Slayer – Christ Illusion (Special Edition)
(7 września 2007, napisał: Jacek Walewski)

Z reguły wszelkiego rodzaju reedycje, wznowienia i "specjalne wersje" płyt ostro mnie wkurzają. No bo jak tu nie być zdenerwowanym, gdy niedawno kupiło się takie na przykład "Blood Mountain" Mastodon, a już wytwórnia robi nam psikusa i wydaje "edycję specjalną" albumu z teledyskami i relacją ze studia. I co w takim momencie zrobić? Kupić po raz drugi tą samą płytę wzbogaconą tylko o pare dodatków? Ech, ciężkie jest życie kolekcjonera… O ile jednak od kupna "Blood Mountain" jakoś się (na razie) powstrzymałem to już reedycja "Christ Illusion" Slayera musiała się znaleźć w mojej płytotece! Nie dlatego, że podoba mi się nowa, pomysłowo zrobiona, trójwymiarowa okładka wydawnictwa. Krótki, pięciominutowy reportaż z trasy koncertowej zespołu też jakoś nie powalił mnie na kolana. Wykonane na żywo "Sounth Of Heaven" zawsze przyprawia mnie co prawda o szybsze bicie serca, choć słyszałem ten utwór już w lepszej wersji choćby na DVD "Still Reigning". Po nowej wersji "Black Serenade" również nie spodziewajcie się niczego szczególnego. Nie, "Christ Illusion – Special Edition" warto mieć z zupełnie innych – konkretnie dwóch – powodów. Pierwszy z nich to teledysk do "Eyes Of Insane". Z pozoru niby nic szczególnego – widzimy tylko jedno z tytułowych oczu, a w nim przeplatające się na zmianę, kontrastujące ze sobą odbicia scen wojny i bawiącego się dziecka. Pokój i wojna, życie i śmierć, radość i ból oraz cierpienie – to wszystko jest w tym teledysku. Klip, w szczególności jego finał, robi na mnie niezwykle poruszające wrażenie. Tak wyraźnego, antywojennego obrazu i przesłania Slayer jeszcze nie miał. I pomyśleć, że zaczynali jako zespół śpiewający o Szatanie i tym podobnych pierdołach… "CI" warto mieć także dla premierowego numeru grupy. Podczas wcześniejszej sesji nagraniowej Tomowi Arai nie udało się – z powodów zdrowotnych – zarejestrować do "Final Six" wokalu. Teraz utwór, nareszcie dokończony, wieńczy nową wersję ostatniego krążka Zabójcy. Rozpoczyna się podobnie jak "Spill the Blood" z "South Of Heaven" czy "213" z "Divine Intervention" od niepokojącego intra. Jedna gitara gra z pozoru spokojny, ale mroczny motyw. Po chwili z mocnym, wolnym, wręcz doomowym riffem przyłącza się do niej druga gitara, by po chwili umilknąć. Dzieje się tak trzy razy. Dopiero po minucie utwór wyraźnie przyspiesza, a Araya rytmicznie śpiewa tekst o zagładzie ludzkości. W pamięć zapada ostatnia linijka refrenu: "Final Six is here, the cycle ends". Po pierwszym refrenie zaskakuje solówka, zagrana w nietypowej dla Slayera tonacji. Po drugim refrenie następuje tradycyjny dla twórców "Reign In Blood" pojedynek na solówki, wygrany, moim zdaniem, przez Hannemana. "Final Six", choć trwa tylko cztery minuty, w świetny, bardziej majestatyczny sposób niż "Supremist", kończy album…
Lista utworóó
Ocena: 10/10
