Sunlight – Son of the Sun
(19 kwietnia 2025, napisał: Prezes)

Każdy ma swój muzyczny koming out. Jedni słuchali disco polo, inni hip-hopu, ja za gówniarza miałem fazę na Rhapsody. No co, „Legendary Tales”, „Symphony of Enchanted Lands” – był krótki okres, że te kasety kręciły się u mnie w odtwarzaczu dość często. Gdyby ostatni krążek greckiego Sunlight wpadł mi w ręce wtedy, jakieś 25 lat temu, to pewnie łyknąłbym go bez popity… Ale dziś? Dziś to mnie bardziej nudzi niż wzrusza.
„Son of the Sun” to heavy/power metal w stylu przełomu wieków. Mamy tu wszystko, co wtedy było modne — melodyjne klawisze, chóralne zaśpiewy, sporo patosu i obowiązkowe solówki. Brzmi znajomo? No właśnie. Tyle że wszystko to podano w wersji „lajt”, jakby ktoś w studiu za mocno przyłożył się do wygładzania brzmienia. Wokale są delikatne, miejscami wręcz wygłaskane, choć może jeszcze nie w pełni wykastrowane… Gość ma całkiem ciekawy i dobry głos, ale jak wchodzi w wyższe rejestry, to resztki męskości ulatują z niego szybciej, niż gaz ze świeżo nalanego piwa na letnim festiwalu.
Melodyjne solówki — przyznaję, są porządne. I gdyby nie te przelukrowane klawisze, mogłoby to nawet złapać za ucho. Problem w tym, że cała reszta to cukierkowa podróż do krainy łagodności. Jest epicko, wzniośle, melancholijnie, a czasem tak delikatnie, że można by tym uspokajać niemowlaki przed snem. Tego typu płyta mogłaby mnie dziś zatrzymać tylko wtedy, gdyby miała jakiegoś turbo-hita, który po jednym przesłuchaniu siedzi w głowie przez tydzień i nie chce wyjść. Ale tutaj… nic z tych rzeczy. Wszystko przemyka bez większego śladu i w głowie pozostaje tylko ogólne wrażenie słodkiego posmaku w ustach. Wiem, pewnie to ja na stare lata zdziadziałem, tylko ekstrema mi w głowie i nie rozumiem takich bardziej progresywnych dźwięków. Cóż, może to prawda… a może to faktycznie jest po prostu średnie i mało oryginalne granie z maksymalnie przypiłowanymi pazurami?
Na koniec wspomnę jeszcze o okładce i logo — wyglądają jakby ktoś je projektował w Corelu w 2002 roku. Czy to minus? W sumie nie wiem, może to też element zamierzony, mający uderzać w nostalgiczne tony. Ja jednak tego nie kupuję. „Son of the Sun” to płyta dla tych, którzy zostali emocjonalnie w 2000 roku i jest im tam dobrze… Szanuję, rozumiem. Ale ja już tam byłem i nie odczuwam potrzeby by wracać.
Wyd. Total Metal Records, 2024
Lista utworów:
1. Son of Fire
2. Thoughts of Despair (Apognosis)
3. Forever Lost
4. Mystery
5. Secret of Silence
6. Echoes of Hope
7. Can’t Let You Go
8. Bridge of Life
9. Sunrise
Ocena: -5/10
