VEILBURNER – VLBRNR
(27 grudnia 2022, napisał: Robert Serpent)
Przyznam, że wypatrywałem tego albumu z wypiekami na pysku. Nie zamierzam ukrywać, że fascynuje mnie twórczość duetu muzyków z Pennsylvanii. Dzieje się tak od kiedy skrzyżowały się nasze drogi dzięki fenomenalnemu „A Sire to the Ghouls of Lunacy”. Od tamtego czasu Veilburner nagrał równie znakomity „Lurkers in the Capsule of Skull” (zresztą miałem przyjemność recenzować i ten krążek, a recenzję kończyłem słowami: „A swoją drogą, po takim materiale, ciężko sobie wyobrazić kolejny album, ale oni to zrobią!”. I co? Minął zaledwie rok i początkiem grudnia na świat wypełzł „VLBRNR”, czyli szósty już album projektu. Mimo ekscytacji jestem mocno zaskoczony faktem, że tak szybko po ukazaniu się poprzedniego krążka, Veilburner wraca z nowym materiałem, tym bardziej, że przecież muzyka jaką nam serwuje projekt, nie należy do łatwych i prostych, że tak bardzo delikatnie to ujmę. Tak czy inaczej od kilku dni „VLBRNR” jest u mnie priorytetem muzycznym i poświęcam sporo czasu, aby poznać tenże materiał, a odnoszę wrażenie, że w podobnym tonie mógłbym się wypowiadać za dwa lub trzy tygodnie. Dzieje się tutaj bardzo dużo i jeśli ktoś nie miał styczności z twórczością duetu Amerykanów, a ma zamiar ten błąd naprawić, proponuję z góry zarezerwować sobie kilka dobrych dni na obcowanie z „VLBRNR”. Veilburner nie idzie na łatwiznę, panowie robią swoje nie oglądając się wstecz. Jestem pełen podziwu i nieustannie zastanawiam się, jakim cudem, w tak krótkim czasie, tyle pomysłów rodzi się w głowach muzyków odpowiadających za tenże projekt. Veilburner dokonuje rzeczy rzadkiej w dzisiejszych czasach, ponieważ w istnym zalewie propozycji muzycznych z całego świata, wyróżnia się z tłumu dzięki własnemu stylowi, jaki udało się stworzyć muzykom na poprzednich albumach. Teraz ten styl jest rozwijany, szkopuł w tym, żeby to wszystko zostało podane w sposób strawny i taki, żeby zainteresować słuchacza. Zdaje sobie sprawę, że część osób obróci się na pięcie i będzie mieć, jak to mówi dzisiejsza młodzież „wyjebane” na Veilburner. Ich wybór i ich strata. „VLBRNR” to album skomplikowany (ale niespodzianka, nieprawdaż?) i wymagający pełnego skupienia przez cały czas jego trwania. Odnoszę wrażenie, że panowie coraz częściej oddalają się od ekstremalnego metalu na rzecz cudownie „chorego” klimatu, pełnego niepokojących i zaskakujących dźwięków tworzonych raz za pomocą syntezatorów (jak choćby zamykający album „Ruin”), innym razem niemal jazzowych zagrywek i obłąkanych partii wokalnych (przykładowo „Interim Oblivion”). Nie brakuje oczywiście metalowego „łojenia” („Lo! Heirs to the Serpent”), ale należy wyraźnie zaznaczyć, że mało oczywistego, pełnego zmian tempa i obfitującego w połamane i iście niepokojące riffy, budujące diabelski klimat. Wszystko to okraszone zróżnicowanymi wokalami pełnymi obłędu i zdziczenia (absolutnie genialny „Unorthodoxagon”). Dla odmiany „Repulsed by the Light” zaczyna się od znakomitego motywu odegranego akustycznie i przechodzi w marszowy rytm, utwór wieńczy znakomita solówka gitarowa i demoniczne wokale. Nie wiem czy będzie wystarczającą rekomendacją stwierdzenie, że dla mnie to kandydat do miana płyty roku. Zdaje sobie sprawę, że to odważne postawienie sprawy, ale uważam, że Veilburner jest cholernie niedoceniany i bezceremonialnie, a nawet bezczelnie kładzie na łopatki wiele płyt wielkich nazw jakie ukazały się w tym roku. Każdym kolejnym krążkiem Veiburner podnosi sobie poprzeczkę i mimo faktu, że znajduje się ona już niebotycznie wysoko, to i tak nie stanowi to problemu dla tych wielce utalentowanych muzyków. Obłędnie cudowny album z gatunku tych co się nigdy nie znudzą.
p.s. Znakomity front cover idealnie oddaje klimat albumu.
Wyd. Transcending Obscurity Records, 2022
Lista utworów:
1. VI (Vulgar Incantations)
2. Envexomous Hex
3. Interim Oblivion
4. Lo! Heirs to the Serpent
5. Burning the Veil
6. Unorthodoxagon
7. Repulsed by the Light
8. None so Hideous
9. Exhibitionism in Limbo
10. Ruin
Ocena: +9/10