Lenny Kravitz – Baptism
(3 grudnia 2004, napisał: FATMAN)
Chyba każdy z nas ma jakieś swoje małe zboczenia muzyczne. Jedną z takich moich małych perwersji od pewnego czasu jest właśnie Lenny Kravitz. Cóż, jak tu nie lubić tych melodii? Tej energii? No właśnie, tej energii…
„Baptism” rozpoczyna się naprawdę mocno. Startujemy zadziornym „Minister of Rock’n’Roll”, spokojniejszym „I Don’t Want To Be A Star” by przejść w rytmiczny „Lady”. Są to świetne numery, których nie można pokochać. Jednak im głębiej w lasy tym niestety gorzej. Rozumiem, że pisanie nastrojowych ballad przychodzi Kravitz’owi łatwo, a i fanek na pewno mu dostarcza, ale jednak ich liczba na „Baptism” przekracza wszelkie granice dobrego smaku. Przecież cztery utwory tego typu, które kończą ten album stanowią jedno z najbardziej bezbarwnych zakończeń krążka, jakie ostatnio słyszałem. Zresztą i w środku „Baptism” takie wypełniacze bez problemu znajdziemy. Na tle tych gniotów singlowa „California”, funkujący „Sistamamalover” czy wreszcie pokazujący kto tu nosi spodnie „Where Are We Runnin’ ?” wypadają na wielkie dzieła, a ich pokłady energii są niewyczerpane. Jednak, jeśli ktoś choć trochę zna twórczość tego pana od razu wie, że ten kop wcale nie jest taki duży. Nie ma tu rozwalenia z buta Marshalla, a co najwyżej dotknięcie go stopą. Co prawda widać, że ogólną beznadzieję i nudę ma za zadanie tuszować oszczędna i surowa produkcja, ale mam wrażenie, że tym razem ten pomysł po prostu nie wypalił.
Zawiodłem się na „Baptism” przeogromnie. Jest to całkiem przebojowa, ale niestety i okrutnie nudna płyta. Jak ktoś cierpi na bezsenność to może się nią z powodzeniem leczyć.
Lista utworóó
1. Minister Of Rock ‚N Roll
2. I Don’t Want To Be A Star
3. Lady
4. Calling All Angels
5. California
6. Sistamamalover
7. Where Are We Runnin’?
8. Baptized
9. Flash
10. What Did I Do With My Life?
11. Storm
12. The Other Side
13. Destiny
Ocena: +3/10
