Spinofonia – III
(28 kwietnia 2025, napisał: Prezes)

Zacznę może od przybliżenia trochę tego projektu, bo sam wcześniej o nim nie słyszałem, a i chyba w tym naszym metalowym podziemiu jest on bardzo mało znany. Jest to twór instrumentalny, którego pomysłodawcą, kompozytorem i producentem jest niejaki Dawid Kielar. Odpowiada on za instrumenty perkusyjne i pianino cyfrowe, dobrał sobie też kilku muzyków, którzy obsługują tu gitary i bas, a w jednym utworze nawet skrzypce i coś takiego jak lira korbowa (o tym za chwilę). Materiał ten zawiera sześć zróżnicowanych kompozycji, które łącznie trwają nieco ponad pół godziny. Z doświadczenia wiem, że zazwyczaj takie eksperymenty nie są jakieś porywające i mnie średnio interesują, dlatego też podszedłem do całości z dystansem i „na spokojnie”… Pierwszy utwór jednak trochę mnie zaskoczył, choć właśnie czegoś takiego się spodziewałem. Naprawdę fajne instrumentalne granie z mocnymi i wpadającymi od razu w ucho liniami melodycznymi. Wyraźnie zarysowane partie pianina, które razem z gitarami ciągnie do przodu melodyjną część utworu. Co jakiś czas do głosu dochodzi jakiś bardziej zadziorny riff, jednak generalnie mamy tu raczej prog-rockowe granie. Dużo w tym wszystkim przestrzeni i „powietrza”, po części pewnie przez brak wokalu, a częściowo dzięki klarownej i przejrzystej produkcji. Drugi kawałek rozpoczyna się delikatnie, od partii pianina i delikatnych orkiestracji, które po chwili ustępują miejsca ciężkiemu riffowi, który przypomina mi Metallicę z lat 90-2000. W środku do głosu dochodzi gitara prowadząca, która wykręca dość ciekawe solówki, później znów delikatniejsza część z pianinem i na końcu ponownie „metallikowy” riff. Trzeci utwór to znów klimatyczne pianino, powoli rozkręcające melodię, na które nabudowywane są partie gitary. Co do tych gitar to już na tym etapie słychać dość wyraźnie, że w poszczególnych utworach są inni gitarzyści, bo ich partie różnią się rozbudowaniem i dynamiką. Czwarty kawałek, najkrótszy ze wszystkich, to całkiem ciekawa miniatura w klimatach folkowo-średniowiecznych, w której główne role odgrywają wspomniane wyżej skrzypce i lira korbowa. Przed ostatni utwór był dla mnie dość zaskakujący, bo rozpoczął się szybkim przejściem na perkusji i zdecydowanie najcięższymi, niemal industrialnymi (także w brzmieniu) gitarami. Po chwili całość wchodzi na jeszcze szybsze obroty, ale niestety dla mnie to zdecydowanie najsłabsza część tego albumu… W tym utworze Dawid i jego koledzy najmocniej wkraczają w metalowe rejony, moim zdaniem jednak wychodzi im to raczej średnio, zdecydowanie bardziej wolę te melodyjne, rockowo brzmiące utwory. Może to dziwne, że mówi to miłośnik muzycznej ekstremy, ale tak to właśnie widzę. Doceniam chęć urozmaicenia całości, ale tego utworu nie kupuję. Ostatni numer to znów spokojna, przyjemnie płynąca klawiszowa etiuda, która dopiero pod sam koniec rozwija się w gitarowy finał.
Na koniec jeszcze tylko słowo o brzmieniu tego materiału. Jak już wcześniej wspomniałem jest czyste i czytelne, co dość dobrze pasuje do łagodnego, mało agresywnego charakteru tego krążka. Co ciekawe gdy gitary robią się bardziej agresywne, zmienia się też ich brzmienie – wychodzi to naprawdę nieźle. Szkoda tylko, że spaprane tu zostało brzmienie perkusji, a konkretnie stopy. O ile jeszcze pozostałe bębny i „cymbały” brzmią nieźle, to stopa, szczególnie w tych nielicznych szybszych momentach brzmi jak pierdzenie komara. Dziwi mnie to o tyle, że kompozytorem i producentem jest perkusista… ale może tak właśnie miało być i to mnie słoń na ucho nadepnął?
Tak czy inaczej całość słuchało mi się zaskakująco przyjemnie, choć oczywiście metalowi ortodoksi raczej nie mają tu czego szukać. Jeśli jednak lubisz czasem wrzucić takie lżejsze prog-rockowe klimaty, przy których można się odprężyć to śmiało możesz Spinofonię sprawdzić.
Wyd. self-released, 2025
Lista utworów:
1. Zegar pewnej epoki
2. Ciężar obojętności
3. Na skrzydłach
4. Za horyzontem żagli
5. Ślepy instynkt
6. Pocałunek
Ocena: -7/10
