MASTECTOMY – DEVIL INCARNATES IN US
(29 września 2024, napisał: Robert Serpent)

Stosunkowo niedawno pisałem recenzję poprzedniego materiału Mastectomy zatytułowanego „Ku zagładzie”. Czas biegnie nieubłaganie, a Adam nie pierdzieli się w tańcu i swoimi pomysłami na muzykę chętnie dzieli się z bliźnimi. W ten oto sposób dzierżę w dłoniach trzeci pełnoczasowy materiał tego jednoosobowego projektu, mało tego, w sieci jest już dostępna kolejna porcja muzy Mastectomy, mowa o EP-ce „Blown by Bullet”, ale bohaterem tejże recenzji jest album numer „trzy” w dyskografii Mastectomy. Warto w tym miejscu nadmienić, że materiał najpierw ukazał się w styczniu w wersji cyfrowej, a następnie w czerwcu Adam wypuścił w świat wersję CD, w ładnym i schludnym digipaku.
Pierwszą rzeczą jaka rzuca się „w oczy” jest doskonałe, przejrzyste i klarowne wręcz brzmienie, wszystko brzmi naprawdę potężnie i jest wyeksponowane w należyty sposób. Tutaj warto wspomnieć, że „Devil Incarnates in Us” został nagrany w Luboniu w Cross Street Studio. Cholernie podoba mi się brzmienie automatu perkusyjnego, który za wyjątkiem nadzwyczajnych prędkości w partiach blastów, brzmi jak żywe bębny, co jest dużym plusem „Devil Incarnates in Us”. Generalnie jestem wręcz pewien, że mniej zorientowany w temacie słuchacz, który zmierzy się z tym albumem, nieświadomy tego, iż za całością stoi jeden człowiek, będzie szedł w zaparte, że ma do czynienia z normalnym zespołem. To tylko dowodzi, że Adam wkłada w to co robi całe serce i niczego nie robi na „odpierdol”.
Muzycznie oczywiście nie ma żadnej rewolucji. Jest brutalnie, w dalszym ciągu słychać fascynacje Adama tuzami gatunku zza oceanu. Jeżeli ktoś jednak spodziewa się napierdalania od początku do końca, to jest w dużym błędzie. „Devil Incarnates in Us” jest albumem zróżnicowanym i oprócz utworów „pocisków” z przysłowiowym prosiakiem na wokalu („Cold-Blooded Killings”), dostajemy także utwory miażdżące ciężarem, istne łamacze kości („Lodówka Jeffrey’a”, czy też „Degustator zwłok”), jak również te bardziej „skoczne” (doskonały „Kids Who Kill”), przy których nóżka zaczyna sama podskakiwać w rytm muzyki. Nie można także zapomnieć o palcowych łamańcach po gryfie („Nekrosadysta”), w których autor udwadnia, że ma w zanadrzu oprócz dużej ilości pomysłów, również umiejętności techniczne.
„Devil Incarnates in Us” ukazuje dojrzałość twórczą Mastectomy w całej okazałości, materiał trwa blisko 40 minut, ale swoim zróżnicowaniem i licznymi zmianami tempa nie przyprawia słuchacza o ziewanie i nerwowe spoglądanie na zegarek. Lirycznie mamy, że tak to ujmę, „przeplataniec”. Część utworów jest napisana w języku ojczystym, pozostałe natomiast są w języku angielskim. Adam skupia się na różnego rodzaju patologiach, których nie brakuje w dzisiejszych czasach. Tradycyjnie też obrywa się wschodnim „braciom” spod znaku „sierpa i młota” („Hołodomor”).
Obiektywnie trzeba przyznać, że Mastectomy mocno rozpycha się na scenie brutalnego death metalu i nie ogląda się za siebie. Każdy kolejny materiał umacnia pozycję „zespołu”, a kolorytu dodaje fakt, że Adam od czasu do czasu pokazuje się ze swoją twórczością na scenie. Bardzo mocna pozycja w rodzimym death metalu w obecnym roku. Zachęcam, aby pisać do Adama w celu nabycia własnego egzemplarza krążka, ponieważ jest tego zdecydowanie wart. Mało tego, nie wyobrażam sobie, aby ktoś kto uważa się za fana brutalnej odmiany death metalu, nie miał „Devil Incarnates in Us” u siebie w kolekcji płyt.
Wyd. własne zespołu, 2024
Lista utworów:
1. To zawsze tak po nożu
2. Hyperbutchery
3. Lodówka Jeffrey’a
4. Hołodomor
5. Anatomia nienawiści
6. Nekrosadysta
7. Cold-Blooded Killings
8. Devil Incarnates in Us
9. Glamour Girl Slayer
10. Degustator zwłok
11. Krwawy szmal
12. Kids Who Kill
Ocena: -9/10
