Horrorscope – Evoking Demons
(5 marca 2007, napisał: Jacek Walewski)

Polski thrash już od dawna nie miał się tak dobrze. Bardzo dobry krążek w minionym roku wydało The No-Mads, Virgin Snatch swoim "In The Name Of Blood" zdyskredytowało wszelką konkurencję. Do tego Bloodthirst nareszcie znalazło wydawcę (Pagan Records) i przygotowuje się do nagrania debiutu z prawdziwego zdarzenia. Oprócz tego nie sposób zapomnieć o Horrorscope. W 2005 r. zaczęło być o nich głośno dzięki "The Crushing Design", zaś pare miesięcy temu podnieśli sobie poprzeczkę jeszcze wyżej nagrywając "Evoking Demons". Dotychczas chcąc w jakiś tam sposób sklasyfikować ich muzykę recenzenci podawali takie nazwy co Overkill, Annihilator, Testament czy Exodus. Przy okazji najnowszego dziecka Blackpitfahtera i spółki można było natknąć się także na porównania do Slayer. Moim zdaniem – dość przesadzone. Bo chyba, faktycznie trochę "slayerowaty", "The Tide" krzewicieli thrashu spod znaku Zabójcy z Horrorscope jeszcze nie czyni. Katowiczan nadal bardziej ciągnie do Bay Area, niż Huntington Park, czego wcale nie mam jednak im za złe. Tym bardziej, że Horrorscope na "Evoking Demons" bez wątpienia prezentuje się brutalniej, mocniej, a także ciekawiej od strony muzycznej. Nadal głównym inspiratorem zespołu pozostaje Testament. Słychać to w gitarach, wokalu Baryły (choć tu akurat pojawiły się tym razem i inne inspiracje, ale o tym za chwilę). Nawet intro "New Insignia", będące gitarową solówką, przypomina to, którym Alex Skolnick w "Signs Of Chaos" przed laty zaczynał album "The Ritual". Bohaterem płyty jest jednak zdecydowanie Baryła. Nie wiem jak przebiegały w zespole tym razem prace nad ścieżkami wokalnymi, czy pozostali muzycy dali Adamowi więcej swobody, ale faktem jest, że frontman Horrorscope udowodnił na "Evoking Demons" swoją niezwykłą kreatywność. Tak różnorodnych wokali nie słyszałem na żadnej polskiej płycie thrash metalowej chyba od czasów ostatniego krążka Kata nagranego z Romanem Kostrzewskim! Oczywiście Baryła posiada głos osadzony w innych tonacjach i o niższej barwie, ale myślę, że idea, jaka przyświecała mu przy tworzeniu wokali, była podobna. Przykładowo w "The Inner Pride" popisuje się w refrenie czystym heavy metalowym wokalem, w The Tide naśladuje w pewnym momencie Matta Heafy’ego z Trivium, zaś w "Killers Breeding" pierwsze wersy wypluwa z siebie manierą kojarzącą się z tym, co Phil Anselmo robił w Panterze. Chyba sami przyznacie, że wachlarz jego możliwości robi wrażenie… Co do muzyki to, jak już wspominałem, jest o wiele ciekawiej niż dotychczas. Szczególnie jeśli chodzi o gitary. Ot, choćby pierwszy z brzegu, masywny riff w "Traumatic Legacy" wgniata w ziemię z siłą kilkutonowego młota. W pamięci zapada zawadiacki, główny motyw z "The Inner Pride". A takich momentów jest tu więcej! Cóż, pozostaje mi tylko stwierdzić, że Horrorscope nagrał kolejną bardzo dobrą płytę. Słychać, że grupa się rozwija i idzie w dobrym kierunku. Oby tak dalej!
P.S. Aha, zapomniałbym. Płytę wieńczy cover "Evil" Mercyful Fate i to w takiej wersji, że lepiej mocno zasznurujcie sobie buty, żeby z nich nie wyskoczyć!
Lista utworóó
1. New Insignia (intro)
2. Mephisto
3. Traumatic Legacy
4. The Inner Pride
5. Branded
6. The Tide
7. Headhunters
8. Light The Fuse
9. The Request
10. Killers Breeding
11. Evil [bonus track]
Ocena: 8/10
