MOONREICH – AMER
(6 listopada 2023, napisał: Robert Serpent)
Po pięciu latach od genialnego „Fugue”, Moonreich wraca z piątym albumem. Nie były to jednak lata spędzone w milczeniu, bo w tak zwanym międzyczasie, zespół wypuścił jeszcze EP-kę „Wormgod”.
Miałem okazję recenzować „Fugue” i uważam, że Francuzi poprzednim albumem zawiesili sobie poprzeczkę na cholernie wysokim poziomie. Do dziś „Fugue” robi mi zajebiście dobrze i często do niego wracam. Zadanie zatem nie należało do łatwych, tym bardziej, że Moonreich nie gra muzyki łatwej i przyjemnej.
Tym razem album jest krótszy, trwa nieco ponad 43 minuty i odnoszę wrażenie, że Moonreich poszedł nieco odważniej w kierunku atmosferycznego black (?) metalu. Oczywiście piszę to z dużym uproszczeniem i ten pytajnik nie jest przypadkowy. W dalszym ciągu Francuzi mieszają w swojej muzyce i używają ciężkich i niestrawnych dla wielu zmian tempa, jak i mało szablonowych struktur budowania kompozycji, ale wszakże profil wydawniczy wytwórni, może dać nieco wskazówek co do zawartości „Amer”. Podoba mi się w Moonreich to, że nie idą na łatwiznę i trwają w tym co robią, co niekoniecznie przekłada się na zdobywanie dużej ilości fanów. Dzięki temu zespół zaczyna się zbliżać do czegoś co można nazwać własnym stylem i zaczyna być rozpoznawalny. Zdaję sobie sprawę, że muzyka Moonreich jest toksyczna i mało czytelna dla części słuchaczy. Z jednej strony otrzymujemy pędzące na złamanie karku black metalowe tornado, by za chwilę mocno zaciagnąć hamulec ręczny i budować duszny i przygnębiający nastrój, co istotne, tworzony za pomocą typowego rockowego, czy metalowego instrumentarium, bez wspomagania się instrumentami klawiszowymi. Pojawiają się od czasu do czasu jakieś partie chóralne, podbite „rytualnymi” bębnami, a pikanterii dodaje sound jaki wypracował sobie zespół na wcześniejszych wydawnictwach i jakiemu hołduje w dalszym ciągu. Jest dość modernistyczny i raczej ciężki do spotkania w szeroko rozumianym black metalu.
To wszystko zapętlone i zamknięte w tych 43 minutach, tworzy album tętniący swoim własnym życiem. Ja czuję się dobrze w tym co tworzy Moonreich, ale przyznam, że pierwsze przesłuchania „Amer” wbiły mi delikatnego klina. To zdecydowanie nie jest album do jednorazowego przesłuchania, ani będący tłem do obierania ziemniaków, czy ścierania kurzu z płyt. „Amer” wymaga poświęcenia mu pełnej uwagi, wówczas jest szansa, że zostanie zrozumiany. W przeciwnym razie może okazać się zbyt toksyczny. Czy dorównał „Fugue”? Moim zdaniem nie, ale na pewno nie ma mowy o żadnym potknięciu. Jest to kolejny krok do przodu w twórczości Moonreich, krok zrobiony bez oglądania się na innych. A zamykający album „tasiemiec” w postaci „The Cave of Superstition”, rozjebał mnie całkowicie. Brakuje mi tylko francuskiej warstwy lirycznej.
Płyta dla słuchaczy z otwartymi umysłami i szerszym spojrzeniem na muzykę. Ja czekam na kolejne dzieła Moonreich.
Wyd. Les Acteurs de l’Ombre Productions, 2023
Lista utworów:
1. Of Swine and Ecstasy
2. Amer
3. Where We Sink
4. Astral Jaws
5. The Cave of Superstition
Ocena: +8/10