ENTHRONED SERPENT – AT THE EDGE OF EDEN
(20 stycznia 2025, napisał: Robert Serpent)

Black metal i Grecja, skojarzenia jak najbardziej pozytywne, co jest oczywiste. Oczekiwania również wysokie, bo jednak pochodzenie zobowiązuje.
Mara Production końcem minionego roku na światło dzienne (jakby nie patrzył, nie zabrzmiało to dobrze) wypuściła debiutancki album Greków z Enthroned Serpent. Horda pod względem stażu scenicznego doświadczona, wszak początki kapeli datują się na 2008 rok. Pod względem wydawniczym szału nie ma, ponieważ Enthroned Serpent ma na koncie jedno demo, jedną EP-kę i opisywany właśnie debiutancki krążek.
Przyznam, że spodziewałem się wiele po Grekach i uprzedzając nieco fakty, nie czuję się zawiedziony. Debiut Enthroned Serpent od jakiegoś czasu nie opuszcza mojego odtwarzacza i nie czuję z tego powodu jakiegoś zmęczenia materiałem.
W skład „At the Edge of Eden” wchodzi dziewięć kompozycji (wliczając w to również zaczynający krążek instrumentalny „The Serpent Awakens”). Materiał trwa prawie 50 minut i trzeba przyznać, że Grecy ten czas pożytkują produktywnie. Na pewno swoje robi doświadczenie muzyków, co słychać w utworach skomponowanych przez Enthroned Serpent. Jak napisałem na wstępie mamy tutaj do czynienia z black metalem, jednak nie jest on zamknięty w szczelnych ramach gatunku. Enthroned Serpent chętnie wychyla się poza ramy czarnego metalu, co doskonale ubarwia ten album. Słychać wpływy death metalu (utwór tytułowy), zdarzają się wręcz thrash metalowe riffy (mój zdecydowany faworyt, genialny „The Chanting”). Nie są to nagminne zabiegi, ale wychodzą Grekom bardzo naturalnie. Być może dlatego nie sprawia to wrażenia ubogacania muzyki na siłę, powodując tym samym, że unikamy wrażenia ciężko strawnego „kotła gatunkowego”. Ogólnie Enthroned Serpent bardzo umiejętnie balansuje na granicy skandynawskiego black metalu, ze szczyptą greckiego klimatu. W tym momencie być może niektórzy poczują sie zawiedzeni, ale prawda jest taka, że grecki duch jest słyszalny i wyczuwalny na „At the Edge of Eden” tylko w poszczególnych i w gruncie rzeczy nielicznych fragmentach. Dla jednych będzie to minusem, dla innych plusem. Ja z tym problemu nie mam, ponieważ w muzyce Enthroned Serpent dzieje się na tyle dużo, że szkoda czasu na zaprzątanie sobie głowy myślami na zasadzie „co by było gdyby”.
Grecy bardzo umiejętnie serwują nam utwory, w których melodia idzie w parze z klimatem, jak i agresją. Nie powinno nikogo dziwić, że pojawia się bardzo zgrabna solówka gitarowa, czy death metalowy ciężar, przechodzący w pełen jadu black metalowy galop. Wszytko to tylko świadczy o sporych umiejętnościach, dużym potencjale i talencie muzyków. Czasami (!) muzycznie Grecy mogą budzić pewne skojarzenia z Watain, przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie, a piszę o tym tylko i wyłącznie po to, żeby nieco zobrazować zawartość „At the Edge of Eden”.
Tytułem podsumowania napiszę, że album spełnił moje wysokie oczekiwania i narobił sporej ochoty na więcej. Mam tylko nadzieję, że Grecy nie każą nam czekać kolejnych klka lat na następcę bardzo udanego i wyrazistego debiutu. Zdecydwanie zachęcam do zakupu „At the Edge of Eden”. Jak to mawiał klasyk: „nie ma lipy”.
Wyd. Mara Productions, 2024
Lista utworów:
1. The Serpent Awakens
2. And Darkness Reigns
3. As Old as Time
4. Sepulchre’s Secrets
5. The Chanting
6. At the Edge of Eden
7. Facing the Throne
8. Midgardsormr (Snake God)
9. Turning the World Black
Ocena: +8/10
