rynku to jak fani mogą wiedzieć, że coś takiego po prostu jest. Byliśmy tak wkurwieni całą sytuacją, wkurwieni na ten cały „sioł-biznes”, zmęczeni całym tym interesem muzycznym, że postanowiliśmy odpocząć, przeczekać ten zły czas.

RS: Do tej pory ludzie, którzy znają nazwę Alastor, z którymi rozmawiamy po koncercie lub w trakcie luźnych rozmów towarzyskich nie wiedzą, że w ogóle wyszła taka płyta. W niektórych częściach kraju była całkowicie niedostępna w sklepach. Promocja jak i dystrybucja były do dupy.

Czy podczas nieobecności na scenie udzielaliście się jakoś muzycznie w innych projektach? Śledziliście naszą scenę metalową w tym okresie?

SB: To był okres, w którym Robert wyprowadził się z Kutna do Gdańska, więc nie było szansy, żeby Alastor dalej istniał. Zrobiliśmy sobie przerwę od siebie. Maryś, Frycu i Ja nie potrafiliśmy się rozstać z muzyką i kombinowaliśmy coś cały czas ze sobą. Niestety nic z tego nie wyszło.

MM: Założyłem grupę The Thing, zebrałem grupę kolegów, miałem trochę pomysłów innych stylistycznie niż w zespole Alastor. Zagraliśmy parę koncertów, na jednym z nich zauważył nas Piotrek Jełowicki, który zaprosił nas do swojego studia nagrań koło Aleksandrowa Łódzkiego. Nagraliśmy tam 9 utworów. Było fajnie, choć najfajniej było na imprezie po nagraniu…materiału nie wydaliśmy, choć jeden z utworów na jednej ze składanek Thrash’Em All umieścił Mariusz Kmiołek.

RS: Grałem w zespole Rott Weiler z Irkiem Grzebieluchą, Pawłem Stolińskim i Marcinem Czekałą. To był taki szybki projekt, który skończył się nagraniem materiału w takim szczecińskim studiu „Kosmos”, ale nic z tego nie wyniknęło.

SB: Ja z Frycem dostaliśmy propozycję od Radka Zwolińskiego i Artura Banacha, którzy grali wcześniej w gostynińskim zespole Borea, a założyli zespół Spin. Na wokalu śpiewał Arek Stelmasiak. Zagraliśmy parę koncertów. Fryca zastąpił Jacek Kurnatowski, obecny basista Alastora. Po trasie koncertowej z zespołem Panzer’Faust nasza współpraca się zakończyła. Dostałem propozycję od płockiej grupy NOB. Po reaktywacji Alastora zawiesiłem współpracę z zespołem NOB.

W roku 2002 miała miejsce pierwsza próba powrotu, która niestety zakończyła się niepowodzeniem. Dlaczego wtedy Wam się nie udało? Zagraliście choć jeden koncert wtedy?

RS: W 2002 roku zagraliśmy WOŚP w Kutnie z nowym gitarzystą Radkiem Zwolińskim. Współpraca układała się fajnie, mieliśmy już chyba około 6 nowych numerów, ale tak się złożyło, że okoliczności życiowe zmusiły Radka do tego, aby zakończyć współpracę i w tym samym czasie życie przygniotło Fryca, który został zwolniony.

SB: Zostaliśmy w trzech. Krótkie poszukiwania nie przyniosły rezultatu, nie było po prostu nikogo i ta próba spełzła na niczym. Znowu było wkurwienie, los tak chciał, widocznie to nie był jeszcze ten czas.

No i nareszcie dochodzimy do chwili obecnej, czyli do roku 2006. No i tutaj padnie pytanie, na które już pewnie niejednokrotnie odpowiadaliście i jeszcze nie raz odpowiecie… Co spowodowało, że znowu postanowiliście grać razem? Może miał to być taki prezent na 20-lecie zespołu?

SB: Jeżeli chodzi o dwudziestolecie zespołu, to nie, nie myśleliśmy o tym, że zrobimy to tylko dlatego. Nie przypuszczaliśmy, że to już 20 lat, bo nikt nie liczył, tak jakoś wyszło samoistnie. Generalnie było tak, że po jakiejś dłuższej przerwie, gdzie każdy z nas udzielał się w jakiś innych projektach dorośliśmy do tego, że to granie w innych projektach to nie jest to co nas kręci. Z Robertem długo rozmawialiśmy telefonicznie o reaktywacji. Maryś nie chciał grać, był oporny, bo był już zmęczony tym wszystkim. Jak już udało nam się Mariusza namówić, to łatwiej było znaleźć innych muzyków. Współpracowałem z Jackiem Kurnatowskim w zespole Spin, zaproponowałem jego, Stonek i Maryś wyrazili chęć współpracy. Po jakimś czasie dołączył do nas Marcin „Crowbar” Bilicki. Zaczęliśmy się spotykać, zaczęliśmy grać. Mariusz na początku nie miał pomysłów…

RS: …potem przyjechał z dwoma ciężarówkami pomysłów (hahaha)…

SB: …było ich tyle, że nie wiedzieliśmy, które wybrać. Jednak udało się, materiał jest już prawie zapięty. Zaczniemy go teraz, na jesieni pisać w Zed Studio. Wcześniej współpracowaliśmy już z Tomkiem Zalewskim rejestrując u niego trzy utwory, które można posłuchać na naszej stronie internetowej www.alastor.pl.

Czy trudno było skompletować pełny skład? Z oryginalnego line-up pozostało tylko Was trzech…

SB: Na to pytanie odpowiedzieliśmy chyba w pytaniu poprzednim. Nie było trudno, jedynie trudno było przekonać Mariusza, a on jak już się sam przekonał to nie było ciężko. Basista Jacek już był, potem dołączył Crowbar i jakoś to szło.

Jak Waszym zdaniem zostaniecie przyjęci przez młodą gwardię metalowych maniaków? Będziecie ich zachęcać do sięgnięcia po Wasze starsze płyty?

MM: Na pewno nie jest to głównym powodem naszego grania. Myślę, że główny powód to najnowszy materiał, z którym wiążemy duże nadzieje. Będzie to niewątpliwie najlepsza nasza płyta. Do staroci na pewno będziemy sięgać, chcemy przypominać stare utwory, które myślę, że były i są dobre. Widać to chociażby na koncertach, które gramy, ludzie na utworach z płyty „Zło” bawią się tak samo, jak robili to na początku lat dziewięćdziesiątych.

SB: Jak zostaniemy przyjęci przez młodych? Myślę, że odzwierciedleniem tego już teraz jest to jak zostajemy przyjmowani na naszych koncertach, których nie dużo gramy, ale rozmawiamy po koncertach i wielu młodych ludzi jest zaskoczonych, że takie stare pryki jak my grają taką muzykę. Bawią się na naszych koncertach, więc to jest chyba najlepsza odpowiedź. Oczywiście będziemy zachęcać do sięgnięcia po starsze wydawnictwa. Na naszej stronie internetowej można posłuchać utworów, a my będziemy próbować zrobić reedycję starszych płyt.

Tak ogólnie, to jaki jest odzew na ten Wasz powrót? Pamiętają Was ludzie jeszcze?

SB: Odzew na nasz powrót jest różny. Wiele osób dziwi się nam, wiele osób z wytwórni płytowych nie wierzy, że ludzie w naszym wieku coś potrafią zrobić. Jednak ludzie nas pamiętają dostajemy wiele głosów od osób, które czekają na nową płytę.

Czym Waszym zdaniem różni się współczesna scena metalowa od tej sprzed 20 lat?

RS: Instrumentami…

SB: Ponadto dzięki technice, dzięki stronom internetowym jest większa dostępność do muzyki.

RS: Trzeba sobie powiedzieć, że powstało wiele zespołów grających na bardzo wysokim poziomie. Mało tego polska muzyka metalowa jest już rozpoznawalna na świecie co też nie jest bez znaczenie jeżeli chodzi o promocję.

Jesteście w zespole od samego początku. Co teraz, po tych wszystkich latach uważacie za największe osiągnięcie, a co za największą porażkę Alastor?

MM: Największym osiągnięciem jest wykucie nazwy Alastor w świadomości ludzi, którzy słuchają metalu.

RS: Ludzie wiedzą, że zespół Alastor zawsze gra swoje, nie wchodzi nikomu w dupę,

SB: Dokładnie to chciałem powiedzieć. Robiliśmy wszystko z pasji, natomiast nie robiliśmy nie robiliśmy kwestii, po których byśmy się źle czuli.

RS. Nic dla taniego poklasku.

SB: Nie za wszelką cenę, wchodzimy drzwiami i oknami, ale jeżeli nas ktoś wyrzuca, to wychodzimy, bo nie ma sensu się z nim użerać.

RS. Przez te wszystkie lata mamy nie naruszony odbyt (hahaha) i to jest osiągnięcie. Natomiast jeżeli chodzi o porażkę, może powiem nieskromnie, ale artystycznych porażek nie widziałem bardziej porażka w sensie trafiania na niewłaściwych ludzi, ludzi którzy myśleliby tak samo jak my i mieliby uczciwe podejście do aspektów biznesowych.

Komponujecie już jakieś nowe utworki? Kiedy możemy spodziewać się nowej płyty Alastor?

SB: Mamy dzisiaj 8 września. Najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu wchodzimy nagrywać bębny. Potem inne instrumenty. Chcemy, żeby ten materiał był nagrany jeszcze w tym roku i być może uda nam się go wydać na wiosnę przyszłego roku. Na płytę wejdzie 13 utworów.

Tradycyjnie jeszcze zapytam o Wasze plany na najbliższą przyszłość…

MM: Priorytetem jest nagranie płyty i wydanie materiału, a następnie koncerty, żeby promować album i przypomnieć ludziom nazwę Alastor.

Dzięki wielkie za tą małą rozmówkę i mam nadzieję, że pogadamy już niedługo, przy okazji nowej płyty Alastor…

SB: My też mamy taką nadzieję i musimy Cię przeprosić, że tak długo czekałeś na ten wywiad.

MM: pozdrowienia dla wszystkich nawiedzonych metalmaniaków i dla Metalrulez. Keep Rockin’

divider

polecamy

Exul – Path To The Unknown Faust – Cisza Po Tobie Stillborn – Cultura de la muerte
divider

imprezy

Exodus, pionierzy thrash metalu, powracają do Polski! 06/04/2024 Ariadne’s Thread, Slave Keeper, The Masquerade, Kruh 25/05/2024 KREW OGIEŃ ŚMIERĆ: Stillborn, Ragehammer, Hellfuck, Chaingun Trve Metal Camp vol. 4 22/03/2024 – Dom Zły & Clairvoyance & Moriah Woods Aftermath Tour – Banisher, Truism CZARNA WIELKANOC vol.1 THE ACT OF FRUSTRATION TOUR Injure Grind Attack Stillborn, HellFuck, Ragehammer w maju Left To Die i Incantation na jedynym koncercie w Polsce! MASTER gwiazdą finałów polskiego Bloodstock! Wolves In The Throne Room, Gaerea oraz Mortiferum zagrają w Polsce Tribute To Seattle 2024 Unholy Blood Fest vol. 3 Sepultura po raz ostatni w Polsce!
divider

patronujemy

Trzecia płyta ATERRA Narodowy spis zespołów – Artur Sobiela, Tomasz Sikora Premiera albumu „Szczodre Gody” Velesar NEAGHI – Whispers of Wings Taranis „Obscurity” ROCK N’SFERA 5 ATERRA – AV CULTIST ‚Chants of Sublimation’ Trichomes – Omnipresent Creation
divider

współpracujemy

Sklep Stronghold Musick Magazine nr 31 VooDoo Club MORBID CHAPEL RECORDS Wydawnictwo Muzyczne Pscho Hellthrasher Productions SelfMadeGod Godz Ov War
divider

koncerty