Bruce Dickinson – The Mandrake Project
(19 marca 2024, napisał: Prezes)
Do tej płyty podszedłem zupełnie na luzie, bez żadnych oczekiwań. Wiadomo – bardzo cenię sobie trójcę „Accident of Birth”, „The Chemical Wedding” i „Tyranny of Souls”, ale później jakoś przestałem śledzić solową karierę Dickinsona (Ironów zresztą też…). W zasadzie to nie było nawet co śledzić, bo wychodzi na to, że „Tyranny…” z 2005 roku był jego ostatnim pełnym albumem. Na „The Mandrake Project” trafiłem na chwilę przed premierą, przesłuchałem raz, przesłuchałem drugi i – o dziwo – ta płyta została ze mną na trochę dłużej. Czy jestem nią oczarowany, albo zaskoczony? Raczej nie. Czy dobrze mi się jej słucha? Tak. Tylko tyle i aż tyle.
Muzycznie jest to materiał zróżnicowany, penetrujący dość szerokie spektrum „ciężkiego grania”. Jak wiadomo w swojej solowej twórczości Bruce chce realizować się na trochę innych polach, niż w jego „etatowym” zespole. Mamy tu więc sporo ciężkich „mięsistych” riffów, których nie brakowało już na poprzednich jego albumach. Niektóre z nich są mocno klasyczne, hard rockowe albo wręcz stonerowe. Jest trochę spokojniejszego, balladowego grania, są akustyczne gitary, ale też fajne chwytliwe melodie, oczywiście nie tak wyeksponowane i „nachalne” jak w Ironach. Dobrze się tego słucha właśnie z uwagi na dużą różnorodność, nawet te wolniejsze, bardziej smętliwe kompozycje jakoś nie męczą… Oczywiście spora w tym zasługa samego Dickinsona, który najlepsze lata może i ma już za sobą, ale cały czas wie jak efektownie zaśpiewać. Co ważne, tutaj nie musi sztywno trzymać się tej swojej „Ironowej” konwencji i momentami pokazuje, że potrafi tez poeksperymentować ze swoim głosem.
To co bardzo spodobało mi się na tym materiale to ten specyficzny, trochę filmowy, albo komiksowy klimat unoszący się nad większością utworów, uzyskiwany prostymi, ale wyrazistymi środkami. Taki „Rain on the Graves” na przykład pachnie mi XIX-wiecznym horrorem, a „Resurrection Men” z akustycznym wstępem mógłby znaleźć się na ścieżce dźwiękowej do jakiegoś westernu. Sporo tu umiejętnie użytych sampli, klawiszy i innych instrumentów, które po prostu ubogacają poszczególne kompozycje.
Jeśli chodzi o nowe materiały gigantów (dinozaurów?) ciężkiego grania to ten album raczej przegrywa z nowymi albumami Saxon i na pewno Judas Priest, ale też wiem, że w przyszłości nie będę miał większych oporów by wrócić do tego krążka. Jest to po prostu dobra rozrywka i ciekawa odskocznia od ekstremalnego grania.
Wyd. BMG, 2024
Lista utworów:
1. Afterglow of Ragnarok
2. Many Doors to Hell
3. Rain on the Graves
4. Resurrection Men
5. Fingers in the Wounds
6. Eternity Has Failed
7. Mistress of Mercy
8. Face in the Mirror
9. Shadow of the Gods
10. Sonata (Immortal Beloved)
Ocena: +7/10