VORGA – STRIVING TOWARD OBLIVION
(14 listopada 2022, napisał: Robert Serpent)
Swego czasu „brałem na warsztat” sporo wydawnictw sygnowanych logiem TOR i większość wspominam bardzo dobrze. Ostatnio jakoś mniej śledzę poczynania wytwórni i jej wynalazki, co nie oznacza, że Transcending Obscurity Records zwolniła tempo. Postanowiłem przyjrzeć się kilku albumom, które ujrzały światło dzienne dzięki wspomnianemu labelowi.
W sumie dość przypadkowo mój wybór padł na Niemców z Vorga i ich pełnoczasowy debiut zatytułowany „Striving Toward Oblivion”. Kapela istnieje od 2016 roku i jak można wyczytać w notatce wydawcy opisującej zespół: „Po oszałamiającej debiutanckiej EPce „Radiant Gloom”, która zapewniła im kontrakt z wytwórnią, niemiecki zespół black metalowy Vorga powraca z absolutnie błyskotliwym pełnym albumem, który rozwija muzykę z ich debiutu i wznosi ją na nowe wyżyny. (…)”. Jak powszechnie wiadomo, zadaniem wydawcy jest rozreklamować produkt, w który włożył środki finansowe i z tego zadania TOR się wywiązuje. Inna sprawa, czy pewne stwierdzenia nie są zbyt górnolotne.
Wspomnianej EP-ki nie słyszałem, za to któryś już raz słucham „Striving Toward Oblivion” i muszę przyznać, że nie słyszę powodów do zachwytów. Pierwsze co rzuca się w oczy to image muzyków, kojarzący się z Mörk Gryning, a druga kwestia to kosmiczna okładka albumu, bardzo podobna do recenzowanego jakiś czas temu przeze mnie debiutu Imperialist, który również ukazał się pod skrzydłami Transcending Obscurity Records.
Niemcy na swoim debiucie zamieścili osiem utworów, utrzymanych w klimacie atmosferycznego black metalu. I właściwie tyle wystarczyłoby pisania o samej muzyce. Niestety, album jest mocno przeciętny, a muzyka na nim zawarta wpada jednym uchem, a drugim natychmiast wypada, nie zostawiając po sobie żadnego śladu. Na „Striving Toward Oblivion” dominują średnie tempa, z ogromną ilością melodii, które w kilku fragmentach albumu działają na mnie drażniąco (oszczędzę bardziej dosadnych sformułowań). Vorga za bardzo polewa lukrem swoje kompozycje. Nawet jeśli słychać potencjał w gitarowych riffach (które momentami są naprawdę ciekawe i nawet wychodzące poza ramy black metalu), niestety za chwilę są dosładzane partiami słodziutkich pejzaży. To tak jakby ktoś jadł pikantną potrawę i na siłę próbował zrobić z niej słodki deser. Takie wrażenie odnoszę słuchając debiutu Niemców.
Żeby nie było, że tylko „jeżdżę” po „Striving Toward Oblivion”. Momentami albumu słucha się dosyć przyjemnie, a byłoby jeszcze lepiej, gdyby Niemcy dali więcej przestrzeni agresywniejszym partiom gitar (tak się dzieje momentami w „Fool’s Paradise”, czy „Taken”). Niestety jest to tylko chwilowe i po obiecujących fragmentach, gdzie gitary mogą pokazać pazur, powraca główny bohater (melodia) ze swoim przesadnym dosładzaniem.
Problem z Vorga jest taki, że album niczym się nie wyróżnia, a takich albumów swego czasu powstawały całe stosy. Dziś często po takich wydawnictwach nie ma śladu i obawiam się, że Vorga dołączy do tego grona. Mocno przeciętny materiał, dla fanów Dimmu Borgir, Old Man’s Child, Tidfall, Sirius (pamięta ktoś?) itp. Ja już zapewne jutro zapomnę, że kilkukrotnie przesłuchałem debiut Vorga, a to nie jest najlepsza rekomendacja dla Niemców.
Wyd. Transcending Obscurity Records, 2022
Lista utworów:
1. Starless Sky
2. Comet
3. Disgust
4. Stars My Destination
5. Last Transmission
6. Fool’s Paradise
7. Taken
8. Death Manifesting
Ocena: 5/10