Mistyczna Noc – Katowice, Mega Club
(4 listopada 2006, napisał: F.G. Superman)
Data wydarzenia: 4 listopada 2006
Decline, Hetzer, Bestial Raids, Nomad
W tym roku zima przywitała nas śniegiem już jesienią postanawiając sprawdzić, czy nasze służby drogowe czuwają czy też tradycyjnie oglądają pierwsze śniegi przez okna swoich cieplutkich i bezpiecznych domków. Okazało się, że służby drogowe można zaskoczyć zawsze, ja, na szczęście, zainwestowałem w sobotę w komplet całkiem nowych opon zimowych, których cena skutecznie podniosła mi ciśnienie. Mój cenny zakup postanowiłem uczcić jadąc, jako kierowca, na Noc Mistyczną do Katowic. W czasie naszej podróży śnieg zacinał niemiłosiernie, a ja mogłem testować na śliskiej nawierzchni moje supernowe i super drogie ogumienie. Z powodu niezbyt sprzyjających warunków atmosferycznych toczyliśmy się raczej do tych Katowic, bo rozwijanie prędkości większej niż 80 km/h graniczyło z obłędem. Jednakże moim pasażerkom w samochodzie humor raczej dopisywał, więc czas mknął jak bolid Roberta Kubicy. Ale tyle o jeździe, bo ja tu o mjuziku chciałem troszku pogawędzić.
Noc Mistyczna, jeśli ktoś nie wie, to szlachetna idea wdrażana w życie od dobrych kilku lat. Koncerty pod tym tytułem nie są organizowane w określonych miesiącach czy porach roku, a według widzimisię organizatora. Nie będę opowiadał, kto w czasie długiej historii tam grał i ile wypił, bo nie to jest tu najważniejsze, a skoncentryfikuję się na ostatnim gigu. A więc tak, przybyliśmy na miejsce spotkania około 19.30 i od razu spostrzegliśmy naszym przenikliwym spojrzeniem, że jeszcze się nie zaczęło, bo groźni bramkarze stali na schodach i nie wpuszczali nikogo na górę. Tak, impreza miała miejsce w katowickim Mega Clubie, który nie jest najciekawszym miejscem do grania koncertów, ale cóż robić. Ponoć od przyszłego roku ma zmienić się lokalizacja, na co czekam z niecierpliwością. Po wejściu i spędzeniu w klubie kilku minut można się było zorientować, że tego dnia wielu fanów ciężkiego grania znalazło sobie inne rozrywki na wieczór bo hitem frekwencyjnym ostatnia Noc Mistyczna nie była. Rozsiedliśmy się zatem wygodnie popijając piwko (ja niestety sok) i czekaliśmy, aż skończą się próby. Po jednym soku i paczce paluszków pozwolono nam wdrapać się na górę, gdzie po scenie snuli się już chłopaki z DECLINE. Zespół ten w ostatnich miesiącach widziałem już kilka razy, bo mam podobne hobby pozaszkolne, co ci agresywno – rozrywkowi muzykanci. Chłopaki grają black metal bez żadnych udziwnień i trochę zżynają z MARDUKA. Minusem tego kolektywu jest to, że nie mają ostatnio basisty, który pomógłby perkusiście w zrobieniu pleców tym ich siarkowatym gitarom. DECLINE nagrało całkiem niedawno swój materiał „Obscure” i próbują go upchać gdzie się da, więc zapodali trochę numerów z tego obskurnego demo. Zagrali też nową, niezwykle nasyconą antychodzeniemdokościoła piosenkę, która ma zwiastować ich nową płytę mającą się urodzić gdzieś pod koniec roku. Myślę, że chłopaki dali radę przekonać do siebie kilka osób swoimi black metalowymi szlagierami. Z całą pewnością spodobali się pewnej parce młodych dzierlatek, które po kilku browcach okazywały im swoje dozgonne oddanie, ech to jest życie gwiazd… Trzeba tu jeszcze powiedzieć, że DECLINE podlizali się publice odgrywając najbardziej znany numer zespołu MAYHEM, co ruszyło kilku kudłatych i postanowili wczołgać się pod scenę żeby zobaczyć, co się dzieje. Ale jak wszystko co dobre DECLINE skończyli aby nie rozgniewać kolejnej załogi. Po pierwszej kapeli siku, soczek fajka i następny zespół. Powiem szczerze, że HETZER znałem tylko z nazwy i miałem jakieś dziwne wrażenie, że to małoletnie szczyle tłukące się w wolnym czasie z kolegami, którzy chodzą na disko. A tu małe zaskoczenia, bo na scenie pojawiła się piątka rosłych chłopaków, którzy nienawiścią do Bożego Narodzenia mogliby obdzielić ze trzy kraje rozwijające się. Zespół z Katowic, a więc lokalny band, który zgromadził pod sceną większą część publiczności zgromadzonej tego wieczora w Mega był agresywny i skuteczny. Po pierwszym kawałku upierdzielili mi głowę, a potem odejmowali mi kończyny by na końcu rozerwać to, co ze mnie zostało na strzępy. Lejdyz end dżentelmen oświadczam wszem i wobec, że HETZER to kwintet całkiem sprawnych muzyków, którzy z ogromną precyzją dobierają dźwięki żeby słuchacza bolało. Wszystko było bez zarzutu death metal, jaki panowie prezentowali poniewierał słuchaczami na parkiecie. Niesamowita szybkość łączyła się ze zwolnieniami, co nie pozwalało być ani przez chwilę znużonym. Co z tego, że ktoś mógł się doszukać wpływów kilku czołowych przedstawicieli gatunku, jeśli nie były to chamskie zrzynki a riffy wyraźnie inspirowane, a nie zapożyczone. Ja, od sobotniego koncertu będę bacznie obserwował karierę katowickich terrorystów z HETZER i będę im kibicował. Koncert HETZER też niestety dobiegł końca i przyszedł czas na BESTIAL RAIDS. Muszę powiedzieć, że trochę rozbawiły mnie makijaże chłopaków, ale w trakcie trwania ich recitalu zrozumiałem, że tak trzeba. Zespół, podobnie jak HETZER, znałem tylko z nazwy i nigdy żadnych nagrań nie słyszałem, więc poszedłem sprawdzić czy zdołają mnie przeciągnąć na swoją stronę. Powiem krótko, chłopaki olewają to, co obecnie dzieje się w black metalu i raczej z DIMMU BORGIR inspiracji nie czerpią. Nie chodzą też pewnie na kursy gry na swoim instrumencie do znanych muzyków. BESTIAL RAIDS hołdują starym czasom, kiedy słońce był bogiem, a każdy muzyk black metalowy musiał mieć na sobie wielki krzyż w pozycji Piotrowej i pomalowaną gębę. Chłopaki łupali jakby ich szatan opętał pokazując jak kochają BATHORY i BEHERIT. Takiej siarki to ja od czasów młodości nie poczułem jak się słuchało nie znanych jeszcze zespołów i zastanawiało ile razy padnie słowo „satan” w jednym kawałku. Nie mogę powiedzieć żebym był specjalnie zachwycony brzmieniem tego koncertu, bo ono akurat było, że się tak wyrażę takie sobie. Ale co tam, wokalista tej nieświętej hordy dwoił się i troił żeby zrobić jakieś show na scenie wykrzywiając się we wszystkie strony świata ze swoim basem, a przeciwwagą dla niego był gitarownik, który nie odrywał wzroku od swojego gryfu jakby mu go miał ktoś podpierdolić. Perkusista tej okrutnej formacji zapakował swoje fizys w maskę gazową, więc nie mogłem spostrzec czy przeżywał gig równie intensywnie jak frontman. Ja po koncercie byłem zachwycony, o czym niezwłocznie poszedłem zakomunikować moim towarzyszkom w czasie oczekiwania na gwiazdę wieczoru. NOMAD to zespół, który istnieje już na naszej scenie od 160 lat, ale jakoś nigdy nie wypłynęli na szersze wody. Czemu tak wyszło, nie wnikam, bo mnie to nie interesi, a może muzycy tej formacji z premedytacją wybrali tę formę istnienia, bez ciężkich tras koncertowych, press tourów i tej całej szopki naokoło zespołowej. Kapela nagrała kilka niezłych płyt i nie znajdują się na okładkach prasy branżowej, co nie jest tak istotne, bo w końcu mogłem zobaczyć ich na żywo. No, widać, że chłopaki krowie spod ogona nie wypadli, ale co ja się będę mądrzył kiedy tam grają profesjonaliści. Koncert bardzo dobry, pokazał, że zespół ma w sobie mnóstwo energii i zapału do grania pomimo kilku dobrych latek na karku. Niestety recital zespołu został spieprzony przez dźwiękowca, który chciał chyba wszystko włączyć na maksa i wyszedł momentami jeden wielki hałas na czym występ wiele stracił. Gdyby porównać brzmieniowo HETZER i NOMAD to katowicka kapela zabrzmiała dużo lepiej. Ale co tam, niezbyt licznej publiczności występ się podobał, a to chyba jest najważniejsze. Na koniec zgłoszę jeszcze zażalenie, bo w czasie koncertu NOMAD zespół ze wszystkich stron obstawiony był fotografami i kolesiem, czy kolesiami z kamerą, co się oczywiście chwali, ale ci panowie stali na scenie!!! Durne, nie? Leci koncert, a zamiast zespołu widać fotografów… To tyle chciałem naskarżyć. Po koncercie odbyło się jeszcze after party, lecz ja i moja wesoła załoga udaliśmy się już w stronę pojazdu by na moich zajefajnych oponach zimowych wyciąć w bryle nocy drogę do alkowy…
Była to prawdopodobnie ostatnia Noc Mistyczna w tamtym budynku Mega Clubu, co mnie osobiście cieszy, ale są tacy, którym z pewnością zakręci się łza w oku na wspomnienie lokalu ze sceną nad schodami. A jak będzie w nowym Mega? Miejmy nadzieję, że przekonamy się już na początku przyszłego roku na kolejnej Nocy Mistycznej.
