MASTECTOMY – KU ZAGŁADZIE
(13 grudnia 2023, napisał: Robert Serpent)
Jednoosobowy projekt Mastectomy wraca na nasze łamy. Powodem tego powrotu jest ostatni materiał. Celowo nie piszę, że jest nowy, bo jednak „Ku zagładzie” liczy sobie już prawie półtora roku. Będę się powtarzał, że czas jest niczym męski członek, nie stoi w miejscu, lecz biegnie nieubłaganie i jakoś tak się złożyło, że dopiero teraz ostatnie wydawnictwo Mastectomy trafia do recenzji. Lepiej późno, niż wcale.
„Ku zagładzie” to EP-ka trwająca nieco ponad 27 minut. I jest to czas, który wypełnia nam brutalny death metal. Nie spodziewałem się żadnych innowacyjnych rozwiazań w muzyce Mastectomy i takich nie otrzymałem. Nie jest to żaden zarzut, bo brutalny death metal to dość hermetyczny gatunek metalu. Adam robi swoje i śmiało mogę stwierdzić, że robi to bez oglądania się na innych. Na uwagę zasługują odważne, polskie teksty. Dodam, że są mało popularne, nie idące z prądem, wręcz przeciwnie, dolewające oliwy do ognia. Nie zamierzam wstawiać żadnych cytatów i wyrywać fragmentów z kontekstu, bo takie zabiegi są słabe i często zmieniają obraz przekazu. Kto ma ochotę, niech sobie prześledzi warstwę liryczną, bo raczej o zrozumieniu ze słuchu nie ma mowy, ale przecież mowa o brutalnym death metalu, więc mamy do czynienia z tzw. „kiblem”. Teksty, jak wspomniałem wyżej, są odważne i bardzo na czasie, dla wielu zapewne będą wrzodem na tyłku, ale wszystkim nie dogodzisz, nieprawdaż? A autor ma prawo pisać o czym chce. Koniec i kropka!
Co do muzyki, mielenie łamane z szybkimi i bardzo szybkimi riffami. Często wpadającymi w ucho i zostającymi na dłużej, to niewątpliwy plus materiału. Miłośnicy tego typu grania raczej nie będą zawiedzeni, bo nie widzę powodów żeby na siłę się przywalać. Wszystko jest na swoim miejscu, słychać, że nie mamy do czynienia z żółtodziobem, tylko z osobą, która trochę czasu już obraca się w takich klimatach. Ogólnie szacunek budzi fakt, że Adam całość instrumentów ogarnia sam. Ktoś powie, że takie czasy, że jest łatwiej niż kiedyś. To oczywiście niezaprzeczalna prawda. Problem w tym, żeby autor swoimi pomysłami potrafił zainteresować innych. I tak właśnie jest w moim przypadku. Muzyka ma bawić i relaksować, i tak właśnie działa na mnie „Ku zagładzie”, a jeśli jeszcze twórca potrafi zaciekawić warstwą liryczną i nie powielać utartych schematów, to już w ogóle jest fantastycznie. Adam porusza w tekstach trudne kwestie, przedstawia swój punkt widzenia, a że robi to w sposób ciekawy i wiarygodny to całość sprawia wrażenie przemyślanego monolitu. I wcale nie uważam, że teksty w ojczystym języku są problemem. Są raczej czymś w stylu pięści zatrzymującej się na nosie lub siekaczach, ale nie zapominajmy, że metal to nie rurki z kremem.
Na koniec otrzymujemy dwa covery tuzów gatunku, które robią robotę i dopełniają całości. Materiał udany, zgrabny i przemyślany. Czekam i wypatruję więcej.
Wyd. własne zespołu, 2022
Lista utworów:
1. Obłąkany rzeźnik
2. Narkolewica
3. Patologiczny krzewiciel prawdy
4. Regulator przyrostu ludności
5. Przymusowa zmiana płci
6. By My Victim [Mortician cover]
7. Rush-Hour Killing Spree [Putrid Pile cover]
Ocena: 8/10