Adonay – Someone Somewhere
(3 grudnia 2004, napisał: Metanol)

Ehhh….to będzie krótka recenzja, bo i materiał do recenzji bardzo krótki(3 utwory, 14 minut z intrami), jak nie przymierzając siurdak węża. Adonay na "Someone Somwhere" prezentuje nam mieszankę Death, Doom, Black i paru innych, w sosie słodko-klawiszowym. Moim zdaniem całkiem dobrze to nowo-dworzanom gdańskim(?) wychodzi. Majestatyczna, smutna muzyka. Niezbyt brutalna, ale chyba nie o to tu chodzi. W cholerę i jeszcze trochę możemy usłyszeć klawiszy, które jednak raczej służą robieniu tła, a nie solowym popisom. Kompozycje są melodyjne, łatwo wpadają w ucho, aczkolwiek wydaje mnie się, że Adonay wzięła na stół operacyjny kilka znanych kawałków i z jednego rzucili fragment z drugiego też jakiś element i tak powstał Adonay. Pochwalić należy instrumentalistów, którzy grać potrafią, szczególnie solówki sprawiają dobre wrażenie. W wielu momentach brakuje gitary rytmicznej, przez co utwory tracą na klarowności. Pochwalić należy produkcję Mistera (lider Traumy), który w swym małym, elbląskim studiu Hard Line, uzyskał dobre efekty.
"Someone Somwhere" to dosyć ciekawa muzyka, jednakże brakuje jej oryginalności. Adonay ma niewątpliwie podstawy techniczne, aby zrobić bardzo dobry materiał, jednakże wydaje mi się, że muszą trochę przemyśleć, co mają na celu.
Lista utworóó
1. Fortune Teller
2. Prissoner
3. Someone Somewhere
Ocena: 6/10
